24.07.2012

II. Rozdział 19 - Prawowici Władcy Hogwartu

Przyjaciele pomogli mu nadrobić zaległości w lekcjach. Powrócili do częstych spotkań w Pokoju Życzeń i nie odstępowali go na krok, póki nie mieli pewności, że Olivia gdzieś na niego nie napadnie. Czasami było to uciążliwe, gdyż nie mógł pobyć w samotności, a tego potrzebował. Dwa pytania nie dawały mu spokoju. Dlaczego Olivia to zrobiła? I jaką informację pragnęła zdobyć? Nie wątpił, że chciała się czegoś dowiedzieć, ale odnosił wrażenie, że nie zdążyła. Bo po co w takim razie nadal próbowała go od siebie uzależnić? Nie rozmawiał z nią o Voldemorcie ani razu, a zapewne chciała się dowiedzieć czegoś właśnie o nim, jeśli była po jego stronie. Powiedział o usłyszanej dyskusji Ślizgonom oraz Missy i Milce, którzy przyjęli to z zaskoczeniem.
— Nie wiesz, kto to był? — zapytał Jeremy.
— Nie wiem, ale z początku kojarzyłem głos.
— Jaki ona może mieć w tym cel? — zastanowiła się Nancy. — Nic nie przychodzi wam do głowy?
Zapadła cisza.
— Pomyślmy — zaczęła Nicole. — Co łączy ciebie i Aarona Rista? Jego też omotała. Coś w tym musi być.
— Jakieś powiązania z Voldemortem? — zaproponowała Viki.
— Aż tak? — wątpiła Pansy.
— Całkiem możliwe — odparł z kolei Kobra ze zmarszczonymi brwiami, a oni wbili w niego spojrzenia. — Wydusiła od Aarona informacje o jakiejś jego znajomej. Zerwała z nim niemal od razu. Tydzień później rodzice tej dziewczyny zostali zamordowani przed Voldemorta.
Zamyślona Nancy zastukała palcami w stolik.
— Kim oni byli?
— Aurorami i wielkimi przeciwnikami Riddle’a.
— A ciebie o coś pytała w związku z nim?
Pokręcił głową po zastanowieniu.
— To nie ma znaczenia — stwierdził Draco. — Kogo chce zabić Riddle? Romance mogła po prostu cię oddać w łapy Voldemorta — zwrócił się do Harry’ego. — Miała szerokie pole manewru, gdy chodziłeś za nią jak wierny pies. W każdej chwili mogła cię wyciągnąć poza Hogwart i ochronę. Nie zdążyła tego zrobić, bo było jeszcze za wcześnie i byś się zorientował.
— I nikt by nie wiedział, że w szkole jest śmierciożerca? — mruknęła Pansy.
— Wie o tym osoba, z którą rozmawiała — rzekła Nicole.
— Czyli się tego nie dowiemy.

Ciężko znosił rozstanie z Olivią i odizolowanie się od niej, ponieważ była w tym samym budynku co on. Co rusz widział ją przy posiłkach, ale dzielnie znosił jej towarzystwo. Równie często spotykał się z Aaronem, który radził sobie nie gorzej od niego. Tak jak Harry, miał chwilę zawahania, gdy niby przypadkiem usiadła przy stole niemal naprzeciwko niego. Wzajemnie się wspierali, by szło im lepiej, a przy okazji znaleźli nić porozumienia. Kobra miał taką wolę walki z Olivią, że jego przyjaciele byli zaskoczeni i pełni podziwu.
— Jak będziecie za mną non stop chodzić, w życiu mi się nie uda — powiedział przy śniadaniu, widząc Aarona siedzącego samotnie przy stole Krukonów, który próbował ignorować siedzącą kawałek dalej Olivię. — Muszę się nauczyć ją ignorować, a nie przed nią uciekać.
— Co chcesz w takim razie zrobić? — zapytała ostrożnie Missy.
— Zacząć od małych kroków. W tym momencie zrobię pierwszy i ją wku*wię.
Wstał.
— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł — zawahała się Nancy.
— Jeśli mi się nie uda, możecie mi naje*ać — stwierdził tylko i odszedł.
— Chętnie — usłyszał jeszcze zadowolony głos Nicole.
Uważnie obserwowali, jak kieruje się do Krukonów i siada obok Aarona pod spojrzeniem Olivii.
Kobra zauważył kątem oka wściekłość pojawiającą się na twarzy dziewczyny, gdy przywitał się z chłopakiem. Było to trudniejsze, niż sądził, ale ignorował to, pytając Aarona o bzdety. Ten także maksymalnie skupił się na rozmowie. Harry zaproponował mu, żeby dosiadł się do elity i reszty. Zgodził się, myśląc, że to tylko podpucha dla Krukonki. Odeszli razem i gdy mieli skierować się do odpowiedniego stołu, Aaron chciał się żegnać.
— Ale ja na serio mówiłem — stwierdził Kobra, zaskakując go.
Uważani byli za Prawowitych Władców Hogwartu, jak to ich określano po kątach, a on miał się do nich dosiąść, jak jeden z nich?
— Chcesz mnie posłać w paszczę lwa? — spytał.
— Właśnie cię z niej wyciągnąłem — odparł z rozbawieniem. — Przecież już z nimi gadałeś, a przy okazji doprowadzimy Romance do furii.
— Tym ostatnim mnie przekonałeś.
— Jak miło patrzeć na jej wku*wioną twarz — rzekła Missy z radością, gdy usiedli, choć Krukon w wielkim wahaniem.
Po Hogwarcie rozeszło się echo plotek po tym incydencie. Nancy była niezwykle uradowana postępami Kobry, choć był to zaledwie krok na sam szczyt góry. Dali mu dzień próby i nie chodzili za nim jak cienie.
Harry pędził na imprezę z okazji związku Dextera i Milki. Po drodze spotkał Syriusza, z którym nie miał ostatnio okazji pogadać. Postanowił spóźnić się trochę na przyjęcie i polepszyć kontakty z chrzestnym chociażby krótką rozmową. Mężczyzna był z niego dumny, tym bardziej, gdy dowiedział się o jego postępach. Chwilę później był świadkiem starcia między Ostrym a Olivią. Zdążyli już się rozejść na dwa końce korytarza, gdy chłopaka zaatakowała Krukonka. W pierwszej chwili Łapa chciał zareagować, kiedy zobaczył blednącą twarz chrześniaka, ale wstrzymał się, gdy ten przybrał twardą minę.
— Co to ma znaczyć? — zaczęła ostro.
— Co? Nie pasuje ci, że coraz lepiej idzie nam ignorowanie twojej fałszywej gęby? — odparł chamsko.
Zmrużyła oczy, ale nagle jej twarz złagodniała i nabrała miłego wyrazu. Przybliżyła się do niego. Harry nic nie zrobił, choć ręka mu drgnęła. Zacisnął szczęki. Syriusz cały czas stał w gotowości. Wiedział, że chłopak sam musi się z nią zmierzyć, żeby później szło mu coraz lepiej. Miał zamiar zareagować dopiero wtedy, gdy Kobra zacznie ulegać.
— Zostaw Aarona i do mnie wróć — powiedziała miękko. — Przez niego się rozstaliśmy.
— Rozstaliśmy się przez twoje intrygi — odparł twardo, próbując nie zwracać uwagi na to, że stoi tuż przy nim.
Chciała rozpocząć swoje zagrywki, chwytając go za dłoń. Chłopak wciągnął powietrze. Łapa już zrobił krok w ich stronę, ale Harry wyrwał rękę i odsunął się.
— Nie zaczynaj, bo ci się nie uda — syknął do niej.
Minął ją i ruszył przed siebie, zostawiając ją wściekłą. Przecież przyjaciele na niego czekali. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Dobra robota – pomyślał Łapa zadowolony.

Dopóki nie mieli dowodów, nie mogli nic zrobić w sprawie Olivii. Była zwykłą uczennicą, która, zakochując się w Harrym bez wzajemności, podała mu eliksir. Tak wytłumaczyła się przed Dumbledorem. Milkę ogarnęła niepohamowana złość, gdy Kobra przyniósł te wieści zaraz po spotkaniu z dyrektorem. Widziała, jak Ostry momentami się męczy, ale walczył jak lew, a oni podnosili go na duchu. Aaron miał większy problem, gdyż dziewczyna mieszkała w tym samym domu co on, ale myśl o tym, co zrobiła, powstrzymywała go przed podejściem do niej. Umówili się z Ostrym, że jeśli któryś ulegnie, dostaje od drugiego po pysku. Na początku bardziej chodziło im o to, żeby doprowadzić Olivię do furii, gdy rozmawiali o bzdurach, jednak z czasem się to zmieniło. Zachowywali się jak zwykli kumple, a kiedy Kobra zorganizował imprezę na odreagowanie stresów, zaprosił także jego. Była to pierwsza impreza, którą sam organizował w szkole. Zwykle to Ślizgoni robili wielką balangę, ale nikt nie miał nic przeciwko. Harry rzucił hasło, że każdy zaprasza kogo chce i rozbiegli się po całej szkole. W pierwszej kolejności Kobra spotkał Ginny wraz z Deanem, których zaprosił. Gdy dostał się do pokoju wspólnego, jego wzrok padł na Seamusa i Lavender siedzących na kanapie. Oparł się o oparcie, wsadził głowę między nich i spytał:
— Impreza?
— Kiedy? Gdzie? O której? — zapytał Seamus.
— Jutro. Lochy na końcu korytarza. Dziewiętnasta.
— Będziemy — odparła Lavender.
Kobra ruszył do Neville’a, ale całkowicie zrozumiał to, że on i Luna nie przepadają za takimi rozrywkami. W następnej kolejności na korytarzu złapał Hermionę z Kellanem, a później Parvati i Padmę. Aaron został już zaproszony, więc jego misja dobiegła końca. Tak mu się wydawało, dopóki nie trafił na Peggy – jego byłą dziewczynę, która obiecała, że wpadnie.

Jak zawsze przed imprezą, wszyscy tak zwani Prawowici Władcy Hogwartu pracowali w lochach, by doprowadzić salę do ładu i składu. Po przygotowaniach usiedli przy jednym ze stolików, czekając na gości. Jako pierwsza pokazała się grupka Ślizgonów, z którymi Harry zdążył już nie raz zaszaleć, ale imion do tej pory nie pamiętał. W następnej kolejności pojawiła się grupka Puchonów zaproszona przez Missy. Sala powoli się zapełniała i zaczęli się obawiać, czy wszyscy się pomieszczą, więc powiększyli pomieszczenie, kanapy i stoliki. Impreza rozpoczęła się, zanim  przyszli wszyscy goście. Tańczyli na parkiecie w parach i grupkach. Każdy w każdej chwili mógł wziąć z baru to, co chciał. Kobra nawet nie zauważył, kiedy przyszedł Aaron, a po nim Peggy. Nicole spojrzała na nią z niechęcią. Chyba jej nie lubiła.
Harry szedł wraz z Blaisem po dostawę wódki, gdy zobaczyli, że drzwi otwierają się po raz enty. Na samym początku zauważył Deana, więc zaczął się do nich przeciskać. Jak się okazało, przyszła cała zaproszona grupka Gryfonów wraz z Padmą i Kellanem. Stanęli w wejściu, rozglądając się po tłumie z zaskoczeniem. Widocznie nie spodziewali się aż tylu osób. Seamus gwizdnął. Kobra wreszcie się do nich przecisnął.
— Ale wiary — rzekł Kellan.
— Trzy czwarte po raz pierwszy widzę na oczy — odparł Harry z rozbawieniem. — Tak to jest, jak się powie: zapraszajcie, kogo chcecie.
Pogonił wszystkich, żeby weszli do środka i zamknęli drzwi. Niespodziewanie doskoczył do niego Dexter.
— Wyciszyłeś salę? — Kobra rozszerzył oczy. — Nie?! — przeraził się Ślizgon.
— Missy wyciszyła — wyszczerzył się.
— Ty durniu! Nie strasz mnie!
Chciał zdzielić go w łeb, ale ktoś porwał go w tłum.
Impreza była odjazdowa. Jedni pili wódkę, inni drinki, ale każdy bawił się równie dobrze. Kobra próbował zapamiętać imiona pięciu Ślizgonek, ale co chwilę je mylił.
— Alice — wskazał blondynkę — Laura — brunetka — Kristen — ruda.
— Nie, to jest Sara — zaśmiał się Alan.
— Cholera! Alice, Laura, Sara, Sophia…
— Kristen!
— Jak mam je rozróżnić, jak wszystkie ładne?! — Wybuchnęli śmiechem. — Pie*dolę, nie piję — stwierdził Kobra.
W następnej chwili pobiegł po następną butelkę. Już wracał, gdy zawołała go Missy. Biedaczka, ledwo utrzymywała pion. Z piskiem rzuciła się na niego bez powodu i uwiesiła na nim.
— Aaron jest zaje*isty — powiedziała mu cicho do ucha ze śmiechem.
— To się za niego bierz — odpowiedział z wyszczerzem, trzymając ją w górze.
— Masz rację — zaśmiała się i kiedy postawił ją za ziemi, pobiegła do Aarona.
Nagle grupka osób zawyła tekst piosenki:
— …Sane, it'll make you insane. And I'm bending the truth. You're to blame. For all the life that you're losing…*
Co tu się dzieje? – zaśmiał się Harry w myślach.
— Aż miło się patrzy — zarechotał Blaise, gdy poleciała jakaś klubowa piosenka, a dziewczyny zaczęły bardziej szaleć, sprawiając, że chłopcy musieli siłą odrywać wzrok od dolnych części ich ciał.
— Viki za tobą stoi — odparł Kobra, a ten rozszerzył oczy z przerażenia. Powoli się odwrócił, ale blondynki nie było. — Żartowałem.
— Bo ci je*nę!
Ostry zaczął się śmiać, gdy ten odetchnął z ulgą. Kobra dosiadł się do Gryfonów, by się z nimi napić, gdyż na jego gust byli jeszcze zbyt trzeźwi. Po chwili obok niego usiadł Dexter, który ledwo ogarniał.
— Milka chce mnie zgwałcić — stwierdził.
— No i? — odparł Harry.
— Nie wiem, czy się dać.
— Niech cię zgwałci. W końcu to twoja dziewczyna.
— Ty, no, racja… Milka!
Pobiegł do niej, wśród śmiechu Gryfonów. Jego miejsce zajęła Nicole, która opadła ciężko na kanapę. Chwyciła Kobrę za łokieć i wysepleniła:
— Chyba się upiłam.
Zaśmiał się cicho.
— Nie chyba.
— Raz kiedyś można — stwierdziła. — Ja chsę się s tobą napiś, a później potańczyś, ale… najpierw muszę się trochę ogarnąś… — Jęknęła. — O matko… Nigdy więsej.
Zamknęła oczy i położyła głowę na jego ramieniu.
— Ty lepiej więcej nie pij — podsumował.
— Sicho. Jesteś sa tsześwy, więc muszę się s tobą napiś. I się nie kłóć! Na impresach się nie kłócimy. Ja pamiętam nasz pakt!
Zamilkła, a Kobra zmarszczył brwi.
— Zasnęła? — zapytał Gryfonów.
— Nie sasnęłam — odparła słabo dziewczyna.
Pansy usiadła obok niej i pogłaskała ją po głowie.
— Jak się czujesz?
— Jakoś — mruknęła, obejmując rękę Kobry, by się do niej przytulić.
Pansy spojrzała na chłopaka z rozbawieniem.
— Posłużysz jej za poduszkę.
— Lepiej niech to wytańczy. Szybciej jej przejdzie — stwierdził.
— Ty spałeś na swoich urośinach, jak się napiłeś — wymamrotała Nicole.
Harry chwycił się za twarz, a Pansy zarechotała.
— Co racja, to racja — zauważyła ze śmiechem.
— Bo ja już nawet nie mogłem ustać — chrząknął, gdy zobaczył rozbawione miny Gryfonów. — To co innego.
Nicole zaczęła chichotać.
— Tsaa… Jasne. — Zerwała się do pionu. — To w takim rasie choś tańczyć! Ale ja chsę na barze!
— Sam się wkopałeś — zachichotała Pansy, gdy pociągnęła go za sobą. — Tylko ją trzymaj, żeby nie spadła! — dodała za nimi. Zniknęli w tłumie odprowadzeni spojrzeniami Gryfonów. — Milka! — krzyknęła Pansy do stojącej niedaleko dziewczyny. — Poszli!
Obie roześmiały się, a Hermiona i Ginny wymieniły rozbawione spojrzenia.
— Czy wy chcecie ich swatać? — zapytała wesoło rudowłosa, a Pansy wyszczerzyła się w odpowiedzi.
— …I don't dance 'cause tonight you love somebody, somebody new. I don't dance 'cause the moves don't want my body, I'll learn to hate them too…**
Harry i Nicole byli pierwszymi osobami, które wylądowały na barze.

Gryfoni widzieli, że Kobrę roznosi energia tak, jak nigdy wcześniej.
— Nie wiedziałem, że z niego jest taki imprezowicz — zaśmiał się Kellan, a reszta pokiwała głowami.
— Ja też nie — odparła Hermiona z westchnięciem, co przyjęli z rozbawieniem.
— …Pump it from the side, pump it upside down, or we can pump it from the back and the front. Oh baby, baby…*** — śpiewał Ostry razem z Blaisem i Dexterem w otoczeniu jakiś Ślizgonek, które patrzyły na nich błyszczącymi oczami.
Chłopaki nie zwracali na to uwagi pod wpływem alkoholu. Wreszcie opadli na kanapę, aby się napić, a przy okazji polali także Gryfonom.
— Trzeba robić więcej takich imprez — stwierdził Blaise, bujając się w rytm muzyki. Nagle zaśpiewał refren piosenki, co było już normą. Kolejna piosenka była bardziej techno i bez tekstu, więc westchnął, patrząc na tańczących ludzi. — Załatwiasz muzykę na każdą balangę — dodał do Ostrego, który patrzył tam, gdzie on.
— A to z jakiej okazji? — odparł.
— Hyhy — wyszczerzył się Blaise. — Nie mów, że nie wiesz czemu. Patrz, jak laski wymiatają. Aż oczy się radują. — Kobra i Dexter parsknęli śmiechem, a Gryfoni zarechotali. — Ej, ty to robisz specjalnie! — wrzasnął nagle ze śmiechem, gdy zobaczył jego uśmieszek.
Ostry milczał przez chwilę.
— Ode mnie się odpie*dol. Ty masz swoją Viki, on ma swoją Milkę, a ja nie mam swojej, więc mogę sobie patrzeć, ile chcę.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a on wzruszył ramionami. Nagle do ich uszu dotarły słowa, że przyszła dziewczyna Kobry.
— Co? — spytał ze zdziwieniem zainteresowany.
— Mnie nie pytaj — oznajmił Dexter.
— O ku*wa — palnął nagle Harry, patrząc w stronę drzwi. — A ta suka co tu robi?
Wszyscy tam spojrzeli, kiedy lekko przybladł.
— No nieźle — mruknął Blaise. — Ale z określeniem trafiłeś idealnie.
Większość nie znała powodu rozpadu związku Kobry, dlatego też byli lekko zdziwieni ich zachowaniem, kiedy dostrzegli Olivię.
— Trzeba przywitać się z gościem, no nie? — powiedział Gryfon z błyszczącymi ze złości oczami.
Hermiona i Ginny zawahały się, ale wiedziały, że ich przyjaciel chce pokonać swoją słabość i bez walki mu się nie uda. Puściły go samego z niepewnością na twarzach. Cały czas go obserwowały, podobnie jak Dexter i Blaise. Milka przysiadła się do nich, widząc to, co oni.
Harry szedł w stronę Olivii z myślą, że uda mu się ją spławić, jednocześnie pokonując swoją słabość, lecz z każdym krokiem zaczynał wątpić w samego siebie, a gdy spojrzała na niego i uśmiechnęła się z błyskami w oczach, jego pewność siebie spadła do minimum. Nie miał zamiaru się cofnąć, by nie dać jej tej satysfakcji.
— Nikt cię tu nie zapraszał — zaczął, stając w bezpiecznej odległości od niej.
— Możesz powtórzyć, bo trochę głośno i nie słyszę? — odparła z uśmiechem, robiąc krok w jego stronę.
Zmrużył lekko oczy, dostrzegając jej gierki. Zapach jej perfum powoli wdarł się w jego nozdrza.
 — Bądź na tyle miła i wyjdź, skoro cię tutaj nie chcą — syknął.
— Ja to nie chcą? — uśmiechnęła się szeroko. — Przecież ty — zaznaczyła to słowo — chcesz. I to bardzo, czyż nie?
Zrobiła kolejny mały krok, a Milka zaczęła niespokojnie kręcić się na kanapie.
— Nie rozumiesz? — warknął z wściekłością, a serce zaczęło mu uderzać mocniej.
— Musimy pogadać.
— Nic nie musimy.
— Albo ze mną porozmawiasz, albo nie wyjdę — rzekła.
— To mów – syknął.
— Na osobności — zarządziła. — To jak? Pokażesz, że nie masz odwagi, czy idziesz?
Patrzył na nią ze złością.
— Nie mamy o czym rozmawiać — warknął cicho. — A nawet jeśli, to przyszłaś w nieodpowiednim momencie, bo nie mam dla ciebie czasu.
— Musisz go znaleźć — syknęła i, już nawet się nie kryjąc, podeszła do niego jeszcze bliżej pewnym krokiem. — Albo idziesz, albo zrobię coś, co ci nie pomoże.
— Wyjdź — warknął, gdy stanęła krok od niego.
— Nie — prychnęła i chwyciła go za koszulę.
Milka zerwała się do pionu, ale była zbyt daleko, by zareagować w odpowiednim momencie, podobnie jak Draco czy Hermiona. Olivia przyciągnęła Kobrę do siebie, a on przestał się zapierać, czując jej bliskość. Jej usta były już kilka centymetrów od jego warg, gdy ktoś szarpnął ją za włosy.
— Wynoś się, suko — zarządziła Nicole wściekle, odciągając ją od Gryfona. Chłopak zrobił krok w tył, oszołomiony tyloma zwrotami akcji. Nicole, pobudzona alkoholem, wypchnęła Olivię za drzwi. — Dzi*ek nie zapraszaliśmy! — wrzasnęła jeszcze i zatrzasnęła jej drzwi przed nosem. — A teraz idziemy się napić — stwierdziła spokojnie do Ostrego i zaciągnęła go do stolika, nie zwracając uwagi na zaskoczone miny gości.
Harry usiadł na kanapie w ciągłym szoku.
— Ale wyje*ałaś — palnął nagle, a ona zaśmiała się wesoło.
— Szmaty trzeba traktować jak szmaty — wyszczerzyła się. — Wypijmy za szmaty, żeby ludzie wyrzucili je do kosza z brudami.
Blaise, Dexter i Milka wybuchnęli śmiechem, a Ostremu ponownie wrócił dobry humor.

Tłum znacznie się przerzedził. Łatwo było się domyślić, że powodem była wódka. Ludzie robili rzeczy, o których nigdy im się nie śniło. Kobra i Nicole nie byli wyjątkami, co doprowadzało do zdumienia Gryfonów i nie tylko ich. Ślizgonka niby spokojnie siedziała na kanapie wraz z dziewczynami  i Gryfonami, którzy najwyraźniej postanowili zachować trzeźwość. Humor im dopisywał, ale mieli pewność, że zapamiętają całą imprezę, w przeciwieństwie do Harry’ego. Gdy jeszcze dobrał się z Blaisem, była to istna mieszanka wybuchowa.
— Pamiętne urodziny z pamiętną piosenką — zarechotała podpita Missy.
— Taa… I pamiętany taniec Kobry na barze w otoczeniu napalonych na niego lasek — dodała Milka i wszystkie wybuchnęły chichotem, ku rozbawieniu Gryfonów.
Omawiany właśnie przeszedł z Blaisem obok nich, drąc się niewyraźnie tekst piosenki:
— …I do the wiggle, man, yeah. I'm sexy and I know it. Hey, yeah! Girl look at that body!****
— Co jak co, ale akurat oni mogą to śpiewać — palnęła nagle Nicole.
Milka otworzyła usta i rozszerzyła oczy pełne rozbawienia, a następnie stłumiła chichot, podobnie jak pozostałe dziewczyny. Gryfoni patrzyli na nią z szokiem. Czy ona właśnie powiedziała, że Kobra jest seksowny?
— Idę po wódkę. — Nicole nie była najwidoczniej świadoma tego, co mówiła i poszła najnormalniej w świecie po alkohol.
Gdy się oddaliła, Milka niemalże krzyknęła ze śmiechem:
— Mówiłam, że jej się podoba!
Dean, Seamus i Kellan zarechotali, a dziewczyny zaczęły chichotać jak opętane. Uspokoili się, kiedy Harry, nieświadomy tego, że chwilę temu był tematem rozmowy, usiadł obok nich. Spojrzał na pustą butelkę, rozszerzył oczy i zawył:
— Blaaaaaaaaaaise! Wódka się skończyła!
— Aaaaaa! Nieeee! Tragedia! — krzyknął rozpaczliwie, rzucając się obok niego na kanapę. — Cieszę się, że cię poznałem, a teraz konam — jęknął i udał, że nie żyje.
— Poje*any — powiedział Kobra, przeciągając sylaby, naśladując tym samym Dextera.
Blaise ryknął, spadając na ziemię, a reszta wybuchnęła śmiechem.
— Potter! Ty karaczanie! — wrzasnął Draco z niedaleka, a po chwili przybiegł i zdzielił go w łeb.
Harry się tym nie przejął i chichotał dalej.
— Wódki w dalszym ciągu brak — westchnął wreszcie.
— Już nie — odparła Nicole, machając mu butelką przed nosem.
— Zbawienie! — zawył Blaise.
Nicole, widząc brak miejsca na kanapie, przeszła przez oparcie i wcisnęła się między Kobrę a Blaise’a, powodując tym samym chichot Alison i wymianę spojrzeń między Ginny i Hermioną.
Ostry i Nicole zniknęli po chwili w niewyjaśnionych okolicznościach po dość miłej rozmowie między sobą. Po kilku minutach Aaron otworzył usta i klepnął Missy w kolano, patrząc na parkiet. Dziewczyna spojrzała tam i pisnęła, a reszta spojrzała w to samo miejsce. Szok. Kobra i Nicole byli już tak pijani, że tańczyli przytuleni do siebie.
— … So come on spin me around. Now I don’t wanna go home. Cause when you hold me like this. You know my heart skip skips a beat…*****
Harry nagle podniósł ją w górę, obejmując za nogi, co spowodowało wybuch jej śmiechu.
— Teraz mam odpowiedni wzrost — stwierdziła.
Była to również odpowiednia wysokość, aby spojrzeć w swoje oczy. Missy i Milka ściskały się coraz mocniej za ręce, niemal skacząc w miejscu.
— Całuj ją, całuj ją — piszczała cicho Alison do siebie.
— No dalej — wtórowała jej Nancy, patrząc na parę z wyczekiwaniem.
Pozostali patrzyli w tę samą stronę z otwartymi ustami.
Harry czuł niemałą potrzebę, żeby w trybie natychmiastowym przybliżyć się do Nicole na odległość języków, co najwidoczniej ona też czuła, bo jej oczy mocno błyszczały. Drgnęła lekko, patrząc w jego oczy.
— Kobra, ty stary kompanie!
— Zabiję cię, Dexter — zaszlochała Alison.
Ostry rozejrzał się zdezorientowany, podobnie jak Ślizgonka. Szybko doprowadzili się do porządku i lekko zaskoczeni dali się zaciągnąć do stolika. Milka mordowała swojego chłopaka wzrokiem. Kobra i Nicole wypili zawartość swoich kieliszków, nie czekając na resztę, oddzieleni przez Dextera. Wszyscy patrzyli na nich z lekkim zdumieniem. Oni sami byli w niemniejszym szoku. Szansa przepadła.

Kolejny dzień był dla wielu osób męczarnią. Kobra co chwilę mijał na korytarzu jakąś zmarnowaną osobę, która się z nim witała. Większości nie pamiętał, więc osoby z innych domów mu je przypominały.
— Zaje*iście jest poznać tylu ludzi, ale zaje*iste nie jest to, że nie wiesz, kiedy ich poznałeś.
Wszyscy zaśmiali się cicho na te słowa.
— O rany… Mój łeb — stęknął Jeremy, kiedy komuś spadła książka.
— Kacyk? — zaśmiał się Syriusz, pojawiający się przed nimi wraz z Remusem.
Kiwnął głową ze skwaszoną miną.
— Pomfrey myśli, że atakuje przeziębienie, bo co chwilę ktoś do niej idzie z bólem głowy — zarechotał Lunatyk.
Młodzież wyszczerzyła się do siebie.
— Chyba też do niej pójdę po ten eliksir przeciwbólowy — powiedział Alan.
— Nie ma po co — wtrąciła przechodząca obok Ginny. — Właśnie od niej wracam. Nie zdążyłam, bo się skończył.
— Ruda, ty też masz kaca? — zapytał ze zdumieniem Harry.
Uśmiechnęła się do niego słabo.
— Dobrze, że mama mnie nie widzi. — Zaśmiali się cicho. — Chyba by mnie zabiła, dlatego, błagam, nie mówcie jej o tym incydencie — rzekła do Remusa i Syriusza.
Zarechotali, ale widząc jej proszącą minę, obiecali milczeć.
Jeszcze tego samego dnia odbył się trening drużyny quidditcha. Dexter poszedł na niego z wielkim bólem. Kobra szedł razem z nim w towarzystwie Milki. Dosłownie wszyscy się wzdrygnęli, kiedy ktoś niedaleko nich głośno wrzasnął.
— Zabić — jęknął Harry, mrużąc z bólu oczy.
Wszyscy pokiwali szybko głowami.
— Cała drużyna była na wczorajszej balandze? — spytał cicho Dexter, a oni przytaknęli. — Jak widzę, nikt nie załapał się na eliksir przeciwbólowy. Nie ma sensu robić dzisiaj treningu, skoro wszyscy mają kaca.
Laura, która okazała się być ścigającą, odetchnęła.
— A kiedy następna balanga? — zapytał z kolei obrońca – Cole.
— Nie masz dość? — rzekła z rozbawieniem Milka.
— Dzisiaj mam, ale jak przejdzie mi kac, to będę chciał iść na następną.
Zarechotali.
— Jak wygracie, to zrobimy — stwierdził Kobra.
— To trening jutro o tej samej godzinie — zarządził Dexter.

— Sto pięćdziesiąt do stu dwudziestu dla reprezentacji Hogwartu! — krzyknął Seamus do megafonu.
Trwał mecz pomiędzy szkołą Hogwart a szkołą z Hiszpanii. Gra była bardzo brutalna i nikt się nie oszczędzał.
— Żałujesz, że cię tam nie ma? — zapytała Missy Kobrę, obserwując, jak Ginny pędzi w stronę bramek Hiszpanii.
— Żałuję, ale nie zmieniłbym decyzji — odparł.
— Ginny Weasley wbija kolejnego gola!
— Ale jeszcze byś sobie pograł — stwierdził Aaron, który od pamiętnej imprezy kręcił się co chwilę obok Nancy, która była z tego powodu bardzo zadowolona.
— No a nie? — uśmiechnął się Harry.
Dominic nie trafił w szukającego Hiszpanii, ale  w ogóle się tym nie zraził i drugim tłuczkiem uderzył w obrońcę, który ledwo utrzymał się na miotle.
— Niesamowite! Draco Malfoy łapie znicza w widowiskowym stylu! Hogwart zwycięża trzysta dziesięć do stu dwudziestu!
Tłum zaryczał zgodnie.
— Zawsze był dobrym szukającym, ale wku*wiał się jak cholera, gdy zwijałeś mu znicza sprzed nosa — rzekł Alan, bijąc brawo.
Kobra zaśmiał się. Tak jak obiecał, impreza musiała być.

Lekcja obrony uważana była za znęcanie się nad uczniami. Harry milczał, gdy Ian Franco mówił niezbyt miłe rzeczy i utrzymywał kamienną twarz, ale niektórzy tego nie potrafili. Kiedy w kierunku Viki poleciały przykre słowa, dziewczyna odwróciła się, a w jej oczach stanęły łzy. Kobra spojrzał na nią pokrzepiająco, a ona odetchnęła i zacisnęła zęby ze złością w oczach. Brunet wyczytał z jej ust obraźliwe słowo, na co uśmiechnął się lekko.
— Young, czy ty nie widzisz, gdzie stoi twój przeciwnik?
— Nie, mam zeza lewoskrętnego — odparła z wyraźną ironią.
W następnej chwili doczepił się do Missy, która przemilczała jego słowa z uniesioną brwią. Kobra właściwie tylko czekał, aż znajdzie coś na niego, gdyż to już było tradycją. On i Nicole byli jego kozłami ofiarnymi. Harry domyślał się, że to z powodu ich niewyparzonych języków. Uczyli się nowego zaklęcia, które nie za dobrze im szło, co dawało Ianowi powody do szyderstwa.
— Granger, nie wiesz, co to znaczy poruszyć delikatnie różdżką?
— Bądź tak delikatna jak pan profesor w swoich przekazach — powiedział Kobra pod nosem.
Był w podłym nastroju, gdyż doszło do kolejnego starcia między nim a Olivią. Tym razem nie poszło mu tak dobrze jak niedawno i gdyby nie interwencja Remusa, pewnie by uległ. Myślał, że będzie coraz lepiej, ale się mylił. Uczucia wróciły przy lekkim dotyku.
Dlatego też nie mógł się powstrzymać przed chamskim komentarzem. Wiedział, że igra z ogniem, ale w obecnej sytuacji mało go to obchodziło.
— Potter, masz jeszcze do powiedzenia coś mądrego?
— Nic mądrego nie powiem, bo to nie moja rola.
Missy kręciła szybko głową ponad ramieniem nauczyciela, ale Harry nie zwrócił na nią uwagi.
— Masz rację, nie twoja rola — syknął Ian.
Chyba też nie był w dobrym nastroju. Ale czy kiedykolwiek był? A może to był właśnie jego dobry humor? Kobra nie dziwił się, że nie potrafi tego odróżnić.
— Tak, bo ja nawet nie wiem, jak trzymać różdżkę — mruknął ironicznie.
— Dobrze, że chociaż się do tego przyznajesz.
— Zostałem już kilkakrotnie uświadomiony.
Missy patrzyła z rozpaczą na Jery’ego, który wraz z Blaisem szczerzył się do Ostrego, pokazując kciuk uniesiony w górę. Viki walnęła swojego chłopaka w brzuch, by się opanował. Nicole parsknęła śmiechem, zwracając tym samym uwagę Iana na siebie.
— Young, śmieszy cię to, że twój kolega prosi się o szlaban?
— Tak — odparła bezczelnie. — Tylko szczerze mówiąc nie wiem, za co ma dostać ten szlaban. Za prawdę?
Nancy przeniosła na nią zrozpaczony wzrok.
— Czy ty właśnie mnie poparłaś? — zdumiał się Harry.
Podrapała się po głowie.
— No tak — odparła z komicznym zdziwieniem.
— Wow. Zaskakujesz mnie. Jakieś postępy.
— Pierwszy i pewnie ostatni raz.
— To kiedy mamy ten szlaban? — Kobra zwrócił się do nauczyciela, w którego oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.
— Codziennie u woźnego do końca miesiąca, Potter. Pan Filch chętnie się wami zajmie — odparł zimno. — Niedługo nie będzie miał nic do roboty i znienawidzi wasze towarzystwo.
Ostry nagle zamarł z ustami gotowymi do wypowiedzenia jakiejś kąśliwej uwagi. Znienawidzi. Słyszał już to słowo z jego ust w tak ważnym momencie.
            — Chętnie go odwiedzimy — powiedziała ze słodkim uśmiechem Nicole, nie zwracając uwagi na Kobrę.
Gdy ten odwrócił się od nich, na twarzy Harry’ego widniał szok. Dexter potrząsnął go za ramię.
— Co jest? — szepnął.
— Później — odparł bezgłośnie.
Kiedy lekcja skończyła się i wyszli z klasy, szybko odłączyli się od reszty rocznika.
— Pamiętacie o tej rozmowie Olivii z nieznajomym, o której wam mówiłem?
— No tak — odparła Pansy.
— Wiem, kto to był.
— Kto?
Gdy wypowiedział te słowa, szczęki im opadły:
— Ian Franco.

*Muse - The Small Print
**Sunrise Avenue - I don't dance
***Pitbull - Hey Baby
****Lmfao - Sexy and I know it (kiedyś już wspomniana, teraz pasowała mi do sytuacji ;D)
*****Olly Murs feat. Rizzle Kicks - Heart skips a beat

4 komentarze:

  1. Hej,
    świetne, walczą z Olivia aby znów ich nie uzależnia od siebie, impreza świetna, i byłby pocałunek między Nicole, a Harrym gdyby nie Draco, i tak okazało się, że to właśnie z Ianem rozmawiała Olivia wtedy…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie lubiłam dekla, więc git xD Mam tylko nadzieję, że Harry i Nicole szybko się spikną, bo shipuje ich odkąd się poznali xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    świetne, impreza świetna, no i byłby pocałunek między Nicole, a Harrym gdyby nie Draco... i tak okazało się, że to właśnie z Ianem rozmawiała Olivia wtedy…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. To mój pierwszy komentarz na tym blogu to postaram się strescic moje odczucia do teraz.
    Uwielbiam tego Harry'ego po prostu jest taki ludzki, że to szok, a to jest duży komplement bo nie zawsze mc jest jak normalny - jeśli przy kobrze można tego użyć - nastolatek.
    Czytalem to kiedyś na wattpadzie i domyślam się, że to był nielegalny upload mimo to szkoda bo do wattpada się przyzwyczaiłem.
    A teraz po krotce:
    - ebać Dextera za to co zrobił
    - Olivia na stos
    - Nicole i kobra do łóżka
    A teraz pozdrawiam serdecznie i dziękuję za to złote fanfiction

    OdpowiedzUsuń