Wrócił dopiero dwa dni później. Nie dawał przez ten czas
żadnego znaku życia, gdyż telefon zostawił u Snajpera. Z tego względu najpierw
poszedł do niego. Mężczyzna załatwiał interesy, ale gdy dowiedział się, kto
wrócił, natychmiast przerwał pracę i poszedł do niego. Chłopak wypił akurat
whisky i zbywał przy barze jakąś dziewczynę. Snajper stanął obok niego, zamówił
dwie szklanki alkoholu i kiwnął na niego głową, biorąc jedną z nich. Kobra
chwycił drugie naczynie i ruszył za nim. Przeszedł wraz z szefem do
pomieszczenia, w którym ten zwykle pracował w samotności.
Jego gabinet był urządzony w barwach ciemnej czekolady.
Przy jednej ze ścian stał wielki regał z książkami rozciągnięty na całą
szerokość. Za biurkiem wielkości samochodu osobowego widniało duże okno z
widokiem na ulicę. Naprzeciwko biblioteczki stała pancerna szafa, w której
zapewne znajdowały się dokumenty. Na ziemi położono ciemne panele, a przy
suficie powieszono diamentową lampę. Za biurkiem stało krzesło obrotowe. Kiedy
Snajper w nim usiadł, światło z okna padało na jego plecy. Ostry spoczął
naprzeciwko niego, odstawiając szklankę na biurko, jak to uczynił szef.
— Masz jakąś robotę? — zaczął Harry.
— Właśnie miałem zbierać ludzi na akcję, a ciebie chętnie
bym w niej widział.
— Możesz mnie zawalić robotą, nie mam nic przeciwko —
odpowiedział, przecierając twarz dłonią.
Snajper obserwował go przez chwilę w milczeniu.
— Co ci strzeliło do głowy, Kobra?
— Chyba jemu — mruknął. — I to dosłownie.
Snajper zaśmiał się.
— Nie powiem, że mam przez to problem, bo nie mam. I tak
miałem zamiar to zrobić, ale po drobnym uświadomieniu, że popełnił olbrzymi
błąd. Nie powiem też, że nie jestem zadowolony, bo jesteś jedyną osobą, która,
pracując dla mnie, nie jest płatnym mordercą.
— I nie będę.
Snajper westchnął.
— Twój wybór.
— Co to za akcja?
Kobra dostał się do klubu Szefunia, aby Missy pomogła im
przy akcji jako hakerka. Został powitany wściekłym wrzaskiem Gejszy, która
miała do niego pretensje, że nie odzywał się przez dwa dni. Uśmiechnął się
lekko w odpowiedzi, a ona tupnęła wściekle nogą i usiadła między Nicole a
Dexterem.
— Jaśnie pan w końcu zdecydował się dać znać, że żyje? —
burknął z kolei Żyleta.
— Musiałem od was odpocząć — uśmiechnął się słabo.
Milka prychnęła.
— Missy…
— Nie odzywaj się do mnie.
— Ja pie*dolę — szepnął do siebie, waląc głową w oparcie.
— Sam tego chciałeś — stwierdził Syriusz.
— A co miałem zrobić po takiej akcji? — powiedział pod
nosem, już bez cienia uśmiechu.
Przez chwilę trwała cisza.
— Co chciałeś? — westchnęła w końcu Nancy.
— Potrzebna nam hakerka do akcji.
— Kiedy?
— Teraz.
— Wcześniej nie mogłeś powiedzieć? — stęknęła.
— Sam dopiero się dowiedziałem — odpowiedział. — Haker
Snajpera jest w terenie, a ja i tak wolę ciebie.
— Co to za akcja?
— Chodźcie lepiej na zaplecze — stwierdził Szefunio.
Ślizgoni znali całą prawdę, dlatego wyrażono zgodę na ich uczestnictwo
w tym, co mieli zamiar zrobić, a bardzo chcieli zobaczyć, jak to wszystko
przebiega w praktyce. Na miejscu Kobra wytłumaczył Missy, o co chodzi, a ona
zgodziła się na udział w akcji. Harry dał znać Snajperowi, że mają cały skład.
Ostry miał ukraść z salonu auto. Nancy była odpowiedzialna za kamery i bramę.
Chłopak ubrał się w strój składający się z czarnych rzeczy. Wujek podał mu
kominiarkę, a Dexter pistolet. Ludzie Snajpera czekali przed klubem, kiedy
Milka zamontowała mu kamerkę i słuchawkę. Brunet już miał wychodzić.
— Kobra… — zaczął Szefunio.
— Później — mruknął, nawet na niego nie patrząc.
Wyszedł. Szefunio westchnął.
— Ucieka w pracę.
Missy usiadła przed komputerem. Akcja rozpoczęła się.
Kobra czekał, aż Nancy da mu znać, że przechwyciła kamery i
może zaczynać. Siedział w aucie wraz z trzema innymi ludźmi Snajpera, którzy
mieli mu pomóc.
— Kamery przechwycone. Dwójka ochroniarzy przed budynkiem.
W środku czysto.
Ostry i dwójka ludzi wyszli z samochodu, nakładając
wcześniej kominiarki.
— Prawda. Lewa — zarządził Harry, zwracając się do dwójki z
nich.
Mężczyźni z łatwością przedostali się przez ogrodzenie.
— Droga wolna — rzekła Nancy po chwili. — Ochroniarze
drzemią słodko w trawie.
Kobra podszedł do bramy i z łatwością wspiął się na nią, by
przeskoczyć na drugą stronę. Nie chcieli wzbudzić podejrzeń, otwierając bramę
wcześniej, niż to było potrzebne. Podszedł do szklanych drzwi, za którymi stał
srebrny samochód.
— Ale cacko — westchnęła Missy.
— Myślisz, że jakbym sprzedał wszystkie swoje auta, to bym
na te nazbierał? — spytał Kobra, majstrując przy drzwiach.
— Uuu… Jeszcze do tego musiałbyś codziennie przez rok
wykonywać takie zlecenia jak te. — Ostry zaśmiał się, uchylając cicho drzwi. —
Sprawdzam czujniki. — Chwila ciszy. — Spójrz na ściany. To nie są zwykłe
obrazki tylko detektory ruchu.
— Załatwisz?
— Się robi, kotek.
— Nie mów tak do mnie.
— Ale jesteś kotem. Co prawda nie perskim, jak to łudziłyśmy
się z Milką, ale dzikim, lecz to dla nas bez różnicy. Ważne, że jest kogo
wyściskać. Dlatego po akcji, w ramach podziękowania za pomoc, zamienisz się w
kociaka i pozwolisz nam się tulić.
— Zlituj się, dziewczyno.
Zaśmiała się.
— Musisz odpokutować dwa dni nieodzywania się. Wiesz, że
przez to spadłeś w rankingu najbardziej wpływowych przestępców w Anglii?
— No nie żartuj.
— Nie żartuję.
— Po akcji idę się powiesić. Co za hańba.
Wybuchnęła radosnym śmiechem.
— Droga wolna — stwierdziła z rozbawieniem. — Szefunio
mówi, że jutro znowu masz robotę razem z Szatanem, Milką i Dexterem.
— Jaką? — zapytał, otwierając drzwi auta.
— Przejęcie przewozu, mój drogi. Twoja ulubiona dziedzina
zaraz po kradzieżach aut.
— Jak ty mnie dobrze znasz — odparł, próbując odpalić
pojazd za pomocą kabelków.
— Na trzecim pogrożenie komuś śmiercią, nie? — Kobra
zaśmiał się, potwierdzając. — Elita się z nas śmieje, że przy takiej robocie
gadamy o bzdetach.
— W wakacje trudno rozmawiać w innych okolicznościach.
— Uwielbiam z tobą pracować — zaśmiała się, otwierając mu
drzwi, przez które miał wyjechać z budynku, kiedy odpalił silnik. — Daję cynk,
żeby podstawili ciężarówkę. Brama otwarta.
Ostry spokojnie wyjechał na ulicę i wjechał do
podstawionego tira. W środku jakiś rudzielec pomógł mu przyczepić auto
łańcuchami, aby się nie przemieszczało, a Kobra wyskoczył i zamknął klapę.
Skierował się do czarnego bmw, gdy ciężarówka odjechała, mówiąc:
— Akcja udana. Całusy dla hakerki.
Zaśmiała się.
— Widzimy się w klubie, kotek.
Zanim wyłączyła słuchawki, usłyszała jeszcze jego wściekłe
warknięcie.
Ślizgoni patrzyli z niemym podziwem na Kobrę, który
uwalniał się z całego sprzętu. Ekipa zajęła się rozmową na temat jutrzejszej
akcji, a gdy Harry nie wyglądał jak gangster, ale zwykły nastolatek, przeszli z
powrotem do klubu. Dyskutowali o bzdurach i nie wiadomo kiedy temat zszedł w
okolice trzech dni wstecz. Atmosfera stała się bardziej napięta.
— Nawet jakbym poczekał z tym dłużej i nie działał pod
wpływem impulsu, to i tak bym to zrobił — wyznał cicho Harry. — Właściwie nie
chciałem z tym czekać, bo wiedziałem, że istnieje szansa ucieczki.
— Ale to jednak człowiek — szepnęła Milka.
— To nie był człowiek tylko bezlitosny bydlak — odparł. —
Nie chciałabyś nawet wiedzieć, co tam się działo. — Miał rację. Nie chciała. —
Nie żałuję. Gdybym musiał, zrobiłbym to drugi raz, bez względu na to, co
mówicie.
Wstał i poszedł do baru, zostawiając ich w milczeniu.
Impreza trwała w najlepsze. Ślizgoni bawili się równie
dobrze jak ekipa. Alan i Jery poderwali jakieś dziewczyny, a Zeus flirtował z
Pansy w rogu sali. Kobra dostał niespodziewanego smsa od Snajpera, aby
przyszedł na górę, gdzie zwykle robili interesy. Skierował się tam bez zbędnych
pytań, a mężczyzna podszedł do barierki. Wskazał mu jakiegoś faceta.
— Ten blondasek zna adres pewnego kolesia, który jest mi
potrzebny. Mógłbym go sam wyszukać, ale zajmie mi to więcej czasu, a muszę to
wiedzieć natychmiast. Powiedz, że chodzi o Cherry. Wiesz, co robić.
— Jasne.
Zszedł z powrotem na salę do zabawy. Wyciągnął z niej ładną
brunetkę, która dla kasy robiła wszystko.
— Kobra — mruknęła z uśmiechem, gdy zauważyła, kim jest. —
Z jakiego powodu mnie tu zaciągnąłeś?
— Chcesz zarobić? — Zbliżyła się do niego, aż stykali się
klatkami. Uśmiechnęła się potwierdzająco w odpowiedzi. — Wyciągniesz przed klub
jednego kolesia. Resztą się zajmę.
Chyba myślała, że chodziło mu o coś innego, ale nie
zniechęciła się.
— Ile?
Wyciągnął z kieszeni banknoty, a dziewczyna wbiła w nie
spojrzenie.
— Druga połowa po robocie.
— Co to za koleś?
Wrócili na salę i wskazał jej odpowiednią osobę.
— Czekam przed klubem.
Kiwnęła głową, kierując się do faceta. Kobra wyszedł przed
budynek, gdzie znalazł Dextera w towarzystwie Nicole i Blaise’a. Z klubu
dochodziła głośna muzyka. Ostry zapalił papierosa, nakładając na głowę kaptur
bluzy.
— Co cię do nas sprowadza, człeku? — spytał Draco,
wyciągając mu z ręki fajkę i wkładając ją sobie do ust.
Harry spojrzał na niego spode łba.
— Robota. Jeszcze raz zapie*dolisz mi z ręki fajkę to cię
osobiście zaje*ię. Kupże sobie wreszcie zestaw palacza, bo ktoś ci kiedyś
przypi*rdoli, a konkretniej to ja. — Draco wyszczerzył się, a Nicole i Blaise
zarechotali. — Mów do słupa, a słup to dupa — mruknął jeszcze Kobra, wyciągając
drugiego papierosa i zapalając go.
— Cholerne uzależnienie — wymamrotał Dexter, wypuszczając
dym z ust.
— Tsaa… — odparł Ostry.
Był w połowie drugiego papierosa, kiedy z klubu wyszła
brunetka w towarzystwie blondyna, na którego czekał. Trzymał ją za tyłek,
domagając się pocałunku. Zaśmiała się, mówiąc coś do niego, a ponad jego
ramieniem spojrzała na Kobrę. Pokazał jej kciukiem uliczkę po prawej,
wypuszczając z ust dym. Spojrzała ponownie na blondyna i szepnęła mu coś do
ucha, a ten z ochotą poszedł tam, gdzie powiedziała.
— Chcesz? — zapytał, podając Dexterowi fajkę.
— Jak dają, to się bierze — odparł, biorąc od niego
papierosa.
Ostry poszedł za parką, która zniknęła w uliczce.
— Miłej pracy — rzekł z rozbawieniem Blaise.
— Dla kogo miła, dla tego miła — odpowiedział.
— Dla kolesia pewnie nie — mruknęła Nicole pod nosem.
Kobra zaśmiał się krótko, przechodząc na drugą stronę
ulicy, gdzie wpadł na brunetkę. Nie zatrzymując się, podał jej resztę kasy.
Obie strony były zadowolone. Dziewczyna wróciła do klubu, a Ślizgoni usłyszeli
po chwili:
— Co jest, ku*wa?!
— Gówno, ku*wa! — odpowiedź Ostrego.
Draco zaśmiał się lekko. Później nie słyszeli żadnych
podniesionych głosów.
Kobra wyszedł z uliczki chwilę później i stanął obok nich.
— Na czym to skończyliśmy?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Peron 9 i ¾ był jak zwykle zapełniony. Harry żegnał się z
Syriuszem i Remusem. Wiedział, że na pewno będzie mu ich brakowało przez tyle
czasu.
— Niedługo się zobaczymy — rzekł Łapa, czochrając go po
włosach.
— Taa… W święta — odparł bez przekonania.
Uśmiechnęli się w odpowiedzi, a chwilę później chłopak wraz
z przyjaciółmi jechał do szkoły.
— On nas zabije — zaśmiał się Remus.
Wielka Sala jak zwykle wyglądała pięknie. Na sklepieniu
świeciły gwiazdy, a w pomieszczeniu było gwarno jak w ulu. Kobra słuchał
opowieści Deana o jego wakacjach, siedząc między Nevillem a jakimś blondynem,
naprzeciwko Seamusa. Mimo że lubił swoich współlokatorów, to jednak brakowało
mu przy stole Gryffindoru towarzystwa Zeusa, który zawsze palnął coś głupiego,
z czego się śmiali. Zapowiadały się nudne dni w domu Godryka. Wreszcie powstał
Dumbledore, który zaczął przemowę. Nauczycielem obrony przed czarną magią
został niejaki Ian Franco – szczupły brunet o podłużnej twarzy i małych oczach,
które wyrażały pogardę. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści pięć lat i na płci
żeńskiej zrobił wrażenie swoim wyglądem. Odpychały jedynie oczy, które biły
chłodem.
— … W trakcie roku szkolnego nie odbędzie się turniej o
Puchar Quidditcha między domami. — Rozległy się oburzone głosy sprzeciwu, aż
zawrzało w całej sali. Harry siedział z wielkimi oczami, patrząc na Dextera,
który spoglądał na niego z podobną miną. Dumbledore uciszył wszystkich i
ciągnął: — Zamiast tego odbędzie się Puchar Quidditcha między szkołami w naszej
placówce. — Rozległy się głosy podniecenia. — W Noc Duchów czeka was
niespodzianka, z której wiele osób powinno być zadowolonych. — Szepty
zaciekawienia. — W związku z zagrożeniem w świecie magii, postanowiono, iż
szkoła zostanie objęta dodatkową ochroną przez zaufane osoby, które zapraszamy.
Zza drzwi widniejącymi za stołem nauczycielskim wyszło
kilkanaście osób. Kobra rozszerzył oczy, widząc wśród nich Remusa i Syriusza.
Ten drugi uśmiechnął się do niego wrednie.
— Zabiję go — wycedził Harry przez zaciśnięte szczęki. —
Gnojek, nic nie powiedział. — Okoliczni Gryfoni spojrzeli na niego z
zainteresowaniem. Nagle zrobił minę, jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem. —
Nieee… Kolejne udręki. Idę się rzucić z Wieży Astronomicznej — zaszlochał i
uderzył czołem w blat stołu, aż rozległ się głośny huk.
Kilka osób zaśmiało się, a Seamus klepnął go w plecy z
wyraźnym rozbawieniem. Dyrektor coś mówił, ale on nie słuchał, myśląc nad
zemstą na Łapie, bo nie pisnął ani słówka. Po chwili na jego listę doszedł
Remus, który także trzymał język za zębami. Ludzie zaczęli się podnosić i
wychodzić, więc poderwał głowę w górę. Wstał i przecisnął się między elitą
Slytherinu ze wściekłością na twarzy. Po chwili usłyszeli:
— BLACK! ZABIJĘ CIĘ! — Ślizgoni zaśmiali się zgodnie. — JAK
MOGŁEŚ MI NIE POWIEDZIEĆ?!
Później ktoś biegł.
— Nie wiem, komu bardziej mam współczuć — rzekła Missy,
wychodząc wraz z elitą.
— JESTEŚ OCHRONĄ, A MNIE SIĘ BOISZ?! CHODŹ TU, BLACK!
Śmiech Syriusza i wrzaski Harry’ego słyszeli nawet w
lochach.
Na pierwsze śniadanie w Hogwarcie poszedł w towarzystwie
Hermiony, z którą nie miał większej okazji porozmawiać na rozpoczęciu. Weszli
do sali, gdzie odnalazła ich McGonagall z planem zajęć.
— Potter — dodała — zostałeś wybrany na kapitana
reprezentacji Hogwartu. Do jutra masz dać odpowiedź, czy się zgadzasz.
Po pierwszej chwili zaskoczenia, Kobra otrząsnął się i
powiedział:
— Mogę od razu odpowiedzieć, pani profesor. Nie chcę być
kapitanem. — Hermiona aż rozszerzyła oczy, patrząc na niego. Nauczycielka
wyglądała na zaskoczoną, a on ciągnął: — Już wcześniej chciałem zrezygnować z
pozycji kapitana i szukającego Gryffindoru.
— Potter, czy dobrze to przemyślałeś? — spytała zdumiona
McGonagall.
Odetchnął.
— Tak. Zdecydowałem jakiś czas temu.
— Z jakiego powodu?
— Owutemy, nauka — odparł wymijająco.
— Mimo wszystko zastanów się i odpowiedz jutro.
Kiwnął głową, choć wiedział, że decyzji nie zmieni.
Zdumiona kobieta odeszła, a Harry i Hermiona usiedli razem przy stole
Gryffindoru.
— Dobrze to przemyślałeś? — zapytała dziewczyna ze
zmarszczonymi brwiami. — Powód mnie nie przekonuje.
— Wiem, że zawalę — powiedział do niej cicho. — Będę
zaniedbywał swoje obowiązki. Wolę skupić się na ważniejszych rzeczach. Co będzie,
jeśli zadanie trafi się w dzień meczu? — szepnął. — Cały Hogwart z chęcią wbije
mnie na pal, gdy nie pojawię się na meczu.
Hermiona westchnęła.
— Rozumiem, ale wielka szkoda. Nie ma lepszego szukającego
od ciebie.
Harry uśmiechnął się.
— A ty? Jesteś mistrzynią w szukaniu odpowiedniej książki.
— Zaśmiała się lekko. — Kogoś znajdą. Dexter chętnie mnie zastąpi.
Plotka o jego odmowie rozeszła się w ekspresowym tempie, a
gdy wychodził z Wielkiej Sali, wiedział o tym każdy uczeń, nauczyciel, ochrona.
Nadal w towarzystwie Hermiony poszedł na pierwszą lekcję, którą była
transmutacja. Dziewczyna podeszła do Kellana, a on do Ślizgonów, Missy i Milki.
— Powiedz, że ta plotka to nieprawda — rzekła Nancy.
— O odmowie? Prawda.
— Zwariowałeś czy uderzył cię piorun? — wydusił Blaise.
— Żadne z tych. Mam inne obowiązki — powiedział wymijająco
i na szczęście nie zdążyli o nic zapytać, gdyż drzwi otworzyły się.
McGonagall zaprosiła ich na pierwszą lekcję w tym roku.
Harry planował usiąść z Milką, gdyż w poprzednim roku szybko ich rozdzielono.
Wiedział, że Nicole zaklepała miejsce obok Dextera. Oboje się przeliczyli.
— Potter, Young. — Zatrzymali się i zerknęli na
nauczycielkę. — Do ostatniej ławki. Razem.
— CO?! — wrzasnęła Nicole pod wpływem emocji.
— Przecież tamten rok to już przeszłość — jęknął z kolei
Kobra.
Twarda jak skała twarz McGonagall powiedziała im, że nic
nie zdziałają. Nicole jęknęła żałośnie, a Harry ruszył do odpowiedniej ławki,
powłócząc nogami ze smętną miną. Rzucił torbę na stolik, opadł na krzesło i
położył głowę na blacie, zasłaniając zrozpaczoną twarz ramionami. Ślizgonka zrobiła
to samo chwilę po nim. Usłyszeli śmiechy uczniów. Dexter i Milka usiedli razem.
— Zdemotywowała mnie na samym starcie — powiedział Kobra
stłumionym głosem.
— Jest w tym mistrzynią — odparła Nicole, nie zmieniając
pozycji.
Parvati i Lavender siedzące przed nimi zgodnie zachichotały.
Hej,
OdpowiedzUsuńakcja świetnie przeprowadzona, nie ma lepszego szukającego niż on, i znów jest skazany na Nicole…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, cała akcja wspaniale przeprowadzona, no i nie ma lepszego szukającego niż on... haha i co? znów jest skazany na Nicole… ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza