24.07.2012

II. Rozdział 15 - Ian Franco

Tak jak postanowił wcześniej, dał McGonagall ostateczną odpowiedź dotyczącą kapitana reprezentacji Hogwartu w Mistrzostwach Międzyszkolnych w Quidditchu. Nie zmienił decyzji. Kobieta próbowała go namówić, aby nie rezygnował chociaż z pozycji szukającego, lecz pozostał nieugięty. Pozostawił jej decyzję o wyborze innej osoby. Zapytała wprost, kto byłby najlepszym kandydatem.
— Malfoy — odparł. — Utrzyma dyscyplinę i nie da sobie wejść na głowę osobom z innych domów. Jest niezłym strategiem i szukającym, więc na pewno się nada.
Podziękowała mu za pomoc i już po kolejnej lekcji Dexter przyszedł z dobrą nowiną.
Szybko kierowali się w stronę sali od obrony na pierwszą lekcję tego przedmiotu w tym roku. Chwilę później weszli do pomieszczenia urządzonego w czerni. Zza zasłoniętych okien wpadało mdłe światło. Uczniowie z uśmiechami przyjęli to, że nie było ławek, co oznaczało ćwiczenia praktyczne. Nie wiedzieli jednak, co ich czeka w przyszłości. Kiedy pojawił się nauczyciel, zapadła cisza. Większość dziewczyn wlepiała w niego rozmarzone spojrzenia.
— Jeśli słuchaliście dyrektora, powinniście wiedzieć, jak się nazywam — zaczął chłodno i cicho. — Nie będę powtarzał. Zajęcia będą miały charakter praktyczny. — Jego głos brzmiał tak ostro, jak żyletka tnie skórę. — Nie toleruję spóźnialstwa, lenistwa i ignorowania słów nauczyciela, a także bezczelności. — Tu jego wzrok padł na Kobrę, który poczuł, że siwe oczy go prześwietlają, aż na plecach przeszły mu ciarki. Ian odwrócił się tyłem do uczniów i rzekł: — Nie będę marnował lekcji, więc zaczynamy. Potter — Missy aż się wzdrygnęła, gdy wypowiedział to nazwisko z odczuwalnym jadem — wiesz, co to za zaklęcie Exisan*?
Kobra zmarszczył brwi.
— To wiedza zakazana — odpowiedział.
— Skoro wiesz, że to wiedza zakazana, to zapewne także wiesz, jakie to zaklęcie ma skutki.
Harry milczał przez moment. Nie powinien w ogóle tego wiedzieć, bo mogli wyciągnąć od niego konsekwencje, że rozpowszechnia tę wiedzę wśród uczniów. Z drugiej strony był nauczyciel, który wymagał od niego odpowiedzi, a Kobra miał wrażenie, że Ian tak łatwo nie odpuści i ukarze go za brak tej wiedzy, bo skoro wie, że to zaklęcie zakazane, to powinien także wiedzieć dlaczego. Po chwili wahania odparł:
— Zaklęcie zanikania krwi. Ofiara umiera po kilku minutach, jeśli nikt nie zna przeciw zaklęcia.
— Potter, czy ty wiesz, że za taką wiedzę i jej rozpowszechnianie można trafić do Azkabanu? Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Gryfoni od razu się oburzyli. Kobra zacisnął zęby, żeby nie odpowiedzieć czegoś, co mogłoby jeszcze bardziej zaszkodzić. Nie on jeden wiedział, że Ian z jakiegoś powodu nie pała do niego sympatią. Gryfoni szybko zostali uciszeni utratą kolejnych punktów.
— Złoty Chłopiec zna takie zaklęcia? — powiedział cicho mężczyzna. — No proszę, proszę. To może jeszcze mi powiesz, co to za zaklęcie Foraporis**?
Wiedział bardzo dobrze. Zakazane zaklęcie, które robiło dziury w ciele.
— Nie wiem — skłamał, by nie stracić kolejnych punktów.
— Skoro znasz zaklęcie Exisan, to powinieneś znać także to, Potter — rzekł z zimną satysfakcją Ian. — Najwidoczniej nie czytasz zbyt uważnie. Minus dziesięć punktów. — Kobra zacisnął pięści i zęby, by nie cisnąć jakimś mocnym słowem. Gryfoni poruszyli się niespokojnie. — Potter, a zaklęcie Axnare*** coś ci mówi?
Harry wbił w niego wściekłe spojrzenie. Znowu zakazane zaklęcie, które sprawiało, że przeciwnika atakowały siekiery.
— Po co mam odpowiadać, skoro i tak będzie źle — powiedział chłodno, powstrzymując syk złości.
— Za bezczelność minus dziesięć punktów, Potter.
Kobra w środku cały się gotował i tylko Milka ściskająca go cały czas za nadgarstek powstrzymywała go przed podejściem do nauczyciela i przywalenia mu z pięści. A ręka świerzbiła. Oj, świerzbiła. Nauczyciel zostawił go w spokoju, ale nie powstrzymał się przed odjęciem jeszcze kilkunastu punktów innym uczniom z różnych domów.
                Ian Franco został oficjalnie uznany za nauczyciela godnego Snape’a, o ile nie gorszego.
                Z sali wszyscy wyszli jak z pogrzebu. Jakaś Puchonka wybuchnęła płaczem.
— Kobra… — zaczęła niepewnie Missy.
— Nic mi nie mów — odparł chłodno.
Kolejnego dnia lekcja nie wyglądała lepiej. Ćwiczyli nowopoznane zaklęcie do obrony. Ian szydził, kiedy ktoś chociażby źle trzymał różdżkę.
— Wright, czy w trakcie walki też tak szybko będziesz rzucała zaklęcie? Brown, uczyłaś się kiedykolwiek, jak trzymać różdżkę? Fletchley, z taką wiedzą szybko szkoły nie skończysz. Parkinson, jakim sposobem jesteś w siódmej klasie, bo nie mogę tego pojąć?
Punkty ubywały z konta każdego domu. W klasie panowała absolutna cisza. Od razu mieli uczyć się zaklęcia niewerbalnie i nikt nie ważył się odezwać. Gdy Ian usłyszał cichy głos, od razu odejmował punkty. Kobra dostał pytanie dotyczące poznanych wcześniej zaklęć. Odpowiedział poprawnie, a nauczyciel drążył, pytając o małe szczegóły. Z niechęcią odpuścił bez słowa, gdy nie złapał go na żadnym błędzie.
— Brawo, Young. Takim oto sposobem straciłaś pięć punktów za narażanie zdrowia innego ucznia.
Jeremy, który był z nią w parze, uniósł brwi.
— Jakie narażanie? — powiedziała bezczelnie.
— Tak machasz różdżką, że zaraz komuś oko wydłubiesz. Nie wiesz, co to znaczy lekko?
Prychnęła dumnie.
— To mam stać jak słup soli, żeby komuś krzywdy nie zrobić?
— Może szlaban sprawi, że czasami ugryziesz się w język.
Zacisnęła zęby z furią w oczach. Czekali na wybuch, który jednak nie nastąpił. W porę się opanowała dzięki Victorii. Kobra mruknął coś pod nosem do Alana.
— Potter, wiesz, co to znaczy milczeć?
W oczach Harry’ego błysnęły groźne iskry, a na ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
— A oddychać mogę czy to też zabronione? — spytał chłodno z wyraźną bezczelnością.
W powietrzu zawisła tak napięta atmosfera, że można było powiesić topór. Ian spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem i z szyderczym uśmiechem.
— W twoim przypadku miło by było, gdybyś nie oddychał, Potter.
Missy i Nicole aż rozszerzyły oczy. Harry patrzył w jego szare tęczówki z niebezpiecznymi błyskami. Czyżby nauczyciel życzył mu śmierci?
— Nie spieszy mi się pod piach, więc, niestety, oddychać muszę — odparł zimno.
Ian uśmiechnął się z ironią i odwrócił z tajemniczymi błyskami w oczach.
— Widzę, że lubisz pakować się w szlabany. Z Young w gabinecie woźnego o osiemnastej.
— Przyjdę z miłą chęcią — odrzekł chamsko, mimo błagalnej miny Milki.
Ian nic nie odpowiedział.
Z klasy wyszli tak, jak poprzedniego dnia: jak z pogrzebu. Ekipa nie odezwała się ani słowem przez cały korytarz. Dopiero na rogu Kobra nie wytrzymał:
— Co za sku*wiel!
— Harry! — Jak się okazało, trafili wprost na dyżurujących Łapę i Lunatyka.
— Daj mi się chociaż raz wyżyć — burknął do chrzestnego.
— Co macie takie smętne miny? — zapytał Remus.
— Nauczyciel obrony to kat — mruknęła Alison.
— Pewnie przesadzacie. Nie może być gorszy od Nietoperza — stwierdził Łapa.
— I tu się mylisz — powiedział niechętnie Dexter.
— Spójrz na cały rocznik — mruknął Kobra.
Zza rogu wyszli pozostali uczniowie siódmej klasy. Wszyscy przybici. Tylko Nicole klęła, nie szczędząc języka.
— Jak ten poje*aniec mógł mi dać szlaban?! Za coś takiego?! — Elita stanęła obok ekipy. — Co za głupi chu…!
Pansy chrząknęła. Missy spojrzała tęsknie na Remusa.
— Wróć na te stanowisko, inaczej wszyscy oszalejemy — jęknęła żałośnie. — On jest nienormalny! Psychol!
— Tak źle? — spytał ze zdumieniem Łapa.
— Koszmar! — stęknęła Viki. — Jak wytrzymam psychicznie do końca roku, to będzie cud.
— Czepia się o nic nieznaczącą rzecz — mruknął Blaise. — O to, że źle trzymasz różdżkę. Śmieje się, że nie umiemy rzucić zaklęcia, które dopiero poznaliśmy.
— A Kobra już ma u niego prze*ebane — dodał Dexter.
— Coś ty zrobił? — zapytał Łapa chrześniaka.
— Nazywam się Potter — burknął. Syriusz uniósł brwi. — Young, z wielką energią pójdziemy na pierwszy szlaban, czyż nie?
— Tsaa… — prychnęła.
— Za co znowu? — załamał się Łapa.
— Jeśli chodzi o mnie, rzekomo bezsensownie machałam różdżką i narażałam zdrowie innych uczniów. Odpyskowałam i bęc… Szlaban.
Gdyby Remus potrafił, to miałby brwi przy linii włosów.
— A ty? — zapytał Harry’ego.
— Mruknąłem coś do Alana, czego nawet on nie usłyszał, a ten idiota do mnie, czy nie wiem, co to znaczy milczeć. To mu…
— … odpyskowałem — westchnął Syriusz.
— Spytałem tylko, czy oddychanie też jest zabronione i przy okazji dowiedziałem się, że nauczyciel życzy mi śmierci.
— Co?!
Dexter wytłumaczył im sytuację, gdy zauważył, że na samo wspomnienie Kobrze podnosi się ciśnienie.
— Musieliście źle zrozumieć — mruknął niepewnie Black.
— Wszyscy? — prychnął Ostry.
Zapadła cisza.
Remus i Syriusz spojrzeli na nich współczująco. Myśleli, że młodzież trochę przesadza i nawet nie domyślali się, że ich słowa są niczym w porównaniu z tym, co działo się na lekcji obrony.

Draco był na eliminacjach do reprezentacji Hogwartu w quidditcha. Milka i Missy zostały u siebie w pokojach wspólnych, dlatego Harry wziął z nich przykład i robił zadanie z transmutacji, nie chcąc narobić sobie zaległości. Kiedy kanapa obok niego się wgięła, zerknął na osobę, która usiadła. Uśmiechnął się lekko, dostrzegając Ginny.
— Co robisz? — zagadnęła.
— Zadanie z transmutacji. Idzie mi znakomicie. Normanie przez godzinę napisałem — zerknął na pergamin — imię i nazwisko. — Zaśmiała się. — Jeszcze nie wpadłem w rytm nauki — westchnął. Nagle zmarszczył brwi. — A ty nie powinnaś być na eliminacjach?
Zawahała się.
— Nie idę.
— Jak to?!
— No… Jakoś tak… nie chcę? — zrobiła niepewną minę.
— Czyś ty zwariowała?! Najlepsza ścigająca nie idzie na eliminacje do reprezentacji?!
— A najlepszy szukający to co? — odpyskowała.
— Ja, Ruda, mam poważne powody — zmarszczył brwi.
— Ej!
— Wolisz Wiewiórka?
— A idź ty! — zaśmiała się.
— Czemu nie chcesz? — Zagryzła wargę, a jego olśniło. — Chodzi o Malfoya jako kapitana? — Nie odpowiedziała. — Ruda — powiedział z rozbawieniem — przejmujesz się tą fretką?
— Na pewno nie weźmie mnie do drużyny, więc po co mam iść…
— Jeśli będą lepsi, to nie weźmie. A lepszych nie ma, więc cię weźmie. Ruda — westchnął, widząc jej niepewną minę — nie wkurzaj mnie i zachrzaniaj na boisko albo zaciągnę cię tam siłą.
— Akurat się ciebie boję — parsknęła śmiechem.
— A powinnaś — uśmiechnął się. — Dexter nie będzie patrzył na dom, ale na to, kto jak gra. Musi mieć najlepszych zawodników, żeby nie wyjść na idiotę przed całą szkołą i nie tylko. Poza tym Hooch też jest na eliminacjach i nie pozwoli mu dyskryminować osób z innych domów. Dlatego rusz dupsko i biegiem do dormitorium się przebrać.
— Ale…
— Jak się nie dostaniesz, wtedy będziesz się nad sobą użalać. Stawiła się cała drużyna Gryfonów z tamtego roku, poza Paulem i Zeusem, którzy skończyli szkołę. Nie rób mi tego.
— Ale pójdziesz ze mną — zastrzegła. — Zadanie poczeka.
— Okay.
Chwilę później pędzili w stronę boiska. Malfoy przyglądał się jednemu z obrońców z niemrawą miną.
— Myślałem, że ekipa odpoczywa od siebie nawzajem — zaczął Draco, gdy go zobaczył.
— Bo odpoczywa. Ale przyprowadziłem ci jeszcze jedną zawodniczkę. Ścigających jeszcze nie oglądałeś, nie?
— Daj spokój. Dopiero zacząłem — skrzywił się. — Nienawidzę eliminacji. Przylazło jak zwykle pełno małolatów, którzy nawet latać nie umieją. Ledwo ich przegoniłem, wredne bachory. CZŁOWIEKU, CO TY ROBISZ?! — krzyknął  na obrońcę. — ZEJDŹ MI Z BOISKA, ZANIM WYCIĄGNĘ RÓŻDŻKĘ! — Ginny spojrzała z powątpieniem na Kobrę, ale ten tylko się uśmiechnął. — AAA! ZŁAŹ! — wrzeszczał Draco wściekle. — Weź tę je*aną odznakę. Już nie chcę być kapitanem — jęknął do Harry’ego, a ten roześmiał się. — Co za osły. ZŁAŹ, BO PODLECĘ I SAM CIĘ ZWALĘ, KUR…RRrr… cze! — Wzrok Hooch przywrócił go do porządku. — Następny!
Kobra poczochrał Ginny po włosach i powiedział:
— Będę na trybunach. Powodzenia, Ruda.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi. Na trybunach znalazł wyjących ze śmiechu Ślizgonów, którzy nabijali się z darcia Dracona.
— ZARAZ MNIE COŚ STRZELI! NIE TE BRAMKI!
Po wielu męczarniach Dexter wybrał zeszłorocznego obrońcę Krukonów, gdyż nikt inny się do tego nie nadawał. Na odstrzał poszli ścigający. Wylatywali jeden po drugim. Nadzieja pojawiła się przy dziewczynie z poprzedniej drużyny Slytherinu. Wstępnie została przyjęta. Przyszła kolej na Ginny, więc Kobra bardziej się zainteresował.
— Dajesz, Ruda! — krzyknął. — Jak nie przejdziesz, to przefarbuję cię na blond!
Dziewczyna zaśmiała się. Dała z siebie wszystko i Harry stwierdził, że Malfoy będzie idiotą, jeśli jej nie przyjmie. Wstępnie dostała się do drużyny. Chłopak wybrał także trzy inne osoby. W dogrywce wygrała Ślizgonka, Puchon i Gryfonka. Kobra zaczął jej klaskać, a ona wyszczerzyła się do niego. Z poprzedniej drużyny Gryfonów dostał się także Dominic, a Dexter ubolewał nad tym, że nie ma Zeusa, który potrafił nieźle uderzyć i, gdy musiał, był brutalny jak nikt inny. Kapitan wybrał jakiegoś tęgiego Puchona z szóstej klasy. Drużyna była skompletowana. Kobra skrzywił się, gdy eliminacje się skończyły.
— Co masz taką minę? — spytała Pansy.
            — Nie mam wymówki, żeby nie robić zadania z transmutacji.
Zaśmiali się.

Towarzystwo Ślizgonów przy boku Harry’ego Pottera było już tradycją. Nikogo nie dziwił widok elity z Milką, Missy i Kobrą. Niektórzy tego nie akceptowali, ale ich zdanie nie miało większego znaczenia. Twierdzili, że złamali zwyczaj, jednak większość nauczycieli była zadowolona, że zniszczono bariery między domami.
Dlatego gdy razem wychodzili z obiadu z Wielkiej Sali, nikogo to nie zdziwiło. W drzwiach trafili na mały korek, więc musieli się przeciskać. Ostry przeszedł bokiem między dwoma pierwszakami i w następnej chwili poczuł, jakby czas zatrzymał się w miejscu.
Patrzył w ciemne oczy w kolorze brązu, które wyrażały pokusę. Kasztanowe loki dziewczyny z gracją opadały na jej ramiona, a postawa wyrażała geny arystokratki. Duże, malinowe usta bardzo kusiły, a przygryziona dolna warga sprawiała, że po jego ciele przeszedł prąd ciepła. Byli tak blisko siebie, że czuł, jak ich dłonie krótko ocierają się o siebie. Była odrobinę niższa od niego i szczupła jak modelka. Trwało to zaledwie chwilę, ale zrobiła na nim olbrzymie wrażenie.
Wypadł z tłumu z mózgiem pracującym na pełnych obrotach. Próbował dopasować nazwisko do osoby, ale musiał przyznać, że pierwszy raz ją widział. Odwrócił jeszcze raz głowę w jej stronę. Nadal nie niego patrzyła wielkimi oczami. Oderwał od niej wzrok dopiero wtedy, gdy prawie zderzył się z Dexterem idącym przed nim. Kiedy obrócił się po raz kolejny, dziewczyny już nie było. Miejsce, gdzie ich dłonie się spotkały, piekło jak rozżarzony węgiel.

Nie mógł przestać o niej myśleć. Śniła mu się tej samej nocy, gdy spotkał ją po raz pierwszy. Przy śniadaniu celowo usiadł tak, aby widzieć ją w trakcie wchodzenia do Wielkiej Sali. Wkroczyła w otoczeniu innych dziewczyn. Obserwował ją przez większość śniadania, a raz ich spojrzenia nawet się spotkały. Po jego ciele przeszedł prąd, który wyłączył narząd nazywany mózgiem. Nie słuchał, co mówią do niego przyjaciele. Na transmutacji dostał szlaban za to, że buja w obłokach. Na zaklęciach Flitwick był zmuszony odjąć mu punkty, gdy zamiast zaklęcia czyszczącego rzucił zaklęcie wybuchające, które rozwaliło pół klasy. Na zielarstwie nie słuchał Sprout, w efekcie czego zniszczył roślinkę, która rozrosła się po całej szklarni, wyganiając z niej uczniów. Dostał od kobiety niezły ochrzan. Cieszył się, że nie ma obrony, bo Ian z pewnością dałby mu popalić na całego. Na obiedzie znowu ją zobaczył. Siedzieli naprzeciwko siebie odgrodzeni jedynie przez stół Puchonów. Prawdopodobnie była Krukonką, gdyż siedziała przy ich stole. Spojrzała na niego, gdy zerkając na nią wlewał do szklanki sok. Zagapił się i dopiero wrzask Victorii doprowadził go do porządku. Napój wypływał z naczynia na stół i kolana Ślizgonki. Szczerze ją przeprosił, widząc plamę na spodniach, którą Missy usunęła zaklęciem. Dziewczyna zwróciła się do niego:
— Co jest?
— Nic — odparł ze zdziwieniem.
— Nic — westchnęła. — W ogóle dzisiaj nie ogarniasz! Szlaban, punkty i ochrzan. Teraz jeszcze to. Wszystko przez nieuwagę.
— Na serio nic — mruknął.
— Daj spokój — zaśmiał się Jeremy, patrząc na dziewczynę. — Chłopak się zakochał i tyle.
Kobra wbił w niego mordercze spojrzenie.
— Serio? — zdumiała się  Puchonka.
— Nie! — oburzył się natychmiast.
— Kobra… — zmarszczyła brwi, a jej usta lekko drgnęły.
— Daj mi spokój — żachnął się.
— Ale…
— Przestaniesz wreszcie?!
— Co ty dzisiaj taki drażliwy? — spytał Dexter z błyskami w oczach.
— Nie no, oszaleję — warknął i wstał, aby wyjść. Odprowadzili go roześmianymi spojrzeniami. — Cześć, Luna.
— Cześć, Harry.
Niespodziewanie zahamował i odwrócił się do niej.
— Luna, możemy pogadać?
— Jasne.
Usiadł z nią przy stole Gryffindoru obok Neville’a, co w pierwszym momencie go zastanowiło. Szybko skojarzył jego dobry humor, częste nieobecności oraz rozmarzone oczy i aż uśmiechnął się w duchu. Luna spojrzała na niego pytająco.
— Przy waszym stole siedzi taka dziewczyna w brązowych włosach. Odwrócona tyłem, w czerwonej bluzce. Znasz ją może? — powiedział tak, aby tylko ona i Neville go usłyszeli.
Wiedział, że gdyby zapytał o to Milkę, to ta by dużo pytała, a tego chciał uniknąć.
— Olivia Romance z Ravenclawu.
— A który rocznik? — zaciekawił się.
— Czwarty bądź piąty.
— Piąty — wtrącił Neville. — Znam chłopaka z tego rocznika. Twierdzi, że często nabijają się na lekcjach z jej nazwiska, przez co dostaje szału.
— Coś jeszcze o niej wiecie?
— Ma problemy ze swoim byłym chłopakiem, który nie chce się od niej odczepić. Ostatnio zrobił jej awanturę na środku korytarza — powiedziała melodyjnym głosem dziewczyna. — Jest strasznie agresywny.
— A czemu tak się o nią wypytujesz? — zapytał z zaciekawieniem Neville, gdy Harry podziękował im i wstał. — Czy coś…?
— Neville, zajmij się Luną — wyszczerzył się.
Na jego policzkach wystąpiły rumieńce i szybko się speszył. Kobra zaśmiał się lekko i odwrócił na pięcie, wpadając na Kellana w towarzystwie Hermiony. Nie przejął się tym, lecz w dalszym ciągu się cieszył.
— A ten jak się szczerzy. Widzisz to? — zapytał Kellan Hermionę ze śmiechem. — Zakochał się czy co?
— Co wy dzisiaj wszyscy o tym? — jęknął Ostry.
— Widocznie coś w tym jest — stwierdziła Gryfonka.
— Chyba cała szkoła upadła na głowę — skwitował Harry.
Para odprowadziła go śmiechem. Dołączył do niego Seamus, gdy do środka weszli Dean i Ginny, trzymając się za ręce.
— Same parki. A my takie dwa samotniki — rzekł Kobra, ale zerknął na Seamusa, który spojrzał na niego przepraszająco. — Ja jeden samotnik? — stęknął, a ten pokiwał głową. — Szkoda gadać.
Elita śmiała się z niego, gdy ich mijał, narzekając na los samotnego Wybrańca.
— Co go dzisiaj naszło? — zaśmiał się Blaise.
— Chyba naprawdę coś się święci, bo zawsze pie*doli bez sensu, jak jakąś wyłapie — stwierdziła Missy ze śmiechem, patrząc kątem oka na Nicole.

*Exisan – z łac. exitus – zanikanie; sanguis – krew; w wolnym tłumaczeniu: zanikanie krwi
**Foraporis – z łac. foramen – dziura; corporis – ciało; w wolnym tłumaczeniu: dziury w ciele
***Axnare – z łac. ax – siekiera; oppugnare – atak; w wolnym tłumaczeniu: atak siekier

2 komentarze:

  1. Hej,
    Harry się zakochał, a ten Ian straszny, odejmuje punkty za byle co i jeszcze ma coś do Harrego jak widać…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, ocho Harry się zakochał ;) Ian jest po prostu straszny, odejmuje punkty za byle co i na dodatek ma coś do Harrego ciągle coś ma do niego…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń