Tak jak postanowił wcześniej, dał McGonagall ostateczną
odpowiedź dotyczącą kapitana reprezentacji Hogwartu w Mistrzostwach
Międzyszkolnych w Quidditchu. Nie zmienił decyzji. Kobieta próbowała go
namówić, aby nie rezygnował chociaż z pozycji szukającego, lecz pozostał
nieugięty. Pozostawił jej decyzję o wyborze innej osoby. Zapytała wprost, kto
byłby najlepszym kandydatem.
— Malfoy — odparł. — Utrzyma dyscyplinę i nie da sobie wejść
na głowę osobom z innych domów. Jest niezłym strategiem i szukającym, więc na
pewno się nada.
Podziękowała mu za pomoc i już po kolejnej lekcji Dexter
przyszedł z dobrą nowiną.
Szybko kierowali się w stronę sali od obrony na pierwszą
lekcję tego przedmiotu w tym roku. Chwilę później weszli do pomieszczenia
urządzonego w czerni. Zza zasłoniętych okien wpadało mdłe światło. Uczniowie z
uśmiechami przyjęli to, że nie było ławek, co oznaczało ćwiczenia praktyczne.
Nie wiedzieli jednak, co ich czeka w przyszłości. Kiedy pojawił się nauczyciel,
zapadła cisza. Większość dziewczyn wlepiała w niego rozmarzone spojrzenia.
— Jeśli słuchaliście dyrektora, powinniście wiedzieć, jak
się nazywam — zaczął chłodno i cicho. — Nie będę powtarzał. Zajęcia będą miały
charakter praktyczny. — Jego głos brzmiał tak ostro, jak żyletka tnie skórę. —
Nie toleruję spóźnialstwa, lenistwa i ignorowania słów nauczyciela, a także
bezczelności. — Tu jego wzrok padł na Kobrę, który poczuł, że siwe oczy go
prześwietlają, aż na plecach przeszły mu ciarki. Ian odwrócił się tyłem do
uczniów i rzekł: — Nie będę marnował lekcji, więc zaczynamy. Potter — Missy aż
się wzdrygnęła, gdy wypowiedział to nazwisko z odczuwalnym jadem — wiesz, co to
za zaklęcie Exisan*?
Kobra zmarszczył brwi.
— To wiedza zakazana — odpowiedział.
— Skoro wiesz, że to wiedza zakazana, to zapewne także
wiesz, jakie to zaklęcie ma skutki.
Harry milczał przez moment. Nie powinien w ogóle tego
wiedzieć, bo mogli wyciągnąć od niego konsekwencje, że rozpowszechnia tę wiedzę
wśród uczniów. Z drugiej strony był nauczyciel, który wymagał od niego
odpowiedzi, a Kobra miał wrażenie, że Ian tak łatwo nie odpuści i ukarze go za
brak tej wiedzy, bo skoro wie, że to zaklęcie zakazane, to powinien także
wiedzieć dlaczego. Po chwili wahania odparł:
— Zaklęcie zanikania krwi. Ofiara umiera po kilku minutach,
jeśli nikt nie zna przeciw zaklęcia.
— Potter, czy ty wiesz, że za taką wiedzę i jej
rozpowszechnianie można trafić do Azkabanu? Minus dziesięć punktów dla
Gryffindoru.
Gryfoni od razu się oburzyli. Kobra zacisnął zęby, żeby nie
odpowiedzieć czegoś, co mogłoby jeszcze bardziej zaszkodzić. Nie on jeden
wiedział, że Ian z jakiegoś powodu nie pała do niego sympatią. Gryfoni szybko
zostali uciszeni utratą kolejnych punktów.
— Złoty Chłopiec zna takie zaklęcia? — powiedział cicho
mężczyzna. — No proszę, proszę. To może jeszcze mi powiesz, co to za zaklęcie Foraporis**?
Wiedział bardzo dobrze. Zakazane zaklęcie, które robiło
dziury w ciele.
— Nie wiem — skłamał, by nie stracić kolejnych punktów.
— Skoro znasz zaklęcie Exisan,
to powinieneś znać także to, Potter — rzekł z zimną satysfakcją Ian. —
Najwidoczniej nie czytasz zbyt uważnie. Minus dziesięć punktów. — Kobra
zacisnął pięści i zęby, by nie cisnąć jakimś mocnym słowem. Gryfoni poruszyli
się niespokojnie. — Potter, a zaklęcie Axnare***
coś ci mówi?
Harry wbił w niego wściekłe spojrzenie. Znowu zakazane
zaklęcie, które sprawiało, że przeciwnika atakowały siekiery.
— Po co mam odpowiadać, skoro i tak będzie źle — powiedział
chłodno, powstrzymując syk złości.
— Za bezczelność minus dziesięć punktów, Potter.
Kobra w środku cały się gotował i tylko Milka ściskająca go
cały czas za nadgarstek powstrzymywała go przed podejściem do nauczyciela i
przywalenia mu z pięści. A ręka świerzbiła. Oj, świerzbiła. Nauczyciel zostawił
go w spokoju, ale nie powstrzymał się przed odjęciem jeszcze kilkunastu punktów
innym uczniom z różnych domów.
Ian Franco został oficjalnie uznany za nauczyciela godnego Snape’a, o ile nie
gorszego.
Z sali wszyscy wyszli jak z pogrzebu. Jakaś Puchonka wybuchnęła płaczem.
— Kobra… — zaczęła niepewnie Missy.
— Nic mi nie mów — odparł chłodno.
Kolejnego dnia lekcja nie wyglądała lepiej. Ćwiczyli
nowopoznane zaklęcie do obrony. Ian szydził, kiedy ktoś chociażby źle trzymał
różdżkę.
— Wright, czy w trakcie walki też tak szybko będziesz rzucała zaklęcie? Brown,
uczyłaś się kiedykolwiek, jak trzymać różdżkę? Fletchley, z taką wiedzą szybko
szkoły nie skończysz. Parkinson, jakim sposobem jesteś w siódmej klasie, bo nie
mogę tego pojąć?
Punkty ubywały z konta każdego domu. W klasie panowała
absolutna cisza. Od razu mieli uczyć się zaklęcia niewerbalnie i nikt nie ważył
się odezwać. Gdy Ian usłyszał cichy głos, od razu odejmował punkty. Kobra
dostał pytanie dotyczące poznanych wcześniej zaklęć. Odpowiedział poprawnie, a
nauczyciel drążył, pytając o małe szczegóły. Z niechęcią odpuścił bez słowa,
gdy nie złapał go na żadnym błędzie.
— Brawo, Young. Takim oto sposobem straciłaś pięć punktów
za narażanie zdrowia innego ucznia.
Jeremy, który był z nią w parze, uniósł brwi.
— Jakie narażanie? — powiedziała bezczelnie.
— Tak machasz różdżką, że zaraz komuś oko wydłubiesz. Nie
wiesz, co to znaczy lekko?
Prychnęła dumnie.
— To mam stać jak słup soli, żeby komuś krzywdy nie zrobić?
— Może szlaban sprawi, że czasami ugryziesz się w język.
Zacisnęła zęby z furią w oczach. Czekali na wybuch, który
jednak nie nastąpił. W porę się opanowała dzięki Victorii. Kobra mruknął coś
pod nosem do Alana.
— Potter, wiesz, co to znaczy milczeć?
W oczach Harry’ego błysnęły groźne iskry, a na ustach
pojawił się ironiczny uśmiech.
— A oddychać mogę czy to też zabronione? — spytał chłodno z
wyraźną bezczelnością.
W powietrzu zawisła tak napięta atmosfera, że można było
powiesić topór. Ian spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem i z szyderczym
uśmiechem.
— W twoim przypadku miło by było, gdybyś nie oddychał,
Potter.
Missy i Nicole aż rozszerzyły oczy. Harry patrzył w jego
szare tęczówki z niebezpiecznymi błyskami. Czyżby nauczyciel życzył mu śmierci?
— Nie spieszy mi się pod piach, więc, niestety, oddychać
muszę — odparł zimno.
Ian uśmiechnął się z ironią i odwrócił z tajemniczymi
błyskami w oczach.
— Widzę, że lubisz pakować się w szlabany. Z Young w
gabinecie woźnego o osiemnastej.
— Przyjdę z miłą chęcią — odrzekł chamsko, mimo błagalnej
miny Milki.
Ian nic nie odpowiedział.
Z klasy wyszli tak, jak poprzedniego dnia: jak z pogrzebu.
Ekipa nie odezwała się ani słowem przez cały korytarz. Dopiero na rogu Kobra
nie wytrzymał:
— Co za sku*wiel!
— Harry! — Jak się okazało, trafili wprost na dyżurujących
Łapę i Lunatyka.
— Daj mi się chociaż raz wyżyć — burknął do chrzestnego.
— Co macie takie smętne miny? — zapytał Remus.
— Nauczyciel obrony to kat — mruknęła Alison.
— Pewnie przesadzacie. Nie może być gorszy od Nietoperza —
stwierdził Łapa.
— I tu się mylisz — powiedział niechętnie Dexter.
— Spójrz na cały rocznik — mruknął Kobra.
Zza rogu wyszli pozostali uczniowie siódmej klasy. Wszyscy
przybici. Tylko Nicole klęła, nie szczędząc języka.
— Jak ten poje*aniec mógł mi dać szlaban?! Za coś takiego?!
— Elita stanęła obok ekipy. — Co za głupi chu…!
Pansy chrząknęła. Missy spojrzała tęsknie na Remusa.
— Wróć na te stanowisko, inaczej wszyscy oszalejemy — jęknęła
żałośnie. — On jest nienormalny! Psychol!
— Tak źle? — spytał ze zdumieniem Łapa.
— Koszmar! — stęknęła Viki. — Jak wytrzymam psychicznie do
końca roku, to będzie cud.
— Czepia się o nic nieznaczącą rzecz — mruknął Blaise. — O
to, że źle trzymasz różdżkę. Śmieje się, że nie umiemy rzucić zaklęcia, które
dopiero poznaliśmy.
— A Kobra już ma u niego prze*ebane — dodał Dexter.
— Coś ty zrobił? — zapytał Łapa chrześniaka.
— Nazywam się Potter — burknął. Syriusz uniósł brwi. —
Young, z wielką energią pójdziemy na pierwszy szlaban, czyż nie?
— Tsaa… — prychnęła.
— Za co znowu? — załamał się Łapa.
— Jeśli chodzi o mnie, rzekomo bezsensownie machałam
różdżką i narażałam zdrowie innych uczniów. Odpyskowałam i bęc… Szlaban.
Gdyby Remus potrafił, to miałby brwi przy linii włosów.
— A ty? — zapytał Harry’ego.
— Mruknąłem coś do Alana, czego nawet on nie usłyszał, a
ten idiota do mnie, czy nie wiem, co to znaczy milczeć. To mu…
— … odpyskowałem — westchnął Syriusz.
— Spytałem tylko, czy oddychanie też jest zabronione i przy
okazji dowiedziałem się, że nauczyciel życzy mi śmierci.
— Co?!
Dexter wytłumaczył im sytuację, gdy zauważył, że na samo
wspomnienie Kobrze podnosi się ciśnienie.
— Musieliście źle zrozumieć — mruknął niepewnie Black.
— Wszyscy? — prychnął Ostry.
Zapadła cisza.
Remus i Syriusz spojrzeli na nich współczująco. Myśleli, że
młodzież trochę przesadza i nawet nie domyślali się, że ich słowa są niczym w
porównaniu z tym, co działo się na lekcji obrony.
Draco był na eliminacjach do reprezentacji Hogwartu w
quidditcha. Milka i Missy zostały u siebie w pokojach wspólnych, dlatego Harry
wziął z nich przykład i robił zadanie z transmutacji, nie chcąc narobić sobie
zaległości. Kiedy kanapa obok niego się wgięła, zerknął na osobę, która
usiadła. Uśmiechnął się lekko, dostrzegając Ginny.
— Co robisz? — zagadnęła.
— Zadanie z transmutacji. Idzie mi znakomicie. Normanie
przez godzinę napisałem — zerknął na pergamin — imię i nazwisko. — Zaśmiała
się. — Jeszcze nie wpadłem w rytm nauki — westchnął. Nagle zmarszczył brwi. — A
ty nie powinnaś być na eliminacjach?
Zawahała się.
— Nie idę.
— Jak to?!
— No… Jakoś tak… nie chcę? — zrobiła niepewną minę.
— Czyś ty zwariowała?! Najlepsza ścigająca nie idzie na
eliminacje do reprezentacji?!
— A najlepszy szukający to co? — odpyskowała.
— Ja, Ruda, mam poważne powody — zmarszczył brwi.
— Ej!
— Wolisz Wiewiórka?
— A idź ty! — zaśmiała się.
— Czemu nie chcesz? — Zagryzła wargę, a jego olśniło. —
Chodzi o Malfoya jako kapitana? — Nie odpowiedziała. — Ruda — powiedział z
rozbawieniem — przejmujesz się tą fretką?
— Na pewno nie weźmie mnie do drużyny, więc po co mam iść…
— Jeśli będą lepsi, to nie weźmie. A lepszych nie ma, więc
cię weźmie. Ruda — westchnął, widząc jej niepewną minę — nie wkurzaj mnie i
zachrzaniaj na boisko albo zaciągnę cię tam siłą.
— Akurat się ciebie boję — parsknęła śmiechem.
— A powinnaś — uśmiechnął się. — Dexter nie będzie patrzył
na dom, ale na to, kto jak gra. Musi mieć najlepszych zawodników, żeby nie
wyjść na idiotę przed całą szkołą i nie tylko. Poza tym Hooch też jest na
eliminacjach i nie pozwoli mu dyskryminować osób z innych domów. Dlatego rusz
dupsko i biegiem do dormitorium się przebrać.
— Ale…
— Jak się nie dostaniesz, wtedy będziesz się nad sobą
użalać. Stawiła się cała drużyna Gryfonów z tamtego roku, poza Paulem i Zeusem,
którzy skończyli szkołę. Nie rób mi tego.
— Ale pójdziesz ze mną — zastrzegła. — Zadanie poczeka.
— Okay.
Chwilę później pędzili w stronę boiska. Malfoy przyglądał
się jednemu z obrońców z niemrawą miną.
— Myślałem, że ekipa odpoczywa od siebie nawzajem — zaczął
Draco, gdy go zobaczył.
— Bo odpoczywa. Ale przyprowadziłem ci jeszcze jedną
zawodniczkę. Ścigających jeszcze nie oglądałeś, nie?
— Daj spokój. Dopiero zacząłem — skrzywił się. — Nienawidzę
eliminacji. Przylazło jak zwykle pełno małolatów, którzy nawet latać nie
umieją. Ledwo ich przegoniłem, wredne bachory. CZŁOWIEKU, CO TY ROBISZ?! —
krzyknął na obrońcę. — ZEJDŹ MI Z BOISKA, ZANIM WYCIĄGNĘ RÓŻDŻKĘ! — Ginny
spojrzała z powątpieniem na Kobrę, ale ten tylko się uśmiechnął. — AAA! ZŁAŹ! —
wrzeszczał Draco wściekle. — Weź tę je*aną odznakę. Już nie chcę być kapitanem
— jęknął do Harry’ego, a ten roześmiał się. — Co za osły. ZŁAŹ, BO PODLECĘ I
SAM CIĘ ZWALĘ, KUR…RRrr… cze! — Wzrok Hooch przywrócił go do porządku. —
Następny!
Kobra poczochrał Ginny po włosach i powiedział:
— Będę na trybunach. Powodzenia, Ruda.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi. Na trybunach znalazł
wyjących ze śmiechu Ślizgonów, którzy nabijali się z darcia Dracona.
— ZARAZ MNIE COŚ STRZELI! NIE TE BRAMKI!
Po wielu męczarniach Dexter wybrał zeszłorocznego obrońcę
Krukonów, gdyż nikt inny się do tego nie nadawał. Na odstrzał poszli ścigający.
Wylatywali jeden po drugim. Nadzieja pojawiła się przy dziewczynie z
poprzedniej drużyny Slytherinu. Wstępnie została przyjęta. Przyszła kolej na
Ginny, więc Kobra bardziej się zainteresował.
— Dajesz, Ruda! — krzyknął. — Jak nie przejdziesz, to
przefarbuję cię na blond!
Dziewczyna zaśmiała się. Dała z siebie wszystko i Harry
stwierdził, że Malfoy będzie idiotą, jeśli jej nie przyjmie. Wstępnie dostała
się do drużyny. Chłopak wybrał także trzy inne osoby. W dogrywce wygrała
Ślizgonka, Puchon i Gryfonka. Kobra zaczął jej klaskać, a ona wyszczerzyła się
do niego. Z poprzedniej drużyny Gryfonów dostał się także Dominic, a Dexter
ubolewał nad tym, że nie ma Zeusa, który potrafił nieźle uderzyć i, gdy musiał,
był brutalny jak nikt inny. Kapitan wybrał jakiegoś tęgiego Puchona z szóstej
klasy. Drużyna była skompletowana. Kobra skrzywił się, gdy eliminacje się
skończyły.
— Co masz taką minę? — spytała Pansy.
— Nie mam wymówki, żeby nie robić
zadania z transmutacji.
Zaśmiali się.
Towarzystwo Ślizgonów przy boku Harry’ego Pottera było już
tradycją. Nikogo nie dziwił widok elity z Milką, Missy i Kobrą. Niektórzy tego
nie akceptowali, ale ich zdanie nie miało większego znaczenia. Twierdzili, że
złamali zwyczaj, jednak większość nauczycieli była zadowolona, że zniszczono
bariery między domami.
Dlatego gdy razem wychodzili z obiadu z Wielkiej Sali,
nikogo to nie zdziwiło. W drzwiach trafili na mały korek, więc musieli się
przeciskać. Ostry przeszedł bokiem między dwoma pierwszakami i w następnej
chwili poczuł, jakby czas zatrzymał się w miejscu.
Patrzył w ciemne oczy w kolorze brązu, które wyrażały
pokusę. Kasztanowe loki dziewczyny z gracją opadały na jej ramiona, a postawa
wyrażała geny arystokratki. Duże, malinowe usta bardzo kusiły, a przygryziona
dolna warga sprawiała, że po jego ciele przeszedł prąd ciepła. Byli tak blisko
siebie, że czuł, jak ich dłonie krótko ocierają się o siebie. Była odrobinę
niższa od niego i szczupła jak modelka. Trwało to zaledwie chwilę, ale zrobiła
na nim olbrzymie wrażenie.
Wypadł z tłumu z mózgiem pracującym na pełnych obrotach.
Próbował dopasować nazwisko do osoby, ale musiał przyznać, że pierwszy raz ją
widział. Odwrócił jeszcze raz głowę w jej stronę. Nadal nie niego patrzyła
wielkimi oczami. Oderwał od niej wzrok dopiero wtedy, gdy prawie zderzył się z
Dexterem idącym przed nim. Kiedy obrócił się po raz kolejny, dziewczyny już nie
było. Miejsce, gdzie ich dłonie się spotkały, piekło jak rozżarzony węgiel.
Nie mógł przestać o niej myśleć. Śniła mu się tej samej
nocy, gdy spotkał ją po raz pierwszy. Przy śniadaniu celowo usiadł tak, aby
widzieć ją w trakcie wchodzenia do Wielkiej Sali. Wkroczyła w otoczeniu innych
dziewczyn. Obserwował ją przez większość śniadania, a raz ich spojrzenia nawet
się spotkały. Po jego ciele przeszedł prąd, który wyłączył narząd nazywany
mózgiem. Nie słuchał, co mówią do niego przyjaciele. Na transmutacji dostał
szlaban za to, że buja w obłokach. Na zaklęciach Flitwick był zmuszony odjąć mu
punkty, gdy zamiast zaklęcia czyszczącego rzucił zaklęcie wybuchające, które rozwaliło
pół klasy. Na zielarstwie nie słuchał Sprout, w efekcie czego zniszczył roślinkę,
która rozrosła się po całej szklarni, wyganiając z niej uczniów. Dostał od
kobiety niezły ochrzan. Cieszył się, że nie ma obrony, bo Ian z pewnością dałby
mu popalić na całego. Na obiedzie znowu ją zobaczył. Siedzieli naprzeciwko
siebie odgrodzeni jedynie przez stół Puchonów. Prawdopodobnie była Krukonką,
gdyż siedziała przy ich stole. Spojrzała na niego, gdy zerkając na nią wlewał
do szklanki sok. Zagapił się i dopiero wrzask Victorii doprowadził go do
porządku. Napój wypływał z naczynia na stół i kolana Ślizgonki. Szczerze ją przeprosił,
widząc plamę na spodniach, którą Missy usunęła zaklęciem. Dziewczyna zwróciła
się do niego:
— Co jest?
— Nic — odparł ze zdziwieniem.
— Nic — westchnęła. — W ogóle dzisiaj nie ogarniasz!
Szlaban, punkty i ochrzan. Teraz jeszcze to. Wszystko przez nieuwagę.
— Na serio nic — mruknął.
— Daj spokój — zaśmiał się Jeremy, patrząc na dziewczynę. —
Chłopak się zakochał i tyle.
Kobra wbił w niego mordercze spojrzenie.
— Serio? — zdumiała się Puchonka.
— Nie! — oburzył się natychmiast.
— Kobra… — zmarszczyła brwi, a jej usta lekko drgnęły.
— Daj mi spokój — żachnął się.
— Ale…
— Przestaniesz wreszcie?!
— Co ty dzisiaj taki drażliwy? — spytał Dexter z błyskami w
oczach.
— Nie no, oszaleję — warknął i wstał, aby wyjść. Odprowadzili
go roześmianymi spojrzeniami. — Cześć, Luna.
— Cześć, Harry.
Niespodziewanie zahamował i odwrócił się do niej.
— Luna, możemy pogadać?
— Jasne.
Usiadł z nią przy stole Gryffindoru obok Neville’a, co w
pierwszym momencie go zastanowiło. Szybko skojarzył jego dobry humor, częste
nieobecności oraz rozmarzone oczy i aż uśmiechnął się w duchu. Luna spojrzała
na niego pytająco.
— Przy waszym stole siedzi taka dziewczyna w brązowych
włosach. Odwrócona tyłem, w czerwonej bluzce. Znasz ją może? — powiedział tak,
aby tylko ona i Neville go usłyszeli.
Wiedział, że gdyby zapytał o to Milkę, to ta by dużo
pytała, a tego chciał uniknąć.
— Olivia Romance z Ravenclawu.
— A który rocznik? — zaciekawił się.
— Czwarty bądź piąty.
— Piąty — wtrącił Neville. — Znam chłopaka z tego rocznika.
Twierdzi, że często nabijają się na lekcjach z jej nazwiska, przez co dostaje
szału.
— Coś jeszcze o niej wiecie?
— Ma problemy ze swoim byłym chłopakiem, który nie chce się
od niej odczepić. Ostatnio zrobił jej awanturę na środku korytarza —
powiedziała melodyjnym głosem dziewczyna. — Jest strasznie agresywny.
— A czemu tak się o nią wypytujesz? — zapytał z
zaciekawieniem Neville, gdy Harry podziękował im i wstał. — Czy coś…?
— Neville, zajmij się Luną — wyszczerzył się.
Na jego policzkach wystąpiły rumieńce i szybko się speszył.
Kobra zaśmiał się lekko i odwrócił na pięcie, wpadając na Kellana w
towarzystwie Hermiony. Nie przejął się tym, lecz w dalszym ciągu się cieszył.
— A ten jak się szczerzy. Widzisz to? — zapytał Kellan
Hermionę ze śmiechem. — Zakochał się czy co?
— Co wy dzisiaj wszyscy o tym? — jęknął Ostry.
— Widocznie coś w tym jest — stwierdziła Gryfonka.
— Chyba cała szkoła upadła na głowę — skwitował Harry.
Para odprowadziła go śmiechem. Dołączył do niego Seamus,
gdy do środka weszli Dean i Ginny, trzymając się za ręce.
— Same parki. A my takie dwa samotniki — rzekł Kobra, ale zerknął
na Seamusa, który spojrzał na niego przepraszająco. — Ja jeden samotnik? —
stęknął, a ten pokiwał głową. — Szkoda gadać.
Elita śmiała się z niego, gdy ich mijał, narzekając na los
samotnego Wybrańca.
— Co go dzisiaj naszło? — zaśmiał się Blaise.
— Chyba naprawdę coś się święci, bo zawsze pie*doli bez
sensu, jak jakąś wyłapie — stwierdziła Missy ze śmiechem, patrząc kątem oka na
Nicole.
*Exisan –
z łac. exitus – zanikanie; sanguis – krew; w wolnym tłumaczeniu: zanikanie krwi
**Foraporis
– z łac. foramen – dziura; corporis – ciało; w wolnym tłumaczeniu: dziury w
ciele
***Axnare
– z łac. ax – siekiera; oppugnare – atak; w wolnym tłumaczeniu: atak siekier
Hej,
OdpowiedzUsuńHarry się zakochał, a ten Ian straszny, odejmuje punkty za byle co i jeszcze ma coś do Harrego jak widać…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ocho Harry się zakochał ;) Ian jest po prostu straszny, odejmuje punkty za byle co i na dodatek ma coś do Harrego ciągle coś ma do niego…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza