Nicole wiedziała, że bez względu na wszystko, powinni iść
dalej, ponieważ to Kobrę mieli stąd wyprowadzić. Chłopak był po torturach i w
dodatku Voldemort mógł w każdej chwili sobie o nim przypomnieć, a to nie
skończyłoby się dobrze. Jednak wszyscy stali jak wmurowani, patrząc, jak
Syriusz przegrywa z wilkołakiem. Już chciała wrzasnąć, żeby wszyscy rzucili w
niego zaklęciem, kiedy poczuła, jak coś miękkiego ociera się o jej rękę.
Niecałą sekundę później widziała przed sobą dużego, drapieżnego kota
wyglądającego jak jakaś odmiana tygrysa. Szarawa grzywa i śnieżnobiała sierść
na brzuchu były nieskazitelnie czyste. Na całym ciele widniały czarne plamy i
rozetki. Długi ogon był puszysty, gruby i długi. Wbijał w ziemię pazury, pędząc
w stronę wilkołaka i wilczura. Małe uszy i nos oraz groźnie połyskujące wściekło-zielone
oczy nadawały mu dzikości.
— Irbis — szepnęła w otępieniu Missy.
Nicole odwróciła głowę w jej stronę. Blaise i Alan stali z
rozdziawionymi ustami i wielkimi oczami, patrząc w stronę dzikiego kota.
Harry’ego nie było. Oczy.
Zielone. Z szokiem na twarzy
spojrzała w stronę irbisa i wtedy zrozumiała, że kot i Kobra to ta sama postać.
Ostry skoczył dalej niż wcześniej, choć do wilkołaka miał
jeszcze kilka metrów. Jednak umysł podpowiadał mu, że z łatwością pokona tę
odległość jednym skokiem. Bez skrupułów wbił kły w ramię bestii, która
automatycznie puściła wilczura. Irbis chwycił go pazurami, tak jak podpowiadał
mu instynkt. Słychać był wycie wilkołaka i powarkiwania irbisa. Wilczur
podniósł się z ziemi, wbijając wzrok w dwa turlające się stworzenia. Nie
wiedział, skąd pojawiła się tutaj pantera śnieżna, gdyż nie zauważył przez
zaćmiony umysł, z którego kierunku przyszła pomoc. Jego wzrok mimowolnie
skierował się w stronę Harry’ego, którego nie było przy Blaisie i Alanie.
Szybko połączył fakty i z nagłą siłą i zrozumieniem rzucił się na pomoc
irbisowi, który, bądź co bądź, radził sobie świetnie. We dwójkę pokonali
wilkołaka bardzo szybko i chwilę później bestia leżała na ziemi, ledwo
oddychając. Wilczur zamienił się w człowieka niemal natychmiast, irbis
potrzebował na to momentu skupienia. Harry stanął przed nimi, bladością
przypominając trupa. Tak szybko, jak zyskał siły, równie szybko je stracił. W
głowie mu się kręciło, ciało piekło, a kości łamały na pół. Ziemia zaczęła mu
się wysuwać spod stóp, lecz Syriusz zdążył go powstrzymać przed upadkiem. Z
pomocą Alana wyniósł go z pola bitwy do Dziurawego Kotła, skąd mogli przenieść
się na Grimmauld Place 12. W pubie chowały się dziesiątki przerażonych ludzi,
którzy, widząc ledwo żywego Harry’ego Pottera, natychmiast zeszli im z drogi.
Dexter i Milka pierwsi wskoczyli do kominka, za nimi poszedł Blaise, który miał
pomóc Alanowi w Kwaterze Głównej przenieść chłopaka na kanapę. Łapa pomógł
Ślizgonowi wejść z Kobrą do komika i chwilę później obu nie było.
Wylądowali na miejscu. Ostry niemal natychmiast poczuł
kolejne ramię, które utrzymywało go w pionie. Przez mgłę zauważył przerażonych
Żyletę i Gejszę. Jeden przekrzykiwał drugiego, ale wreszcie położyli go na
kanapie. Z kominka wypadła Missy, a zaraz za nią Viki z Nicole oraz Pansy z
Jeremym. Nikt nie wiedział, co robić. Draco uspakajał roztrzęsioną Milkę,
trzymając ją na kolanach i głaskając po głowie. Żyleta i Gejsza nie mieli
pojęcia, co się dzieje. Nicole rozejrzała się po wszystkich. Viki i Pansy
kompletnie nie znały się na medycynie, podobnie jak Jery, Blaise i Alan. Żyleta
i Gejsza byli zbyt zdezorientowani. Milka się na tym znała, ale aktualnie sama
potrzebowała opieki i bliskiej osoby, którą była druga znająca się na medycynie
postać, czyli Draco. Missy była rozhisteryzowana, więc nie myślała racjonalnie.
A ktoś przecież musiał pomóc Kobrze, który na pewno tego potrzebował po takich
torturach. Rozejrzała się jeszcze raz. No tak, ona jakoś się na tym znała i nie
straciła głowy.
— Gejsza, gdzie macie wszystkie środki medyczne?
— W kuchni — wyjąkała.
— Idź po nie. Wszystko, co macie. Jery, pomóż jej —
zarządziła.
Kiwnął głową i pociągnął za sobą zdezorientowaną blondynkę.
— Co się stało? — zapytał w końcu Żyleta, kiedy wrócili z
lekami.
— Zaatakowali Pokątną — odparł Blaise.
W skrócie opowiedział wydarzenia, widząc blednąca Gejszę.
Nicole przeglądała wszystkie eliksiry. Wyciągnęła wreszcie ten na skutki
zaklęcia Cruciatus, kiedy Blaise mówił:
— … I ten wilkołak by go udusił, ale Kobra się zamienił.
— W co zamienił? Jak zamienił? — pytał Żyleta.
— Animagia — szepnęła Missy. Chłopak rozdziawił usta. — W
irbisa.
— Draco, podaj to Milce — rzekła Nicole, podając Dexterowi
specyfik.
Odebrał od przyjaciółki fiolkę, a Ślizgonka usiadła obok Harry’ego,
gestem przywołując Pansy. Odwróciła głowę Ostrego w swoją stronę, widząc jego
półprzymknięte powieki, spod których dostrzegła nieprzytomne tęczówki. Jego
bladość była niepokojąca.
— To była jego pierwsza zamiana? — spytała szybko.
— Tak – odparła Missy drżącym głosem.
— Tym gorzej — mruknęła do siebie.
— Dlaczego? — zapytała Viki.
— Organizm jest osłabiony po pierwszej całkowitej
przemianie, bo nie jest przystosowany do nagłych zmian. Z czasem się
przyzwyczaja. Do tego jeszcze Cruciatusy… Dziwię się, że jeszcze jest półprzytomny.
Nakazała Pansy przytrzymać głowę chłopaka, aby mogła wlać
mu eliksir zwalczający skutki zaklęcia torturującego. Nie znała się na tyle
dobrze, żeby wiedzieć, co mu jeszcze podać, dlatego zagryzła dolną wargę,
przeglądając specyfiki. Mogła w ogóle coś mieszać z tą miksturą?
— Alan, można mieszać inne eliksiry z tym na Cruciatusy?
— Wszystkie, oprócz tych eliksirów, w których jest skórka
boomslanga.
— Eliksir Spokojnego Snu nie ma, prawda?
— Nie ma. Możesz mu podać.
Kiwnęła głową i z pomocą Pansy wlała eliksir do gardła
chłopaka, który po chwili spokojnie zasnął. Milka uspokoiła się w ramionach
Dracona, więc nie chciała tego lekarstwa.
— Co za koszmar — szepnęła Missy, siadając w fotelu i
podciągając nogi pod brodę.
— O co chodziło z tą odmową? — zapytał Jery.
— Nie mam pojęcia — mruknął szczerze Dexter.
— A… z Dursleyem? — wyjąkała Victoria. — To prawda?
Przez chwilę milczeli.
— Prawda — szepnęła Nancy.
— Ale…
— Poczekajcie z pytaniami, proszę. Poczekajmy, aż się
obudzi i on wam to wytłumaczy. Widzieliście i słyszeliście tak dużo… Musimy
porozmawiać na temat tego, czy chcemy wam powiedzieć coś ważnego — wymamrotała.
Wszyscy zamilkli. Jakiś czas później wrócili Remus i
Syriusz lekko poturbowani. Milka doprowadziła się do porządku i zajęła się nimi
wraz z Draconem.
— Okay? — zapytał z troską Syriusz dziewczynę.
— Tak — uśmiechnęła się słabo.
— A on? — dodał przez ściśnięte gardło.
— Też będzie okay — szepnęła.
Zbyt dużo się nie odzywali. Wrócili Yom i Szatan wraz z
Zeusem od Szefunia, a kiedy zobaczyli ich grobowe miny, od razu zaczęli pytać o
powody. Ściągnęli na Grimmauld Place 12 Wdowę, która była uważana jako członek
ekipy, i wtedy opowiedzieli im dokładnie, co się stało. Wszyscy byli w szoku
już po tym, jak powiedzieli o zakładnikach, a Gejsza jęknęła z przerażeniem,
kiedy dotarli do momentu podpalenia. Przeżywanie tego drugi raz było równie
bolesne jak wtedy, gdy to się działo naprawdę.
Długi czas siedzieli w ciszy. Ekipa zatopiona była we
własnych myślach. Mieli zdecydować, czy wprowadzić Ślizgonów w ich prawdziwy
świat. Zdania były podzielone, dlatego chcieli poczekać na Kobrę i podjąć
decyzję.
Ślizgoni zostali na obiedzie, który przebiegał w
przytłaczającej atmosferze. Harry nadal się nie obudził, więc czekali. Dopiero
przed kolacją Milka dała znać, że chłopak już jest świadomy, ale w jej głosie
nie było radości. Wiedziała, że fizycznie już dochodzi do siebie, ale
psychicznie miał taki problem jak ona. Mówiły to jego oczy i domyślała się, że
ich wspomnienia szybko nie pójdą w niepamięć, a szczególnie jego. Wszystko było
zbyt świeże.
Ekipa przyszła do salonu, gdzie leżał ich przyjaciel, zostawiając elitę w
jadalni z Łapą i Lunatykiem. Powiedzieli Harry’emu, jak się sprawy mają, a ten
patrzył na nich przez długi czas w milczeniu.
— Dexter, ty decyduj. Znasz ich najlepiej — rzekł w końcu
cicho.
— Ale to powinna być nasza wspólna decyzja — stwierdził. —
Ja całkowicie im ufam. Zawsze sobie o wszystkim mówiliśmy, dlatego jestem za
tym, żeby im powiedzieć. Ja wiem o nich wszystko, oni wiedzą wszystko o mnie,
poza tą jedną sprawą. Nie zdradzą. Poza tym wydaje mi się, że podejrzewają, co
robimy. Jeśli nie jesteście przekonani, możecie upewnić się przez Przysięgę
Wieczystą.
— Nie — mruknęła Alison. — Nie posuwajmy się do takich
środków.
— Nie jesteście przekonani — rzekł Draco do mugolskiej
części ekipy oraz Żylety.
— Nie znamy ich tak dobrze jak wy — odpowiedział spokojnie
Szatan.
— Więc, dla waszej pewności, rzucimy na nich zaklęcie.
Jeśli będą chcieli komuś o tym powiedzieć, automatycznie o tym zapomną — mruknął
Ostry bez energii w głosie. — Zgoda?
— Zgoda — odpowiedzieli jednocześnie bez zapału.
Natychmiast przekazali to Ślizgonom, których zaprosili do
salonu. Wyrazili zgodę na zaklęcie. Zeus i Missy, którzy znali to czarnomagiczne
zaklęcie, wyciągnęli różdżki i rzucili klątwę na każdego z nich. Harry pewnie by
im pomógł, ale widzieli jego bladość i brak energii, dlatego mu na to nie
pozwolili. Draco opowiedział, kim są i czym się zajmują. Nie byli zbytnio
zaskoczeni.
— Przechodziło nam to przez myśl — przyznał Alan ze
zmarszczonymi brwiami. — Zabójstwa…?
— Nie, to nie. Robimy tylko to, gdzie nie narażamy ludzi na
większe niebezpieczeństwo.
— Czyli nie można nazwać was mafią — mruknęła Nicole. — Nie
jesteście z tym powiązani?
Chwila ciszy. Ślizgoni rozejrzeli się po nich.
— Ja jestem — powiedział wreszcie Kobra, a oni przenieśli
na niego spojrzenia. — Snajper to szef mafii, a mnie wiąże z nim Przysięga
Wieczysta.
— Morderstwa…? — zaczęła Pansy.
— Nie, morderstwa to nie moja działka. Taka była umowa.
— Ale… — Viki zagryzła wargę, a Ostry przełknął ślinę.
Dursley – musiał im to wytłumaczyć.
— Dursley to inna bajka — rzekł cicho. — Nie planowałem
tego, ale samo wyszło, gdy zobaczyłem go po wyprowadzce. Powód znacie.
— Jeszcze kogoś? — szepnęła Pansy, a on pokiwał głową ze
ściśniętym gardłem.
— Przez szantaż. Albo koleś, albo trójka moich… znajomych.
— Jeszcze ktoś?
— Nic mi o tym nie wiadomo.
Dodali to, co pominęli, a później zapadła cisza.
— Syriusz i Remus wiedzą? — zapytał Blaise.
— Wiedzą.
— I akceptują? — dodała Nicole.
— Na początku były problemy, ale szybko minęło —
odpowiedział Żyleta. — Teraz chętnie oglądają nas przy robocie.
— A Dumbledore?
— Nic nie wie i to nie powinno się zmienić — odpowiedziała
Nancy.
— Od nas się nie dowiedzą, możecie być pewni — uśmiechnął
się blado Jery, gdyż informacje mimo wszystko były zaskakujące, a szczególne te
o podwójnym morderstwie.
— Dlaczego spychali cię z drogi? — zastanowił się Alan,
kierując pytanie do Gryfona.
— Poluje na mnie konkurencja, na razie mało skutecznie.
— A ten pierwszy raz?
— Postrzelili mnie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
— A o co chodzi z tą odmową? — zapytała z kolei Viki.
— Właśnie, sami chcielibyśmy wiedzieć — mruknęła Missy,
patrząc na Ostrego.
— Zaproponował mi przyłączenie się do niego — odparł ze
zmarszczonymi brwiami. — Dowiedział się o wszystkim i chciał to
wykorzystać.
— Kiedy? — wymamrotał Żyleta.
— Listownie w moje urodziny.
— Czemu nie powiedziałeś?
— Po co? Wystarczyło, że Syriusz się dowiedział i przemaglował
mnie ze wszystkich stron.
Ekipa uśmiechnęła się lekko.
— Dzięki, że nam powiedzieliście, ale chyba musimy trochę
ochłonąć — stwierdził Blaise.
— Jasne.
Syriusz wracał ze spotkania Zakonu późną nocą. Atak na
Pokątną był tematem numer jeden, a w Proroku
Codziennym rozpisywali się o tym od dwóch dni. Dziękował wszystkim bóstwom,
że aurorzy pojawili się na czas, bo inaczej pewnie nie wyszliby z tego cało, a
szczególnie Harry. Coś go tknęło, żeby do niego zajrzeć. Chłopak ostatnio mało
się odzywał i unikał towarzystwa. Łapa domyślał się, z jakiego powodu, ale nie
naciskał na niego. Milka zniosła to znacznie lepiej, pewnie dlatego, że nie
chcieli jej spalić żywcem i nie dotknęło jej zaklęcie Voldemorta. Na
wspomnienie o płomieniach, wśród których stał chrześniak, serce stawało w
miejscu.
Uchylił cicho drzwi. Zmarszczył brwi, gdy do jego uszu dotarła
cicha muzyka.
— …Lying to myself. Why
have I gone blind? Live another life. You. You. The only way out. Is letting
your guard down and never die forgotten…*
Kobra siedział skulony na parapecie okna, patrząc w ciemne
niebo pełne gwiazd.
— Jeszcze nie śpisz?
Chłopak otrząsnął się z zamyślania i spojrzał nieprzytomnie
w jego stronę.
— Nie chce mi się spać — mruknął.
Syriusz zamknął cicho drzwi i podszedł do niego.
— Na pewno nie chce ci się? — szepnął. — Czy raczej ty nie
chcesz?
Harry odwrócił wzrok na okno, a Łapa spojrzał na niego ze
smutkiem. Teraz wiedział, że chłopak jest w jeszcze gorszym stanie, niż
przypuszczał. Pogłaskał go po głowie.
— Cały czas, gdy już myślę, że jest dobrze, wszystko wraca
— szepnął Kobra. — Jakbym tam dalej był. Widzę ich… ją… jego… i wszystko się
cofa.
Kiedy Łapa usiadł na parapecie obok niego, w świetle
księżyca dostrzegł jego mętne, zmęczone oczy.
— Wyłączę muzykę i kładź się spać. Nie możesz zarywać
nocek, bo się wykończysz.
— Nie chcę spać.
— Harry…
— Wtedy to widzę — wyznał szeptem.
— Musisz sobie z tym poradzić. Przejdzie z czasem, ale nie
możesz zamykać się w sobie, bo będzie jeszcze gorzej.
— Kiedyś ją zabiję bez wyrzutów sumienia — powiedział po
chwili ciszy. — Co chwilę sobie z nami igra, a my bezradnie na to patrzymy.
— W końcu los się na niej odegra, zobaczysz. Ale ty to
zostaw, bo więcej na to nie pozwolimy. Kładź się — dodał, kiedy zobaczył, że
chłopakowi zamykają się powieki.
Nie protestował, lecz zszedł z parapetu, mrucząc pod nosem,
że Black jest uparty jak osioł, na co mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Ostry
położył się do łóżka, a Łapa skierował się do wieży.
— Nie wyłączaj — powiedział Harry.
— Nie zaśniesz.
— Zasnę.
— Ale będzie cię budzić.
— Tym lepiej — szepnął do siebie, lecz mężczyzna miał dobry
słuch.
— Czemu lepiej?
— Bo jest szansa, że obudzi mnie przed podpaleniem —
mruknął i nakrył się kołdrą po sam czubek głowy.
Łapa spojrzał na niego z bólem. Chłopak we śnie musiał przeżywać
wszystko po raz kolejny, a próba podpalenia żywcem była najwyraźniej najgorszym
momentem z całego spotkania. Pogłaskał go po włosach wystających spod kołdry.
— Posiedzieć?
— A chcesz? – usłyszał spod kołdry.
— Po co pytasz? — odparł, gdy Kobra wystawił oczy spod
materiału.
— Dzięki — szepnął, zamykając powieki.
Jak przez grubą szybę usłyszał ściszaną muzykę i poczuł, że
łóżko zapada się, kiedy Syriusz usiadł obok niego i ponownie pogłaskał go po
głowie.
Kolejny dzień miał być normalnym dniem. Nie chcieli
wychodzić z domu w tak nieprzyjemny, deszczowy wieczór, lecz Milka dostała
niespodziewanego smsa.
— Viki się pyta, czy możemy się dzisiaj spotkać.
Ślizgonów nie widzieli od rozmowy na temat ich
przestępczego świata, a oni nie naciskali na kolejne spotkanie, by mogli sobie
w spokoju wszystko przemyśleć.
— Może niech do nas wpadną — odpowiedziała Gejsza.
Alison oddzwoniła do dziewczyny, która zgodziła się wpaść
za pół godziny wraz z resztą przyjaciół. Elita zastała ekipę w salonie. Kobra
leżał na kanapie na kolanach Gejszy i przełączał kanały w telewizorze. Szatan i
Missy z nudów grali w bierki. Milka flirtowała w kącie z Dexterem, a pozostali
rozmawiali na różnorodne tematy.
— Ruszyłeś! — wrzasnęła nagle Nancy.
— Nieprawda! — oburzył się Szatan.
— Nie kłam.
— To wiatr. — Walnął głową w stół, przyznając się tym samym
do winy, a Missy wyszczerzyła się.
— Same komedie romantyczne — warknął Harry, wyłączając
telewizor. — Pie*dolone romansidła.
Gejsza zachichotała.
— Dusza romantyka, nie ma co — zaśmiała się Wdowa.
— Czemu nie dadzą jakiegoś horroru, gdzie odcinają głowy? —
mruknął.
— Bo za wczesna godzina na horrory — odparł Jery z
rozbawieniem.
— Ooo… Cześć — dopiero ich spostrzegli.
— Ruszyłaś! — wrzasnął Szatan.
— Masz haluny! — odparła Nancy.
— Nie mam!
— Nawet bierki nie dotknęłam!
— Och, okay — westchnął, odpuszczając.
Kiedy odwrócił się w inną stronę, Missy wyszczerzyła się do
siebie.
— Krętaczka — szepnął Yom z rozbawieniem, a ona wytknęła mu
język.
— Siedzicie w domu w weekend? — zdziwiła się Pansy.
— Jakoś tak wyszło — odparła wymijająco Milka. — Brak
chęci.
Wzrok Nicole automatycznie przeniósł się na Harry’ego i aż
ją zmroziło, gdy zauważyła obojętne tęczówki, zero uśmiechu i brak energii. To
wystarczyło, żeby zrozumiała, kto tu nie ma chęci i dlaczego.
— A my tu przyszliśmy z propozycją na wspólną imprezę —
rzekła.
— A chcecie? — Gejsza powoli przeniosła na nich wzrok.
— A czemu nie? — zmarszczył brwi Blaise.
— No… — zawahała się Missy. – Po tym, czego się
dowiedzieliście…
— To nie ma znaczenia — wtrącił Alan. — Wcześniej się
domyślaliśmy, więc ogarnęliśmy sprawę dość szybko.
— Róbcie, co chcecie, ale mamy nadzieję, że w razie
problemów, przyłożycie komuś broń do skroni, żeby stał się potulny jak baranek
— wyszczerzyła się Pansy. — Mieć znajomych przestępców to coś nowego.
Drzwi otworzyły się i wkroczył Łapa, który potknął się o
próg.
— Ku*wa, bo się wyje*ię.
Wszyscy zaśmiali się.
— Black, przestań przeklinać. — Kobra udał oburzony głos chrzestnego,
kiedy ten karcił go za przeklinanie.
— Młodzieniaszku, nie bądź taki mądry. Ja już swoje
przeżyłem i mam prawo sobie odbić w mocniejszych słowach.
— Ja już swoje przeżyłem — mruknął Kobra do siebie. — A żona
zgubiła się po drodze?
— Spie*rzaj — burknął Łapa, gdy młodzież zachichotała.
Ostry spojrzał na niego.
— A jak Gejsza postanowi sobie iść w długą, jak się wku*wi,
to kto nam będzie gotować? — spytał zduszonym głosem.
Blondynka wybuchnęła śmiechem, gdy Syriusz podrapał się po
głowie.
— Remus! — dodał za siebie.
— Pocałuj mnie w dupę i sam sobie gotuj! — odkrzyknął, a młodzież
zaśmiała się.
ŁUP!
— SZLAMY!
— Ja pie*dolę — mruknęli zgodnie Black i Potter. — Pewnie
Tonks — stwierdził starszy.
— Ja bym podejrzewał Szatana, ale siedzi z nami, więc
zgadzam się na Tonks.
— Ej — mruknął Wujek. — Mieliście wyrzucić ten wieszak. To
przez niego tyle hałasu.
— Idź, bo ty ją szybko zgasisz — rzekł Łapa do Kobry, a ten
wstał z westchnięciem i ruszył do wyjścia.
Przed drzwiami spotkał zakłopotaną różowowłosą kobietę.
— Załatwię – mruknął do niej Ostry.
— Dzięki — poczochrała go po włosach z szerokim uśmiechem.
— Szumowiny!
— Stara rura!
— Uwielbiam ich — zaśmiała się Missy.
— Uruchom mózg, bachorze!
— Zamknij mordę, bo przeciąg!
— Gówniarz!
— Rzuć się w kibel i spłyń!
Cisza. Kobra wrócił do salonu, jakby nic nie zaszło i
ponownie położył głowę na kolanach Gejszy, słysząc chichoty.
— Naprawdę trzeba jej się pozbyć — mruknął jeszcze.
— Poszukamy jakiegoś zaklęcia — stwierdził Zeus, ziewając.
— Jeśli nie chcesz ponownej próby nawrócenia, radzę wyjść
do klubu — powiedział Syriusz do Harry’ego.
— Znowu spotkanie miłośników dropsów? — jęknął Dexter.
— Niestety.
— Wiecie co? Po tym zdaniu nagle nabrałem ochoty na imprezę
— oświadczył Kobra.
— Wpadniecie później? — Żyleta zwrócił się do Łapy.
— Luniek, pójdziemy? — zapytał Syriusz wchodzącego Remusa.
— Jak się wyśpimy na spotkaniu, to pójdziemy, Kłapcio.
— Ej!
— Ty do mnie Luniek, to ja do ciebie Kłapcio — warknął.
— Uwielbiam, jak mu pojeżdżasz — wyszczerzył się Harry, a Łapa
prychnął.
— W tym domu inaczej się nie da — stwierdził Lunatyk, a
ramiona mu opadły.
— Hyhy. — Harry i Łapa wystawili zęby. — My wymyślamy, jak
trzeba tutaj mieszkać— dodał starszy.
Młodzież zaśmiała się. Po tej wesołej wymianie zdań wyszli,
a Nicole na powrót zobaczyła w oczach Gryfona obojętność.
*Breaking Benjamin – You
Hej,
OdpowiedzUsuńtak udało mu się przemienić, i jest panterą śnieżną, elita dobrze zniosła te wszystkie nowiny, sami coś podejrzewali
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńo tak udało mu się przemienić, i okazało się że jest panterą śnieżną... ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza