24.07.2012

II. Rozdział 12 - Irbis

Nicole wiedziała, że bez względu na wszystko, powinni iść dalej, ponieważ to Kobrę mieli stąd wyprowadzić. Chłopak był po torturach i w dodatku Voldemort mógł w każdej chwili sobie o nim przypomnieć, a to nie skończyłoby się dobrze. Jednak wszyscy stali jak wmurowani, patrząc, jak Syriusz przegrywa z wilkołakiem. Już chciała wrzasnąć, żeby wszyscy rzucili w niego zaklęciem, kiedy poczuła, jak coś miękkiego ociera się o jej rękę. Niecałą sekundę później widziała przed sobą dużego, drapieżnego kota wyglądającego jak jakaś odmiana tygrysa. Szarawa grzywa i śnieżnobiała sierść na brzuchu były nieskazitelnie czyste. Na całym ciele widniały czarne plamy i rozetki. Długi ogon był puszysty, gruby i długi. Wbijał w ziemię pazury, pędząc w stronę wilkołaka i wilczura. Małe uszy i nos oraz groźnie połyskujące wściekło-zielone oczy nadawały mu dzikości.
— Irbis — szepnęła w otępieniu Missy.
Nicole odwróciła głowę w jej stronę. Blaise i Alan stali z rozdziawionymi ustami i wielkimi oczami, patrząc w stronę dzikiego kota. Harry’ego nie było. Oczy. Zielone. Z szokiem na twarzy spojrzała w stronę irbisa i wtedy zrozumiała, że kot i Kobra to ta sama postać.
Ostry skoczył dalej niż wcześniej, choć do wilkołaka miał jeszcze kilka metrów. Jednak umysł podpowiadał mu, że z łatwością pokona tę odległość jednym skokiem. Bez skrupułów wbił kły w ramię bestii, która automatycznie puściła wilczura. Irbis chwycił go pazurami, tak jak podpowiadał mu instynkt. Słychać był wycie wilkołaka i powarkiwania irbisa. Wilczur podniósł się z ziemi, wbijając wzrok w dwa turlające się stworzenia. Nie wiedział, skąd pojawiła się tutaj pantera śnieżna, gdyż nie zauważył przez zaćmiony umysł, z którego kierunku przyszła pomoc. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę Harry’ego, którego nie było przy Blaisie i Alanie. Szybko połączył fakty i z nagłą siłą i zrozumieniem rzucił się na pomoc irbisowi, który, bądź co bądź, radził sobie świetnie. We dwójkę pokonali wilkołaka bardzo szybko i chwilę później bestia leżała na ziemi, ledwo oddychając. Wilczur zamienił się w człowieka niemal natychmiast, irbis potrzebował na to momentu skupienia. Harry stanął przed nimi, bladością przypominając trupa. Tak szybko, jak zyskał siły, równie szybko je stracił. W głowie mu się kręciło, ciało piekło, a kości łamały na pół. Ziemia zaczęła mu się wysuwać spod stóp, lecz Syriusz zdążył go powstrzymać przed upadkiem. Z pomocą Alana wyniósł go z pola bitwy do Dziurawego Kotła, skąd mogli przenieść się na Grimmauld Place 12. W pubie chowały się dziesiątki przerażonych ludzi, którzy, widząc ledwo żywego Harry’ego Pottera, natychmiast zeszli im z drogi. Dexter i Milka pierwsi wskoczyli do kominka, za nimi poszedł Blaise, który miał pomóc Alanowi w Kwaterze Głównej przenieść chłopaka na kanapę. Łapa pomógł Ślizgonowi wejść z Kobrą do komika i chwilę później obu nie było.
Wylądowali na miejscu. Ostry niemal natychmiast poczuł kolejne ramię, które utrzymywało go w pionie. Przez mgłę zauważył przerażonych Żyletę i Gejszę. Jeden przekrzykiwał drugiego, ale wreszcie położyli go na kanapie. Z kominka wypadła Missy, a zaraz za nią Viki z Nicole oraz Pansy z Jeremym. Nikt nie wiedział, co robić. Draco uspakajał roztrzęsioną Milkę, trzymając ją na kolanach i głaskając po głowie. Żyleta i Gejsza nie mieli pojęcia, co się dzieje. Nicole rozejrzała się po wszystkich. Viki i Pansy kompletnie nie znały się na medycynie, podobnie jak Jery, Blaise i Alan. Żyleta i Gejsza byli zbyt zdezorientowani. Milka się na tym znała, ale aktualnie sama potrzebowała opieki i bliskiej osoby, którą była druga znająca się na medycynie postać, czyli Draco. Missy była rozhisteryzowana, więc nie myślała racjonalnie. A ktoś przecież musiał pomóc Kobrze, który na pewno tego potrzebował po takich torturach. Rozejrzała się jeszcze raz. No tak, ona jakoś się na tym znała i nie straciła głowy.
— Gejsza, gdzie macie wszystkie środki medyczne?
— W kuchni — wyjąkała.
— Idź po nie. Wszystko, co macie. Jery, pomóż jej — zarządziła.
Kiwnął głową i pociągnął za sobą zdezorientowaną blondynkę.
— Co się stało? — zapytał w końcu Żyleta, kiedy wrócili z lekami.
— Zaatakowali Pokątną — odparł Blaise.
W skrócie opowiedział wydarzenia, widząc blednąca Gejszę. Nicole przeglądała wszystkie eliksiry. Wyciągnęła wreszcie ten na skutki zaklęcia Cruciatus, kiedy Blaise mówił:
— … I ten wilkołak by go udusił, ale Kobra się zamienił.
— W co zamienił? Jak zamienił? — pytał Żyleta.
— Animagia — szepnęła Missy. Chłopak rozdziawił usta. — W irbisa.
— Draco, podaj to Milce — rzekła Nicole, podając Dexterowi specyfik.
Odebrał od przyjaciółki fiolkę, a Ślizgonka usiadła obok Harry’ego, gestem przywołując Pansy. Odwróciła głowę Ostrego w swoją stronę, widząc jego półprzymknięte powieki, spod których dostrzegła nieprzytomne tęczówki. Jego bladość była niepokojąca.
— To była jego pierwsza zamiana? — spytała szybko.
— Tak – odparła Missy drżącym głosem.
— Tym gorzej — mruknęła do siebie.
— Dlaczego? — zapytała Viki.
— Organizm jest osłabiony po pierwszej całkowitej przemianie, bo nie jest przystosowany do nagłych zmian. Z czasem się przyzwyczaja. Do tego jeszcze Cruciatusy… Dziwię się, że jeszcze jest półprzytomny.
Nakazała Pansy przytrzymać głowę chłopaka, aby mogła wlać mu eliksir zwalczający skutki zaklęcia torturującego. Nie znała się na tyle dobrze, żeby wiedzieć, co mu jeszcze podać, dlatego zagryzła dolną wargę, przeglądając specyfiki. Mogła w ogóle coś mieszać z tą miksturą?
— Alan, można mieszać inne eliksiry z tym na Cruciatusy?
— Wszystkie, oprócz tych eliksirów, w których jest skórka boomslanga.
— Eliksir Spokojnego Snu nie ma, prawda?
— Nie ma. Możesz mu podać.
Kiwnęła głową i z pomocą Pansy wlała eliksir do gardła chłopaka, który po chwili spokojnie zasnął. Milka uspokoiła się w ramionach Dracona, więc nie chciała tego lekarstwa.
— Co za koszmar — szepnęła Missy, siadając w fotelu i podciągając nogi pod brodę.
— O co chodziło z tą odmową? — zapytał Jery.
— Nie mam pojęcia — mruknął szczerze Dexter.
— A… z Dursleyem? — wyjąkała Victoria. — To prawda?
Przez chwilę milczeli.
— Prawda — szepnęła Nancy.
— Ale…
— Poczekajcie z pytaniami, proszę. Poczekajmy, aż się obudzi i on wam to wytłumaczy. Widzieliście i słyszeliście tak dużo… Musimy porozmawiać na temat tego, czy chcemy wam powiedzieć coś ważnego — wymamrotała.
Wszyscy zamilkli. Jakiś czas później wrócili Remus i Syriusz lekko poturbowani. Milka doprowadziła się do porządku i zajęła się nimi wraz z Draconem.
— Okay? — zapytał z troską Syriusz dziewczynę.
— Tak — uśmiechnęła się słabo.
— A on? — dodał przez ściśnięte gardło.
— Też będzie okay — szepnęła.
Zbyt dużo się nie odzywali. Wrócili Yom i Szatan wraz z Zeusem od Szefunia, a kiedy zobaczyli ich grobowe miny, od razu zaczęli pytać o powody. Ściągnęli na Grimmauld Place 12 Wdowę, która była uważana jako członek ekipy, i wtedy opowiedzieli im dokładnie, co się stało. Wszyscy byli w szoku już po tym, jak powiedzieli o zakładnikach, a Gejsza jęknęła z przerażeniem, kiedy dotarli do momentu podpalenia. Przeżywanie tego drugi raz było równie bolesne jak wtedy, gdy to się działo naprawdę.
Długi czas siedzieli w ciszy. Ekipa zatopiona była we własnych myślach. Mieli zdecydować, czy wprowadzić Ślizgonów w ich prawdziwy świat.  Zdania były podzielone, dlatego chcieli poczekać na Kobrę i podjąć decyzję.
Ślizgoni zostali na obiedzie, który przebiegał w przytłaczającej atmosferze. Harry nadal się nie obudził, więc czekali. Dopiero przed kolacją Milka dała znać, że chłopak już jest świadomy, ale w jej głosie nie było radości. Wiedziała, że fizycznie już dochodzi do siebie, ale psychicznie miał taki problem jak ona. Mówiły to jego oczy i domyślała się, że ich wspomnienia szybko nie pójdą w niepamięć, a szczególnie jego. Wszystko było zbyt świeże.
                Ekipa przyszła do salonu, gdzie leżał ich przyjaciel, zostawiając elitę w jadalni z Łapą i Lunatykiem. Powiedzieli Harry’emu, jak się sprawy mają, a ten patrzył na nich przez długi czas w milczeniu.
— Dexter, ty decyduj. Znasz ich najlepiej — rzekł w końcu cicho.
— Ale to powinna być nasza wspólna decyzja — stwierdził. — Ja całkowicie im ufam. Zawsze sobie o wszystkim mówiliśmy, dlatego jestem za tym, żeby im powiedzieć. Ja wiem o nich wszystko, oni wiedzą wszystko o mnie, poza tą jedną sprawą. Nie zdradzą. Poza tym wydaje mi się, że podejrzewają, co robimy. Jeśli nie jesteście przekonani, możecie upewnić się przez Przysięgę Wieczystą.
— Nie — mruknęła Alison. — Nie posuwajmy się do takich środków.
— Nie jesteście przekonani — rzekł Draco do mugolskiej części ekipy oraz Żylety.
— Nie znamy ich tak dobrze jak wy — odpowiedział spokojnie Szatan.
— Więc, dla waszej pewności, rzucimy na nich zaklęcie. Jeśli będą chcieli komuś o tym powiedzieć, automatycznie o tym zapomną — mruknął Ostry bez energii w głosie. — Zgoda?
— Zgoda — odpowiedzieli jednocześnie bez zapału.
Natychmiast przekazali to Ślizgonom, których zaprosili do salonu. Wyrazili zgodę na zaklęcie. Zeus i Missy, którzy znali to czarnomagiczne zaklęcie, wyciągnęli różdżki i rzucili klątwę na każdego z nich. Harry pewnie by im pomógł, ale widzieli jego bladość i brak energii, dlatego mu na to nie pozwolili. Draco opowiedział, kim są i czym się zajmują. Nie byli zbytnio zaskoczeni.
— Przechodziło nam to przez myśl — przyznał Alan ze zmarszczonymi brwiami. — Zabójstwa…?
— Nie, to nie. Robimy tylko to, gdzie nie narażamy ludzi na większe niebezpieczeństwo.
— Czyli nie można nazwać was mafią — mruknęła Nicole. — Nie jesteście z tym powiązani?
Chwila ciszy. Ślizgoni rozejrzeli się po nich.
— Ja jestem — powiedział wreszcie Kobra, a oni przenieśli na niego spojrzenia. — Snajper to szef mafii, a mnie wiąże z nim Przysięga Wieczysta.
— Morderstwa…? — zaczęła Pansy.
— Nie, morderstwa to nie moja działka. Taka była umowa.
— Ale… — Viki zagryzła wargę, a Ostry przełknął ślinę.
Dursley – musiał im to wytłumaczyć.
— Dursley to inna bajka — rzekł cicho. — Nie planowałem tego, ale samo wyszło, gdy zobaczyłem go po wyprowadzce. Powód znacie.
— Jeszcze kogoś? — szepnęła Pansy, a on pokiwał głową ze ściśniętym gardłem.
— Przez szantaż. Albo koleś, albo trójka moich… znajomych.
— Jeszcze ktoś?
— Nic mi o tym nie wiadomo.
Dodali to, co pominęli, a później zapadła cisza.
— Syriusz i Remus wiedzą? — zapytał Blaise.
— Wiedzą.
— I akceptują? — dodała Nicole.
— Na początku były problemy, ale szybko minęło — odpowiedział Żyleta. — Teraz chętnie oglądają nas przy robocie.
— A Dumbledore?
— Nic nie wie i to nie powinno się zmienić — odpowiedziała Nancy.
— Od nas się nie dowiedzą, możecie być pewni — uśmiechnął się blado Jery, gdyż informacje mimo wszystko były zaskakujące, a szczególne te o podwójnym morderstwie.
— Dlaczego spychali cię z drogi? — zastanowił się Alan, kierując pytanie do Gryfona.
— Poluje na mnie konkurencja, na razie mało skutecznie.
— A ten pierwszy raz?
— Postrzelili mnie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
— A o co chodzi z tą odmową? — zapytała z kolei Viki.
— Właśnie, sami chcielibyśmy wiedzieć — mruknęła Missy, patrząc na Ostrego.
— Zaproponował mi przyłączenie się do niego — odparł ze zmarszczonymi brwiami.  — Dowiedział się o wszystkim i chciał to wykorzystać.
— Kiedy? — wymamrotał Żyleta.
— Listownie w moje urodziny.
— Czemu nie powiedziałeś?
— Po co? Wystarczyło, że Syriusz się dowiedział i przemaglował mnie ze wszystkich stron.
Ekipa uśmiechnęła się lekko.
— Dzięki, że nam powiedzieliście, ale chyba musimy trochę ochłonąć — stwierdził Blaise.
— Jasne.

Syriusz wracał ze spotkania Zakonu późną nocą. Atak na Pokątną był tematem numer jeden, a w Proroku Codziennym rozpisywali się o tym od dwóch dni. Dziękował wszystkim bóstwom, że aurorzy pojawili się na czas, bo inaczej pewnie nie wyszliby z tego cało, a szczególnie Harry. Coś go tknęło, żeby do niego zajrzeć. Chłopak ostatnio mało się odzywał i unikał towarzystwa. Łapa domyślał się, z jakiego powodu, ale nie naciskał na niego. Milka zniosła to znacznie lepiej, pewnie dlatego, że nie chcieli jej spalić żywcem i nie dotknęło jej zaklęcie Voldemorta. Na wspomnienie o płomieniach, wśród których stał chrześniak, serce stawało w miejscu.
Uchylił cicho drzwi. Zmarszczył brwi, gdy do jego uszu dotarła cicha muzyka.
— …Lying to myself. Why have I gone blind? Live another life. You. You. The only way out. Is letting your guard down and never die forgotten…*
Kobra siedział skulony na parapecie okna, patrząc w ciemne niebo pełne gwiazd.
— Jeszcze nie śpisz?
Chłopak otrząsnął się z zamyślania i spojrzał nieprzytomnie w jego stronę.
— Nie chce mi się spać — mruknął.
Syriusz zamknął cicho drzwi i podszedł do niego.
— Na pewno nie chce ci się? — szepnął. — Czy raczej ty nie chcesz?
Harry odwrócił wzrok na okno, a Łapa spojrzał na niego ze smutkiem. Teraz wiedział, że chłopak jest w jeszcze gorszym stanie, niż przypuszczał. Pogłaskał go po głowie.
— Cały czas, gdy już myślę, że jest dobrze, wszystko wraca — szepnął Kobra. — Jakbym tam dalej był. Widzę ich… ją… jego… i wszystko się cofa.
Kiedy Łapa usiadł na parapecie obok niego, w świetle księżyca dostrzegł jego mętne, zmęczone oczy.
— Wyłączę muzykę i kładź się spać. Nie możesz zarywać nocek, bo się wykończysz.
— Nie chcę spać.
— Harry…
— Wtedy to widzę — wyznał szeptem.
— Musisz sobie z tym poradzić. Przejdzie z czasem, ale nie możesz zamykać się w sobie, bo będzie jeszcze gorzej.
— Kiedyś ją zabiję bez wyrzutów sumienia — powiedział po chwili ciszy. — Co chwilę sobie z nami igra, a my bezradnie na to patrzymy.
— W końcu los się na niej odegra, zobaczysz. Ale ty to zostaw, bo więcej na to nie pozwolimy. Kładź się — dodał, kiedy zobaczył, że chłopakowi zamykają się powieki.
Nie protestował, lecz zszedł z parapetu, mrucząc pod nosem, że Black jest uparty jak osioł, na co mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Ostry położył się do łóżka, a Łapa skierował się do wieży.
— Nie wyłączaj — powiedział Harry.
— Nie zaśniesz.
— Zasnę.
— Ale będzie cię budzić.
— Tym lepiej — szepnął do siebie, lecz mężczyzna miał dobry słuch.
— Czemu lepiej?
— Bo jest szansa, że obudzi mnie przed podpaleniem — mruknął i nakrył się kołdrą po sam czubek głowy.
Łapa spojrzał na niego z bólem. Chłopak we śnie musiał przeżywać wszystko po raz kolejny, a próba podpalenia żywcem była najwyraźniej najgorszym momentem z całego spotkania. Pogłaskał go po włosach wystających spod kołdry.
— Posiedzieć?
— A chcesz? – usłyszał spod kołdry.
— Po co pytasz? — odparł, gdy Kobra wystawił oczy spod materiału.
— Dzięki — szepnął, zamykając powieki.
Jak przez grubą szybę usłyszał ściszaną muzykę i poczuł, że łóżko zapada się, kiedy Syriusz usiadł obok niego i ponownie pogłaskał go po głowie.

Kolejny dzień miał być normalnym dniem. Nie chcieli wychodzić z domu w tak nieprzyjemny, deszczowy wieczór, lecz Milka dostała niespodziewanego smsa.
— Viki się pyta, czy możemy się dzisiaj spotkać.
Ślizgonów nie widzieli od rozmowy na temat ich przestępczego świata, a oni nie naciskali na kolejne spotkanie, by mogli sobie w spokoju wszystko przemyśleć.
— Może niech do nas wpadną — odpowiedziała Gejsza.
Alison oddzwoniła do dziewczyny, która zgodziła się wpaść za pół godziny wraz z resztą przyjaciół. Elita zastała ekipę w salonie. Kobra leżał na kanapie na kolanach Gejszy i przełączał kanały w telewizorze. Szatan i Missy z nudów grali w bierki. Milka flirtowała w kącie z Dexterem, a pozostali rozmawiali na różnorodne tematy.
— Ruszyłeś! — wrzasnęła nagle Nancy.
— Nieprawda! — oburzył się Szatan.
— Nie kłam.
— To wiatr. — Walnął głową w stół, przyznając się tym samym do winy, a Missy wyszczerzyła się.
— Same komedie romantyczne — warknął Harry, wyłączając telewizor. — Pie*dolone romansidła.
Gejsza zachichotała.
— Dusza romantyka, nie ma co — zaśmiała się Wdowa.
— Czemu nie dadzą jakiegoś horroru, gdzie odcinają głowy? — mruknął.
— Bo za wczesna godzina na horrory — odparł Jery z rozbawieniem.
— Ooo… Cześć — dopiero ich spostrzegli.
— Ruszyłaś! — wrzasnął Szatan.
— Masz haluny! — odparła Nancy.
— Nie mam!
— Nawet bierki nie dotknęłam!
— Och, okay — westchnął, odpuszczając.
Kiedy odwrócił się w inną stronę, Missy wyszczerzyła się do siebie.
— Krętaczka — szepnął Yom z rozbawieniem, a ona wytknęła mu język.
— Siedzicie w domu w weekend? — zdziwiła się Pansy.
— Jakoś tak wyszło — odparła wymijająco Milka. — Brak chęci.
Wzrok Nicole automatycznie przeniósł się na Harry’ego i aż ją zmroziło, gdy zauważyła obojętne tęczówki, zero uśmiechu i brak energii. To wystarczyło, żeby zrozumiała, kto tu nie ma chęci i dlaczego.
— A my tu przyszliśmy z propozycją na wspólną imprezę — rzekła.
— A chcecie? — Gejsza powoli przeniosła na nich wzrok.
— A czemu nie? — zmarszczył brwi Blaise.
— No… — zawahała się Missy. – Po tym, czego się dowiedzieliście…
— To nie ma znaczenia — wtrącił Alan. — Wcześniej się domyślaliśmy, więc ogarnęliśmy sprawę dość szybko.
— Róbcie, co chcecie, ale mamy nadzieję, że w razie problemów, przyłożycie komuś broń do skroni, żeby stał się potulny jak baranek — wyszczerzyła się Pansy. — Mieć znajomych przestępców to coś nowego.
Drzwi otworzyły się i wkroczył Łapa, który potknął się o próg.
— Ku*wa, bo się wyje*ię.
Wszyscy zaśmiali się.
— Black, przestań przeklinać. — Kobra udał oburzony głos chrzestnego, kiedy ten karcił go za przeklinanie.
— Młodzieniaszku, nie bądź taki mądry. Ja już swoje przeżyłem i mam prawo sobie odbić w mocniejszych słowach.
Ja już swoje przeżyłem — mruknął Kobra do siebie. — A żona zgubiła się po drodze?
— Spie*rzaj — burknął Łapa, gdy młodzież zachichotała.
Ostry spojrzał na niego.
— A jak Gejsza postanowi sobie iść w długą, jak się wku*wi, to kto nam będzie gotować? — spytał zduszonym głosem.
Blondynka wybuchnęła śmiechem, gdy Syriusz podrapał się po głowie.
— Remus! — dodał za siebie.
— Pocałuj mnie w dupę i sam sobie gotuj! — odkrzyknął, a młodzież zaśmiała się.
ŁUP!
— SZLAMY!
— Ja pie*dolę — mruknęli zgodnie Black i Potter. — Pewnie Tonks — stwierdził starszy.
— Ja bym podejrzewał Szatana, ale siedzi z nami, więc zgadzam się na Tonks.
— Ej — mruknął Wujek. — Mieliście wyrzucić ten wieszak. To przez niego tyle hałasu.
— Idź, bo ty ją szybko zgasisz — rzekł Łapa do Kobry, a ten wstał z westchnięciem i ruszył do wyjścia.
Przed drzwiami spotkał zakłopotaną różowowłosą kobietę.
— Załatwię – mruknął do niej Ostry.
— Dzięki — poczochrała go po włosach z szerokim uśmiechem.
— Szumowiny!
— Stara rura!
— Uwielbiam ich — zaśmiała się Missy.
— Uruchom mózg, bachorze!
— Zamknij mordę, bo przeciąg!
— Gówniarz!
— Rzuć się w kibel i spłyń!
Cisza. Kobra wrócił do salonu, jakby nic nie zaszło i ponownie położył głowę na kolanach Gejszy, słysząc chichoty.
— Naprawdę trzeba jej się pozbyć — mruknął jeszcze.
— Poszukamy jakiegoś zaklęcia — stwierdził Zeus, ziewając.
— Jeśli nie chcesz ponownej próby nawrócenia, radzę wyjść do klubu — powiedział Syriusz do Harry’ego.
— Znowu spotkanie miłośników dropsów? — jęknął Dexter.
— Niestety.
— Wiecie co? Po tym zdaniu nagle nabrałem ochoty na imprezę — oświadczył Kobra.
— Wpadniecie później? — Żyleta zwrócił się do Łapy.
— Luniek, pójdziemy? — zapytał Syriusz wchodzącego Remusa.
— Jak się wyśpimy na spotkaniu, to pójdziemy, Kłapcio.
— Ej!
— Ty do mnie Luniek, to ja do ciebie Kłapcio — warknął.
— Uwielbiam, jak mu pojeżdżasz — wyszczerzył się Harry, a Łapa prychnął.
— W tym domu inaczej się nie da — stwierdził Lunatyk, a ramiona mu opadły.
— Hyhy. — Harry i Łapa wystawili zęby. — My wymyślamy, jak trzeba tutaj mieszkać— dodał starszy.
Młodzież zaśmiała się. Po tej wesołej wymianie zdań wyszli, a Nicole na powrót zobaczyła w oczach Gryfona obojętność.

*Breaking Benjamin – You

2 komentarze:

  1. Hej,
    tak udało mu się przemienić, i jest panterą śnieżną, elita dobrze zniosła te wszystkie nowiny, sami coś podejrzewali
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    o tak udało mu się przemienić, i okazało się że jest panterą śnieżną... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń