24.07.2012

II. Rozdział 11 - Dzień śmierci

Szum fal. Rześkie powietrze. Miękki piasek.
Harry nigdy nie był nad morzem i bardzo tego żałował. Wchodzili na plażę, czując, jak lekki wiatr mierzwi im włosy. Wdowa wciągnęła głęboko powietrze. Tak jak większość z nich, pierwszy raz była nad morzem. Dziewczyny z ekipy spojrzały na siebie. Nagle zgodnie pisnęły, rzuciły swoje manatki na ziemię i, robiąc dużo hałasu, pobiegły w stronę wody, do której wskoczyły.
— Aaa! Zimna! — wrzasnęła Gejsza, zamoczona po kolana i uciekła na brzeg.
Pozostali wybuchnęli śmiechem, widząc, jak szybko umykają z wody.
Rozłożyli swoje manatki na plaży i pościągali koszulki, spódniczki i spodenki. Po chwili część pluskała się w morzu, a reszta smażyła się na piasku. Viki weszła do wody tylko do pasa, gdyż twierdziła, że nie umie pływać, a fale były dość duże. Żyleta i Yom pobiegli na jeden ze straganów i po jakimś czasie wrócili z piłką do siatkówki.
Czas zleciał im bardzo miło. Po kilku godzinach poszli coś zjeść i pochodzić po straganach, o co prosiły dziewczyny. Kupili pamiątki dla siebie i bliskich, a wieczorem wrócili na plażę, by obejrzeć zachód słońca.
— Dzięki, że nas zabraliście — westchnęła z uśmiechem Victoria, przytulona do swojego chłopaka.
— Za rok też przyjedziemy — uśmiechnęła się Gejsza. — Aż nie chce się wracać do rzeczywistości.
Ze smutkiem pakowali wszystkie rzeczy do bagażników. Jechali już godzinę, gdy zastała ich noc. Blaise i Wdowa usiedli z tyłu, gdyż zmorzył ich sen. Nicole była pełna energii i przeglądała płyty Kobry. Cicho grała muzyka, aby pasażerowie mogli spokojnie spać.
— Dużo ich — stwierdziła po przejrzeniu wszystkich płyt. — I to same odmiany rocka. Wielki fan.
Ostry uśmiechnął się lekko.
— To jeszcze nic. W domu mam całą półkę zawaloną płytami. Teraz muszę dokupywać te, które się spaliły. Dlatego w aucie wożę ich tylko kilka.
— To jest tylko kilka? — zaśmiała się cicho, a on potwierdził. — Mogę? — spytała, machając płytą.
— Jasne.
Do odtwarzacza włożyła inną płytę.
— …I feel more alone every day. And just so far away. I know something's got to change. Inside of me…*
Blaise mruknął coś przez sen. Nicole zachichotała, a Kobra uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy usłyszeli z jego ust: Viki, nie przy ludziach.
— Aż się boję spytać, co może mu się śnić — parsknęła Ślizgonka.
Przez chwilę słychać było tylko muzykę. Poleciała wolniejsza piosenka. Harry sięgnął do radia, aby zrobić trochę głośniej. Nicole zrobiła to w tym samym momencie. Ich dłonie dotknęły się. Przez jego rękę przeszedł prąd ciepła, ale to ona pierwsza cofnęła swoją. Po chwili wahania zrobił trochę głośniej.
— …Our bodies burning, tides are turning, somehow stopping time. What is becoming of my heart and mind? In the Darkness, all that you want from me, is all I have to give…**
Speszona odwróciła głowę. Nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała, ale miała wrażenie, że jej dłoń płonie żywym ogniem. Między nimi zapadła cisza. Nie odzywali się, dopóki nie rozległ się zaspany głos Wdowy:
— Ile jeszcze?
— Dwie godziny, jak nie więcej — odparł Kobra.
Ziewnęła głośno.
— Nie chce ci się spać? Jedziesz kilka godzin. Zeus już zmienił Dextera, a Milka Żyletę.
— Nie jest źle — mruknął.
— Jakby co, mów. Mogę cię zmienić.
— Jasne.
— Nicole, może tobie chce się spać? Z tyłu jest wygodniej.
— Właściwie mogę się zdrzemnąć — stwierdziła.
Zamieniły się miejscami. Dziewczyna po chwili spała z nogami na kolanach Blaise’a, który obudził się jakiś czas później. Kiedy Kobra przejechał na czerwonym świetle, Wdowa cmoknęła.
— Mój drogi, zamiana. Blaise się wyspał, więc wejdzie do przodu, a ty do tyłu spać.
Zatrzymał się na zjeździe, już nie protestując. Wdowa wsiadła za kierownicę, a Blaise obok niej, zostawiając Harry’emu wygodniejsze miejsce z tyłu. Nicole przebudziła się na moment, kiedy trzasnęli drzwiami, ale zaraz poszła spać dalej. Kierowca i pasażer zarechotali, gdy przez sen Gryfon i Ślizgonka ułożyli się w dziwnych pozycjach, wplatając nogi w nogi towarzysza.
Cztery samochody stanęły na parkingu przy Grimmauld Place 12. Wszyscy zostali wybudzeni ze snu i wzięli swoje manatki. Ślizgoni weszli do domu wraz z ekipą, aby stamtąd przenieść się przez Sieć Fiuu do swoich mieszkań. Po chwili w mieszkaniu zostali tylko jego mieszkańcy, a Żyleta przeniósł Wdowę do jej kwatery, by następnie wrócić do siebie. Wszyscy cicho weszli na piętro, by nie obudzić Syriusza i Remusa, którzy, jak się okazało, jeszcze nie spali i wyszli im na powitanie.
— Wreszcie nie będę się z nim męczył — rzekł z ulgą Lunatyk, a oni zaśmiali się lekko.
— Jak było?
— Super — odparła z uśmiechem Missy. — Mamy dla was prezenty, ale… to jutro, bo podróż jest męcząca.
— Jasne. Idźcie spać, bo już grubo po północy.
— Przyznajcie się, gdzie schowaliście te laski, które dotrzymywały wam towarzystwa? — powiedział Harry.
— Idź już spać, bo zaczynasz bredzić. — Łapa pacnął go w łeb, gdy wszyscy zaśmiali się po raz kolejny. Rozeszli się w różne strony. — Skąd on wie? — szepnął Syriusz do przyjaciela.
Usłyszeli śmiech Kobry, który dopiero zamknął drzwi.

Wrzesień zbliżał się coraz szybciej, a wraz z nim powrót do Hogwartu na ostatni rok nauki. Czwórka uczniów musiała zrobić zakupy, dlatego wraz z Łapą i Lunatykiem dostali się na ulicę Pokątną. Wcześniej umówili się ze Ślizgonami, aby się spotkać i miło spędzić czas. Chodzili od sklepu do sklepu, nigdzie się nie spiesząc. Czasami rozdzielali się na mniejsze grupki, gdy dziewczyny chciały wejść do sklepu z ubraniami, a chłopcy ze sprzętem do quidditcha. Kobra i Nicole nie mogli powstrzymać się od złośliwych uwag, dlatego co chwilę słychać było śmiechy ich przyjaciół.
— Wypchaj się sianem — warknęła w pewnym momencie.
— Nie bądź taka do przodu, bo ci z tyłu zostanie — zripostował.
Zatrzymała się ze zmrużonymi oczami i gniewnymi błyskami.
— Chcesz się znowu kłócić?
— Sama zaczęłaś — odpowiedział, także przystając.
Reszta zareagowała dopiero wtedy, gdy wybuchła kłótnia na pół ulicy. Przystanęli, słysząc z niedaleka powarkiwania, które dobrze znali.
— No nie… Myślałem, że już im przeszło — stęknął rozpaczliwie Dexter.
— Chyba nigdy się nie dogadają — westchnął Alan.
— … Przestań mnie wkurzać!
— To przestań wyzywać mnie od idiotów!
— Odezwał się ten, który mnie nie obraża!
— Nazywam rzeczy po imieniu!
— Dlatego mówię do ciebie debil!
— Oni tak zawsze? — spytał z niemałym rozbawieniem Syriusz, siadając na ławce, by poczekać, aż skończą.
— Dzień w dzień — odparła Pansy, siadając obok.
— Dopóki nie nazwie jej karłem albo coś tego pokroju, będzie dobrze — dodała Milka.
— Namolny krasnal!
— Nie będzie dobrze — parsknął Blaise.
Nicole zacisnęła pięści.
— Ty skretyniały Gryfonie, zaraz oberwiesz po pysku!
— Nawet tam nie dosięgniesz!
— Możemy się przekonać! — Wymierzyła mu w brodę, ale nie trafiła. — Agh! Bym chciała to bym trafiła!
— To nie chcesz? — uniósł brwi.
— Bredzisz, jakby cię fura z gnojem przejechała — warknęła, na co zaczął się śmiać.
— Turlaj dropsa, Ni…
— Nie mów tego — syknęła.
— …kita — dokończył bezgłośnie.
— Aaa! Przestań tak do mnie mówić! — wściekła się.
— Co on powiedział? — zaciekawił się Łapa.
— Nie mam pojęcia — odparła ze zdumieniem Viki, a pozostali mieli podobne miny.
No cóż… Harry nigdy nie używał przy nich tego zwrotu, lecz tylko wtedy, gdy był ze Ślizgonką sam na sam.
— Zresztą — uniosła dumnie głowę — nie będę rozmawiała z osobami o tak niskim poziomie inteligencji.
Odwróciła się i ruszyła dalej, słysząc jego śmiech. Minęła przyjaciół, próbując opanować złość. Wyklinała go w myślach, zaciskając szczęki. Pozostali spojrzeli na Harry’ego, który tłumił wybuch śmiechu. Wzruszył ramionami z błyszczącymi oczami, ale uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy odrzuciło go do tyłu i uderzył z całej siły w mur. Aż jęknął cicho z bólu, kiedy obraz zawirował mu przed oczami.
— Nicole, zwariowałaś?! — krzyknęła z przerażeniem Viki, zrywając się do pionu.
— To nie ja! — zareagowała natychmiast, odwracając się w ich stronę.
Kobra podniósł się do pozycji stojącej z pomocą Jery’ego i ściany, ze zmrużonymi z bólu powiekami.
— To niby kto? — jęknął.
— Z tłumu! Przeleciało obok mnie!
— Dziwny zbieg okoliczności — warknął.
Przesadziła. Rozumiał, że mogła być wściekła, ale żeby od razu próbować go połamać albo spowodować wstrząśnienie mózgu?!
— To naprawdę nie ja! Po co miałabym się wypierać, skoro nigdy tego nie robię?! Sam wiesz o tym najlepiej!
Patrzył na nią przez chwilę. Mówiła prawdę. Zawsze po trafieniu go zaklęciem na jej ustach tkwił uśmiech satysfakcji. Rozejrzał się po przyjaciołach, którzy z kolei wbili wzrok w niego. Remus i Syriusz zmarszczyli brwi, patrząc w tłum. Znikąd poleciał następny promień, wprost w Kobrę. Lunatyk automatycznie wytworzył przed nim tarczę, która odbiła klątwę.
— Różdżki — powiedział Syriusz, wstając z ławki.
Mieli wrażenie, że tłum bardzo się przerzedził, a na ulicy panuje napięta atmosfera.
BUM!
Harry, Jery i stojąca obok Milka nagle poczuli niewyobrażalny ból, gdy pod ich nogami wybuchła ziemia. Plac zasłoniła chmura dymu. Rozgorzała panika, gdyż nikt nie wiedział, co się dzieje. Łapa przytrzymał Missy za łokieć i powiedział szybko:
— Przytrzymaj osobę obok.
Chwyciła Viki stojącą po jej prawej stronie, ale ta po chwili zaczęła krzyczeć i wyrywać się.
— Ktoś ją ciągnie! — zawołała Nancy do Syriusza.
Mężczyzna puścił ją, drugą ręką trzymając Blaise’a za ramię, a następnie sięgnął po Victorię. Rzeczywiście, ktoś próbował ją od nich odciągnąć, ale Łapa pociągnął ją mocniej i uwolnił z rąk napastnika. Nakazał blondynce trzymać Missy, rozglądając się z roztargnieniem po niewidocznym placu. Z daleka usłyszeli krzyk bólu Alison i obelgi Nicole, która prędko umilkła. Później dotarł do nich trzask, odgłos upadającego ciała i żałosny jęk Harry’ego. Viki i Missy ścisnęły się mocniej za ręce, patrząc na siebie ze strachem. Rozległ się rozpaczliwy płacz Alison i jej głos dochodzący jak zza grubej szyby:
— Zostaw go!
Czyjś opętańczy śmiech, kolejny krzyk bólu Milki i jęk Kobry. Jery zaklął głośno, lecz szybko zamilkł.
— Łapy ode mnie! — wrzasnęła niespodziewanie Nicole. — Puszczaj! — Szybkie kroki. Przerażona dziewczyna wpadła na Syriusza, który powstrzymał ją przed upadkiem. — Ktoś mnie goni — szepnęła ze strachem.
— Drętwota! — krzyknął Blaise, kierując różdżkę w zamgloną postać, która przybiegła za jego przyjaciółką.
Ciało upadło na ziemię. Alison zawyła boleśnie przez płacz.
— Milka! — zawołała Missy, próbując pobiec do przyjaciółki, ale ją przytrzymali. — Co się dzieje? — jęknęła płaczliwie.
— Atakujcie go — warknięcie nieznanej osoby.
Bolesny jęk Kobry. Syriusz zaczął tracić cierpliwość, nie wiedząc, co się dzieje, jednak nie wiedział, co mogliby zrobić.
— Trzymaj go! — krzyknął niespodziewanie Dexter.
— Puszczaj go, szujo! — wrzaśnięcie Pansy. — Draco! Nie! Puść! — płaczliwy pisk dziewczyny. — Alan!
— Łapa? — głos Lunatyka.
— Tutaj — odpowiedział.
— Chodźcie.
Chwilę później podeszli do nich Remus, Pansy i Draco, trzymając się nawzajem. Dexter drgnął, gdy rozległ się kolejny wrzask Alison. Usłyszeli niepokojąco słabe słowa Kobry, których nie zrozumieli, a następnie jego zduszony krzyk cierpienia. Nagle jakby wszystko zamilkło, a dym zaczął opadać.
To, co ujrzeli, przeraziło ich. Alan i Jeremy stali ze skrępowanymi rękoma i zatkanymi ustami przy śmierciożercach, którzy wbijali różdżki w ich podbródki. Alison leżała skulona na ziemi, wylewając łzy, cała brudna od kurzu. Harry’ego uderzał czerwony promień zaklęcia, który powalił go z kolan na łopatki. Z jego gardła wydobył się jęk, gdy próbował pokonać zaklęcie torturujące, zwijając się z bólu. Kiedy klątwę przerwano, przez chwilę oddychał ciężko, ale niemal od razu podniesiono go na nogi i przystawiono różdżkę do gardła. To samo zrobili z popłakującą Milką. Zapadła cisza. Stali naprzeciwko siebie: śmierciożercy z zakładnikami oraz dwójka członków Zakonu Feniksa z kilkoma uczniami Hogwartu. Kobra i Milka drgali lekko, nadal odczuwając skutki tortur. Kilkanaście metrów dalej stali przypadkowi przechodnie. Dexter patrzył wprost w oczy swojego ojca, który chwilę wcześniej torturował jego przyjaciela.
— Draco, nie pamiętasz, jak uczyłem się kultury? Przywitaj się z ojcem — zaśmiał się szyderczo, a chłopak spiął się gwałtownie. Syriusz położył dłoń na jego ramieniu, nie pozwalając na żaden krok. Patrzył jednak z przerażeniem na wypełnione bólem oczy chrześniaka. — Chodź tu — syknął Lucjusz do syna.
Łapa go nie puszczał. Ręka mimo wszystko mu drgnęła, kiedy rzucili na Milkę Cruciatusa.
— Chodź, zdrajco — rozległ się szyderczy śmiech Bellatriks.
— Merlinie, nie ona — szepnął Remus, obawiając się reakcji Harry’ego, który, nie zważając na nic, odwrócił głowę w jej stronę z pustką w oczach.
Runął na ziemię, kiedy z opętańczym śmiechem rzuciła w niego kolejnym Cruciatusem. Dała mu chwilę wytchnienia, ale nie na długo. Niemal od razu uderzył go ten sam promień.
— Suka. Zabiję ją — szepnął z bólem Łapa, kiedy chłopak nie wytrzymał i z jego gardła wydobył się zduszony jęk.
Ostry nie miał siły ruszyć nawet palcem. Wszystko go paliło, jakby rozniecono pod nim ogień. Zaciskał mocno oczy, a pod powiekami miał łzy. Ból ten czuł tylko raz: gdy odrodził się Voldemort. Nigdy więcej nie chciał przeżywać tego samego. Niestety, nie miał wyboru. Chciał stracić przytomność, byle to już się skończyło. Wił się na ziemi, czując, że łamie mu wszystkie kości. Nie chciał okazywać, jak bardzo cierpi, lecz nie mógł powstrzymać krzyku. Jak zza grubej szklanej szyby słyszał śmiech Bellatriks, którą chwilę wcześniej chciał zabić, a teraz także błagać o śmierć. Ostatnią siłą woli powstrzymał się przed tym. Nie chciał dać jej tej satysfakcji. Nie podniósł się nawet wtedy, gdy odczuł niewyobrażalną ulgę. Nie miał siły, wszystko go piekło. Przemocą podnieśli go do pionu, choć nogi się pod nim uginały. Nie wiedział, dlaczego najpierw chciał zobaczyć, co się dzieje z Nicole. Czy jest wraz z nimi, jako zakładniczka, czy stoi bezpieczna wraz z Syriuszem? Nie wiedział też, dlaczego ona patrzy na niego, zamiast na Alana czy Jeremy’ego, których znała od lat. Jej oczy były wypełnione przerażeniem, nie patrzyła nigdzie indziej.
Przed nim stanęła Bella. Czarne oczy wyrażały obłęd i szaleństwo. Śmiała się opętańczo, kiedy przejechała swoją różdżką od jego serca przez szyję i wbiła ją w jego podbródek.
— Kogo bardziej zaboli? Ciebie fizycznie czy psychicznie mojego kuzyna? — szepnęła obłąkańczo, a następnie zaśmiała mu się prosto w twarz.
Odwróciła się tak szybko, że ledwie zdążył zobaczyć ten ruch. Wbiła spojrzenie w Łapę z wielką satysfakcją, przechadzając się od Alison do Harry’ego i z powrotem, wśród panującej na placu ciszy.
— Drogi kuzynie — powiedziała, zwracając się bezpośrednio do Syriusza — co powiesz na psychiczne zabawy?
Łapa nie odpowiedział, czując, że coś ściska go ze strachu za gardło i nie puszczając ramienia Dracona. Nie chciał jej drażnić, kiedy mogła zrobić z Harrym, Alison, Jeremym  i Alanem co tylko chciała. Bella z uśmiechem szaleńca kiwnęła na śmierciożercę trzymającego Ostrego, a ten wypchnął go do przodu, idąc zaraz za nim. Nie wiedział, czego może się spodziewać, ale musiał robić to, co mu kazali, nie patrząc na ból pojawiający się przy każdym kroku. Śmierciożerca puścił go i cofnął się o metr. Kobra nie sądził, że dają mu wolną drogę i przy jednym niepowołanym ruchu zaraz tego pożałuje, dlatego stał w miejscu, z niezrozumieniem patrząc na chrzestnego, który z kolei spoglądał na niego z taką samą niewiedzą. Missy wrzasnęła, kiedy wokół niego zapłonął ogień. Milka wybuchnęła płaczem, nie wytrzymując tak wielkich emocji, z kolei Bella śmiała się jak szalona. Harry stał jak wmurowany, bo gdyby wykonał jakiś ruch, ogień podpaliłby mu ubranie i pewnie spłonąłby żywcem. Pierścień zmalał, a on zaczął ciężej oddychać od dymu i gorączki.
— Wybierz, kuzynie. Trochę go podsmażyć czy lepsze Cruciatusy?
Wybuchnęła maniakalnym śmiechem. Syriusz stracił siły. Puścił Dracona, patrząc z bólem na Harry’ego, który na jego oczach miał zacząć płonąć. Był między młotem a kowadłem. Miał wybierać, jak chłopak ma cierpieć.
— Zlituj się, kobieto! — wrzasnęła rozpaczliwie Nancy przez płacz.
— To jak? — Bellatriks nie zwróciła na nią uwagi, wbijając wzrok w załamanego Łapę. — Ogień? — Pokręcił głową z bólem. — Cruciatusy? — Nie uczynił żadnego ruchu. — Tak czy nie? — Nadal milczał i się nie ruszał. Machnęła różdżką, a Ostrego zaczął sięgać ogień. Łapa zmusił się do pokiwania głową. — Jak sobie życzysz.
Ogień zgasł. Kobra przez chwilę patrzył przed siebie z rozszerzonymi oczami, ale zaraz runął na ziemię, zwijając się z bólu z głośnym jękiem. Z gardła Nancy wydobył się żałosny płacz. Remus musiał ją mocno trzymać, by nie zrobiła niczego, co pogorszyłoby sprawę.
Harry leżał na ziemi bez odrobiny energii nawet wtedy, gdy zaklęcie przerwano. Bella podeszła do niego i ukucnęła, pytając cicho z jadem:
— Nadal nie chcesz się przyłączyć?
— Spie*rzaj, stuknięta dzi*ko — warknął w odpowiedzi słabym głosem, nawet na nią nie patrząc.
Z wściekłością wstała i cisnęła w niego kolejnym zaklęciem. Zaskomlał jak zbity pies, miotając się po ziemi pod wpływem bólu.
Nicole patrzyła na wydarzenia z rosnącym przerażeniem. Serce bolało jak nigdy, gdy widziała torturowanego Harry’ego, a jego bolesne jęki raniły ją, jakby to ona była torturowana. Ręce całe jej drżały. Zostaw go, suko… Widziała, że oddycha ciężko, z wielkim trudem, gdy kobieta wreszcie odpuściła. Nicole chciała do niego podbiec i natychmiast go stamtąd zabrać, gdzieś daleko, ale wiedziała, że nie ma takiej możliwości. Obok niej zapłakana Victoria ściskała zatrwożonego Blaise’a za rękę.
Bella zaśmiała się po raz kolejny, podwinęła rękaw i różdżką dotknęła Mrocznego Znaku.
— Nie… nie… błagam, nie on — szepnęła prosząco Missy, ale to nic nie dało.
Ostry stęknął cicho, czując rozchodzący się ból blizny. Dwójka śmierciożerców postawiła go do pionu, chociaż nie miał siły podeprzeć się nawet na kolanach. Długo nie czekali. Voldemort pojawił się niespodziewanie wśród pyłu. Zapanowało poruszenie, a chwilę później wszyscy umilkli. Kobra podniósł opuszczoną głowę, napotykając czerwone oczy swojego śmiertelnego wroga. Nadszedł dzień śmierci, Harry. Patrzyli na siebie. Puste, zielone oczy i pełne satysfakcji, czerwone tęczówki.
— Tak kończy się odmowa, Harry  — powiedział cichym, lecz dobrze słyszalnym głosem.
Ostry nie spuszczał z niego wzroku, nawet gdy rozległ się szum.
— Gdybym musiał, zrobiłbym to drugi raz — odparł ochrypłym głosem.
Voldemort zrobił dwa kroki i stanął tuż przy nim. Uniósł wyżej jego głowę swoją różdżką, patrząc na niego z szyderstwem. Oczy Kobry wyrażały pogardę.
— Jesteś tego taki pewny? — syknął. — Mnie się nie odmawia.
— To możesz od razu mnie zabić — szepnął.
— Głupi szczeniak — stwierdził Czarny Pan.
— Przynajmniej nie jestem nałogowym mordercą.
— Nałogowym może nie — uśmiechnął się z kpiną, nie rozgłaszając tego jednak na całą ulicę.
Missy i Draco wymienili spojrzenia, słysząc jego ledwo dosłyszalne słowa. Nicole z kolei zmarszczyła brwi. Harry patrzył na Toma ze ściśniętym sercem, jednak wzrok pozostał twardy.
— Nie ukryjesz przede mną, że w akcie zemsty zabiłeś Dursleya.
Wziął różdżkę i odwrócił się. Harry spuścił głowę. Czuł na sobie zszokowane spojrzenia Ślizgonów.
— Był szują. Należało mu się — powiedział słabo Ostry, jakby chciał się usprawiedliwić.
Spojrzenia elity niemal go paliły.
— Też od tego zaczynałem — powiedział z szyderstwem Voldemort, z powrotem się do niego odwracając.
— Nie jestem tobą.
Tom uniósł kącik ust.
— Jeszcze nie.
— I nie będę — wychrypiał stanowczo.
— I dlatego zginiesz, jak twoja szlamowata matka — stwierdził, cofając się o kilka kroków, by następnie cisnąć w niego czerwonym promieniem.
— Zróbcie coś — wykrztusiła Missy, kiedy parę metrów przed nią rozgrywała się scena tortur. — Zaatakujmy. Przecież on go zabije, jeśli nic nie zrobimy — szepnęła ze łzami w oczach.
— A Alan, Jery i Alison? Skażemy ich na śmierć — odpowiedziała z bólem Pansy.
Nancy jęknęła cicho z cierpieniem, które ściskało ich za serca.
— Nadal mówisz nie? — spytał z fałszywą uprzejmością Voldemort, przerywając zaklęcie.
Zaciskając z bólu powieki, Harry podniósł się na kolana, podpierając się na dłoniach i pokiwał głową. Z powrotem runął na ziemię pod wpływem zaklęcia torturującego.
Nagły huk przerwał jego męki. Nie wiedział, co się stało i nawet nie miał zamiaru tego sprawdzać. Voldemort wyładował się na nim, sprawiając, że chłopak nie miał ochoty wstać, a nawet żyć. Nad nim świstały zaklęcia, ale nic go to nie obchodziło.
                Szybkie kroki. Ktoś podbiegł.
— Kobra — cichy, płaczliwy głos. Nie zareagował, oddychając ciężko w ziemię. — Musimy uciekać, Kobra.
Pomogli mu przewrócić się na plecy, chociaż czuli, że jego ciało automatycznie się spina. Następnie podnieśli go do pozycji siedzącej. Zielone tęczówki pełne bólu były dla Syriusza najgorszą torturą.
— Musimy dojść do Dziurawego Kotła — szepnął.
Harry nie chciał ich narażać, gdy stali i prosili go, aby im pomógł, gdyż widział, że na polu rozgorzała walka i w każdej chwili kogoś mogło trafić zaklęcie. Alan i Jery już ciskali zaklęciami w najbliższych śmierciożerców. Draco podniósł Alison, która była wyczerpana i zapłakana. Missy klęczała przy Kobrze ze łzami w oczach. Reszta walczyła, by ich ochronić. Zmusił się do podniesienia na nogi z pomocą Syriusza i Nancy. Blaise podbiegł do nich i zastąpił dziewczynę. Draco wziął Milkę na ręce. Remus, Nicole, Pansy, Viki, Jery i Alan ruszyli za nimi, rzucając zaklęciami.
Nagle Victoria krzyknęła piskliwie. Odwrócili głowy. W ich stronę biegł wilkołak, na którego nie działały żadne klątwy. Łapa wiedział, że nie mają czasu, dlatego jednocześnie zawołał Alana, puścił Harry’ego i zaczął zmieniać się w czarnego wilczura. Minął przerażonych uczniów i skoczył na bestię. Toczyły się wśród kłębów kurzu, walcząc zaciekle. Młodzież i Lunatyk ruszyli dalej, mając nadzieję, że Syriusz sobie poradzi. Nicole, Pansy, Viki, Jery i Remus musieli się zatrzymać, by stoczyć walkę z trzema napastnikami. Missy prędko do nich dołączyła, nie tracąc głowy, mimo sytuacji. Poradzili sobie bardzo szybko. Ruszyli dalej, lecz nagle do ich uszu wdarło się przeraźliwe skomlenie psa. To Kobra przystanął pierwszy. Spiął się gwałtownie i odwrócił, nie zwracając uwagi na rozchodzący się po ciele prąd bólu. Łapa przegrywał. Wilkołak przygwoździł go do ściany, dusząc z całej siły. Missy chwyciła Ostrego za rękę, jakby chciała ciągnąć go dalej, ale sama wpatrywała się w to samo miejsce ze strachem. Kiedy oczy wilczura zaczęły zachodzić mgłą, Harry poczuł w sobie siłę. Nie był ważny ból ani szybka ucieczka, ale Syriusz. Blaise, Alan i Missy poczuli, jak Kobra nagle się rozluźnia. Chłopak zamknął oczy ze spokojem na twarzy. I wtedy zaczął się zmieniać.

*Dead by Sunrise – Inside of me
**Dead by Sunrise – In the Darkness

2 komentarze:

  1. Hej,
    śmierciożercy wykorzystali moment aby ich zaatakować, czyżby u Harrego dokonała się całkowita przemiana
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    czyżby teraz u Harrego dokonała się całkowita przemiana? no pięknie, śmierciożercy wykorzystali moment aby ich zaatakować...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń