24.07.2012

II. Rozdział 10 - Prawda czy wyzwanie

Jeszcze tego samego dnia o osiemnastej stawili się na plaży, gdzie odbywał się festiwal. Bawili się wyśmienicie do później nocy. Kiedy zaczęło doskwierać im zmęczenie, a zespoły, na których koniecznie chcieli być, zagrały, postanowili wrócić do namiotów, aby trochę się przespać. Dziewczyny zamknęły się w swoim namiocie, a chłopcy w swoim. Po chwili nie było słychać żadnych odgłosów.
Rano obudzili się pełni energii. Po walkach o łazienki poszli do małej knajpki na śniadanie. W południe powędrowali na kolejny koncert i zostali aż do wieczora.
— Co robimy? — zapytała Pansy z energią.
— Byle coś na siedząco, bo nogi mi odpadną — odpowiedziała Victoria, zaglądając przez okno wystawy sklepowej, by po chwili dołączyć do reszty.
— Naskakałam się za wszystkie czasy — stwierdziła Wdowa.
— Zanieś mnie — jęknęła Missy, wskakując na plecy Zeusa.
— A może prawda czy wyzwanie? — zaproponował Yom.
— Tak! — krzyknęła Gejsza, przerywając śpiewanie piosenki z Kobrą i Żyletą.
— …I got a lollipop porn bi*ch. Dead on arrival, a hardcore sex bi*ch turned suicidal. All caught up now taking my chances playing my song. While the devil dances ‘round me beggin’ me to play along…*
— Zaje*isty tekst — zaśmiał się Blaise, a oni wyszczerzyli się.
— Ale tylko z takimi pytaniami, o których zwykle się nie mówi — powiedział Żyleta, wracając do tematu.
— Czyli? — zdziwiła się Nicole.
— Intymne — uśmiechnęła się Missy.
— Wtedy jest najciekawiej — dodała Milka, idąc pod ramię z Dexterem.
— Ale ostrzegamy, że wtedy nie mamy hamulców — oznajmił Wujek Szatan do Ślizgonów.
Mimo to zgodzili się.
— Przydałby się fałszoskop — stwierdził Draco.
— Wiecie… domyślałam się, że wpadniecie na taki pomysł — wyszczerzyła się Nancy.
Weszli się do namiotu chłopaków i rozsiedli na ziemi w kółku. Yom przyszedł z butelką i rozpoczęli zabawę.
— Jeśli ktoś skłamie, ściąga jakiś ciuch, a na koniec wykonuje dodatkowe zadanie wymyślone przez wszystkich. Tak samo jest w przypadku, gdy ktoś odmówi wykonania zadania albo nie będzie chciał odpowiedzieć na pytanie — rzekł jeszcze Zeus.
— Kto zaczyna?
— Może osoba, przez którą się tu znaleźliśmy — odpowiedział Jery, podając Kobrze butelkę.
— Nie wiesz, na co skazałeś osobę, na którą trafi — zaśmiał się Żyleta.
Harry zakręcił jako pierwszy. Padło na Blaise’a, który po chwili zastanowienia powiedział:
— Na dobry początek wyzwanie.
Ostry zastanowił się. Nagle wstał i wyjrzał na pole namiotowe. Wyszczerzył się diabelnie.
— Wyjdziesz na pole obok tych kolesi i wydrzesz się w ich stronę, że jesteś gejem.
— Ou! — Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Blaise chwycił się za twarz.
Viki poklepała go po plecach, głośno chichocząc.
— Zaczyna się nieźle — zachichotała Nicole, gdy chłopak wyszedł.
Wszyscy rzucili się do wyjścia, by zobaczyć całą sytuację. Blaise stanął przed namiotem i wyraźnie się zawahał, ale Alan uniósł kciuk do góry z głupim wyszczerzem.
— JESTEM GEJEM! — wrzasnął chłopak i, nie czekając na reakcję, wrócił do namiotu, gdzie wszyscy pokładali się ze śmiechu. — Kobra, zabiję cię — dodał ze skrzywieniem, więc zaśmiali się ponownie.
Wrócili na swoje miejsca, uspakajając się dopiero po kilku minutach. Blaise zakręcił butelką, trafiając na Milkę.
— Pytanie.
— Tak jeszcze poza grą… Pytamy o wszystko?
— Pytasz, o co chcesz. Nie ma ograniczeń. Ale wszystko zostaje między nami — odpowiedziała Missy.
— Okay. Hmm… W jakim wieku straciłaś dziewictwo?
Viki walnęła go pięścią w ramię, ale Alison tylko się zaśmiała.
— A kto powiedział, że straciłam? — wyszczerzyła się szeroko i zakręciła dalej.
Po kilku intymnych pytaniach Pansy zadała Harry’emu pytanie, czy będąc w związku kiedykolwiek zdradził. Po jego przeczącej odpowiedzi i braku dźwięku fałszoskopu, Nicole ukryła w sobie zdumienie. Na pewno miał okazję, w to nie wątpiła, a mimo wszystko pozostał wierny swojej partnerce.
Butelka zatrzymała się na Alanie, który po zadaniu Zabiniego postanowił wziąć od niego pytanie. Coraz bardziej się rozkręcali. Padały coraz intymniejsze pytania i nikt już się nie krępował.
— Ile dziewczyn traktowałeś poważnie? — Pytanie padło od Scotta w stronę Kobry.
— Dwie.
— Ile razy zostałeś złapany w intymnej sytuacji z dziewczyną? — To z kolei było pytanie Dextera po kilku obrotach butelki.
Zastanowił się, słysząc chichoty reszty.
— Trzy.
— Łoo… — zaśmiał się Blaise, a on wzruszył ramionami z bezradną miną.
Kwadrans później Missy, Jery i Zeus siedzieli bez koszulek, gdyż albo skłamali, albo odmówili wykonania zadania. Milka wylosowała Nicole, która zażyczyła sobie pytanie.
— Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Kobry?
Zapadła cisza. Ostry przeniósł spojrzenie z przyjaciółki na Ślizgonkę ze zmarszczonymi brwiami. Miał nadzieję, że w końcu się tego dowie. Nicole siedziała jak wmurowana. Co miała powiedzieć? Wiedziała, że skłamie, jeśli powie, że uważa go za dupka i idiotę. A on czekał na prawdziwy powód. Czuła jego wzrok na siebie. Inni też czekali. Jednak ona postanowiła nie odpowiadać na pytanie i bez słowa ściągnęła bluzkę. Missy i Milka wymieniły spojrzenia, podobnie jak Dexter z Blaisem. Kobra nadal na nią patrzył, tym razem ze zdziwieniem. Zakręciła butelką i po chwili wszyscy zapomnieli o tym incydencie. No, prawie wszyscy. Główni zainteresowani nie zapomnieli.
Po tym, jak Pansy zaśpiewała sprośną piosenkę na całe pole namiotowe, włączyli muzykę. Żyleta wylosował Ostrego.
— Wyzwanie.
Gejsza wyszczerzyła się od ucha do ucha. Wiedziała, że Żyleta wymyśli coś szalonego, a Kobra na pewno to wykona.
— Więc tak — wystawił zęby Żyleta. — W tym domku obok nas mieszkają same laski. Żeby było bardziej wiarygodnie, pójdziesz do nich bez koszulki i spytasz, czy przypadkiem nie mają przy sobie gumek, bo jesteś w trakcie pracy, a zapomniałeś kupić.
Wszyscy wybuchli śmiechem, a Harry nie był wyjątkiem. Ściągnął koszulkę i wyszedł.
— Zrobi to? — zarechotała Pansy.
— Kobra? Zrobi — zaśmiała się Milka, wyglądając za kotarę.
                Chłopak stanął przed drzwiami i trochę się uspokoił. Zapukał. Po chwili w progu stanęła wysoka szatynka mniej więcej w jego wieku, a zza jej ramienia zerkała jakaś blondynka. Spytał mniej więcej tak, jak mówił Żyleta. Dziewczyny spojrzały na siebie z uśmiechami, a jasnowłosa zniknęła w pokoju. Szatynka spojrzała na Kobrę.
— Wziąłeś zadanie? — zaśmiała się.
— Skąd wiesz? — zdziwił się.
— Domyśliłyśmy się, że w to gracie, po tym, jak ktoś śpiewał piosenkę na całe pole, ktoś krzyczał, że jest gejem i jeszcze ktoś groził, że popełni samobójstwo skacząc z płotu.
Pansy, Blaise i Szatan – zarechotał w duchu. Wróciła blondynka i podała mu to, o co pytał.
— Miłej zabawy — zaśmiała się szatynka.
— Dzięki — odparł z rozbawieniem.
Wrócił do namiotu, gdzie wszyscy głośno się śmiali. Nie słyszeli rozmowy, ale fałszoskop nie dał znaku, że zadania nie wykonał, więc nie mieli powodu, żeby mu nie wierzyć. Wylosował Yoma, który zażyczył sobie zadanie.
— Gejsza, pożyczysz na moment swój stanik?
— O matulu, już się boję — jęknął Yom.
Blondynka  poszła do drugiego namiotu i przyniosła stanik w czarno-czerwone paski.
— W tym i w gaciach przebiegniesz się wokół pola, drąc się, co chcesz, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Yom odebrał od Gejszy część garderoby. Dziewczyna pomogła mu zapiąć stanik, chichocząc głośno. Ściągnął koszulkę i spodnie, a następnie wyszedł na dwór i ruszył w drogę. Wszyscy wydostali się z namiotu zaraz za nim, by obejrzeć tę komedię.
— Ludzie! Ja tylko wykonuję zadanie! — krzyknął. Ekipa i elita wyły ze śmiechu. Yom przemknął obok dziewczyn, przed którymi chwilę wcześniej Harry udawał potrzebującego. — Kobra jest poje*any, bo dał mi takie zadanie! — wrzasnął Yom, biegnąc obok nich. — Przyjaźnię się z poje*ańcami! — Dziewczyny odprowadziły go głośnym śmiechem, a elita i ekipa leżały na ziemi, wycierając łzy. — To tylko zadanie! — darł się Yom, gdy wbiegł za domki. — Niech pani tak nie patrzy! To tylko zadanie! — Po chwili stanął koło namiotu, oddychając ciężko. — Jakaś babcia koło kempingów rzuciła we mnie laczkiem.
Wszyscy wybuchnęli uciechą, a następnie wrócili się do namiotu, wycierając łzy rozbawienia. Zakręcił butelką. Wypadło na Wdowę, która wybrała pytanie.
Grali do późnej nocy, dowiadując się bardzo ciekawych rzeczy na temat innych.

Znajduje się w białej łazience z błyszczącymi kafelkami. Idzie przed siebie, lecz jednocześnie stoi w miejscu. Nagle staje w kałuży wody, która cała drży. Patrzy na nią z niepokojem, czując niepewność i lęk. Boi się, choć nie wie czego.
Gejsza, pomóż mi…
Odwraca się. Przed nią stoi czarnowłosy chłopak, którego kocha jak brata.
— Kobra, co się stało?Podchodzi do niego, lecz on się oddala. Woda, w której stoi, zmienia swój kolor na bordowy. Z jej gardła wydobywa się jęk przerażenia.Kobra, co się dzieje?Z powrotem podnosi na niego spojrzenie, lecz jego już nie ma.Kobra?
Odwraca się wokół własnej osi. Chłopak leży na ziemi, blady jak kość, a z poprzecinanych nadgarstków strumieniami leci krew, w której stoi dziewczyna. Z jej gardła wydobywa się szloch i przerażony krzyk.

— NIE!
Kobra zerwał się ze snu, słysząc krzyk dochodzący z niedaleka.
— Co to było? — spytał z rozszerzonymi oczami Jery.
— Chyba kto — odparł Szatan.
— Gejsza. — Harry wyplątał się z nawału kołdry i podbiegł do wyjścia, gdzie wpadł na Milkę.
— Szybko — pociągnęła go za rękę, nie zwracając uwagi na to, że jest on w samych bokserkach.
Chłopaki pobiegli za nimi. Wpadli do namiotu dziewczyn, gdzie Missy próbowała uspokoić roztrzęsioną Gejszę.
— Obudziła się z krzykiem i w kółko powtarza twoje przezwisko — szepnęła Alison.
Kobra usiadł na łóżku obok dziewczyny, a ona przeniosła na niego załzawione oczy i ze szlochem usiadła mu na kolanach, przytulając się do niego z całej siły. Zrozumiał, o co chodzi. Nic nie musiała mówić. Widząc pytające spojrzenie Nancy, kiwnął lekko głową.
— Wróćcie do siebie — powiedziała cicho do chłopaków.
— W porządku? — zapytał cicho Dexter.
— Tak. Po prostu miała koszmar. Wiesz jaki — mruknęła, a on pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Chodźmy — rzekł Żyleta z westchnięciem.
Wyszli, zostawiając opiekę nad Gejszą dziewczynom i Harry’emu. Blondynka powoli zaczęła się uspokajać.
— Nie zrobisz tego, prawda? — spytała cichutko w jego klatkę piersiową.
— Nie zrobię — odpowiedział pod nosem, głaskając ją po plecach. — Kładź się.
— Ale nie idź — jęknęła, ściskając go jeszcze mocniej.
Westchnął. Nie miał wyjścia.
— Litości, człowieku — mruknął, a ona uśmiechnęła się ze skruchą.
— Przepraszam — szepnęła i położyła się, ciągnąc go za sobą.
Viki zgasiła światło, gdy wszyscy leżeli w łóżkach. Cisza.
— Zsuń dupsko — powiedział pod nosem Kobra.
— Gdzie? — odszepnęła Gejsza.
Chwila szumów.
— Au — pisnął Ostry. — Zaraz będzie jajecznica.
Wdowa wybuchnęła śmiechem stłumionym przez poduszkę, a z każdej strony rozległy się chichoty. Kolejne szumy. Cisza. Już wszyscy byli gotowi do spania, gdy… ŁUP!
— Auu! Dzięki, Gejsza. Będę wiedział, gdzie moje miejsce.
— Przepraszam — wydusiła, tłumiąc chichot.
Viki zaświeciła lampkę i wszystkie wybuchnęły śmiechem. Kobra leżał na ziemi ze zirytowaną miną.
— Mam większe łóżko. Albo śpisz sama, albo idziemy do chłopaków — stęknął, rozcierając obolałe biodro.
— To chodź.
Podniósł się do pionu, krzywiąc z bólu. Spadł prosto na jeszcze nie do końca wyleczoną kość biodrową. Wyszli i weszli do drugiego namiotu, gdzie płeć męska kładła się spać.
— Co taki skrzywiony? — spytał Zeus, ziewając.
— Wyje*ała mnie z łóżka.
Gejsza zrobiła minę niewiniątka, gdy chłopaki się zaśmiali. Położyli się i zgasili światło. Blondynka przytuliła się do Harry’ego, a on lekko ją objął. Nie skarżąc się na siniaka, który zapewne miał się jutro pokazać, zasnął. Przecież Gejsza była ważniejsza.

Kiedy rano otworzył oczy, Gejsza jeszcze spała. Leżał przez chwilę nieruchomo, patrząc na kręcącego się w łóżku Zeusa. Nie wiedział, dlaczego obudził się tak wcześnie. Była dopiero piąta. Zaledwie po chwili uświadomił sobie, jak bardzo boli go biodro. Obrócił się delikatnie i spojrzał na bolące miejsce. Zaklął pod nosem, widząc opuchliznę i sporego siniaka. Musiał iść do Milki. Delikatnie podniósł się i stłumił jęk bólu. Ostrożnie wstał i, lekko kulejąc, wyszedł. Wszedł cicho do namiotu dziewczyn i podszedł do Alison.
— Milka — szepnął, potrząsając ją za ramię. Ból stawał się nie do wytrzymania. — Milka.
— Co się stało? — jęknęła słabo, otwierając oczy.
— Umieram.
— Co?
— Pamiętasz, jak wczoraj Gejsza zwaliła mnie z łóżka? — Potwierdziła. — Spadłem na to złamane biodro i tak mnie napie*dala, że zaraz zdechnę.
— Cholera… Miałeś uważać — szepnęła, podnosząc się. — To, że nie boli przez kilka dni, nie znaczy, że już nie będzie. Magia też nie działa od razu. — Wyciągnęła z małej torby flakonik i podała chłopakowi. Wypił jej zawartość bez protestów. — Jak Gejsza?
— W porządku.
— To co zwykle?
— Niestety.
— Boi się o ciebie. — Zapadła chwila ciszy. — Ale nie ma podstaw, prawda? — spytała z obawą.
— Milka — westchnął. — Już z tym skończyłem. Wszystko jest w porządku. Nie musicie się martwić.
Uśmiechnęła się blado.
— Nie wiesz, jak wtedy się o ciebie baliśmy. Zawsze pozostaną jakieś obawy.
— Nie mam powodu, a nawet gdybym miał, skutecznie wyperswadowaliście mi to z głowy — mruknął.
Westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
— To dobrze.
— Dzięki. — Pocałował dziewczynę w czoło i wyszedł, a Milka wróciła do łóżka.
Nie wiedzieli, że Nicole zawsze jest czujna we śnie.

Z podekscytowaniem stawili się na placu, gdzie miał odbyć się koncert ich ulubionych gwiazd. Ostatni dzień był dla nich wręcz wymarzony. Postanowili zostać jeden dzień dłużej, aby pobyć więcej czasu nad morzem i na plaży. Dziewczyny chciały także przejść się po pobliskich straganach, gdzie widziały pełno ciuchów.
Dexter wziął Milkę na barana, aby więcej widziała. Głośno piszczała, gdy chłopak zaczął się bujać. Wszyscy mieli z niej ubaw, kiedy z wrzaskiem chwyciła go za głowę. Na scenę wszedł zespół Muse, o którym wspominali Harry i Nicole, a brunet stwierdził:
— Nie wiem jak wy, ale ja nic nie widzę i idę do przodu.
— Zanim wszyscy się tam dopchamy, to skończy się koncert — zaśmiała się Pansy.
— Zostajecie?
— Ja idę z tobą. Nawet sceny nie widzę — burknęła Nicole.
— Nic dziwnego — powiedział Kobra z rozbawieniem, a ona przywaliła mu w brzuch. — Ktoś jeszcze? — zapytał, kiedy zachichotali.
— Nie, idźcie — roześmiał się Yom.
Ostry zaczął przeciskać się przez tłum, a Ślizgonka zaraz za nim.
— Czekaj, bo się zgubię — warknęła.
Westchnął z irytacją i wywrócił oczami, przystając. Żeby nie słuchać jej marudzenia, chwycił ją za rękę i ruszył dalej. Ścisnęła go mocno za dłoń, gdy prawie ich rozdzielono. Stanęli kilka metrów przed sceną i dalej nie mieli szans się przedostać.
— Fajnie — mruknęła Nicole, stając na palcach.
Kobra spojrzał na nią z rozbawieniem. Sam nie miał na co narzekać, gdyż wszystko widział doskonale. Gdy się tego nie spodziewała, schylił się i po chwili już siedziała mu na ramionach. Pisnęła.
— Lepiej? — spytał ze śmiechem.
— O wiele — wyszczerzyła się.
Pół koncertu przesiedziała mu na ramionach, ale w końcu zdecydowała się zejść, żeby poczuł się trochę swobodniej. Zmrużyła oczy, dostrzegając lukę między ludźmi. Korzystając z okazji, chwyciła Gryfona za rękę i wpadła z nim w tłum, zanim zorientował się, co się dzieje. Przecisnęła się aż do pierwszego rzędu. Podskakiwali wraz z widownią, śpiewając piosenki i krzycząc w przerwach między nimi. Mieli wrażenie, że minęła chwila i już byli po koncercie. Nicole patrzyła tęsknie, jak jej idol schodzi po bisach ze sceny. Tłum powoli się przerzedzał, więc Harry zaciągnął ją na bok sceny. Stanęli przed ochroniarzami, czekając, aż pojawi się jakaś gwiazda. Ślizgonka pisnęła, kiedy zobaczyła swojego idola i, przedzierając się przez ochroniarzy, pobiegła po autograf. Później zauważyli kolejną gwiazdę, więc natychmiast tam pobiegli. Gdy wreszcie wydostali się z tłumu fanów, ich koszulki pokryte były autografami piosenkarzy, perkusistów i gitarzystów. Rozejrzeli się za swoimi znajomymi, ale było jeszcze za dużo ludzi i na dodatek zastała ich noc, więc Kobra do nich zadzwonił. Dexter powiadomił, że są przy bramkach, więc skierowali się do wyjścia.
— I jak? — spytał Alan na wstępie.
— Świetnie — uśmiechnęła się Nicole. — Wcisnęliśmy się do samej sceny i mamy pełno autografów.
Doskoczyli do nich, by się o tym przekonać.
— On ma autograf Jareda**! — wrzasnęła Gejsza, oglądając koszulkę Kobry. — Czemu nie poszłam z wami? — jęknęła.
— Lepiej nie pokazuj im zdjęć w telefonie — wyszczerzyła się Nicole do Ostrego, a z gardeł ich przyjaciół wydobyły się przeróżne dźwięki.
Ruszyli do namiotów. Kobra i Nicole szli z przodu, zadowoleni jak nigdy, a zaraz za nimi pozostali, wyrywając sobie telefon Harry’ego. Wkraczając na pole namiotowe, z gardła wszystkich wydobywał się głośny śpiew:
— …Hollywood who*e passed out on the floor. Can't take it no more. I'm sorry but the party's over…***
Ze śmiechem na ustach rozeszli się do swoich namiotów.

*Crazy Town – Lollipop Porn
**wokalista 30 Seconds To Mars
***Papa Roach – Hollywood Whore

3 komentarze:

  1. Hej,
    świetnie się bawił na koncertach, i ta zabawa, zadania były super…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego kocham yo opowiadanie?
    Jest wiele powodów
    Jednym z nich są moje ulubione zespoły, które dość często są wymienione ;*
    Z tych wszystkich, nie kojarzę... dwóch? trzech?
    ❤❤❤
    Pozdrawiam,
    ~Cathy

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    świetnie się bawił na koncertach, i ta zabawa, zadania były super…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń