Syriusz i Remus również uczestniczyli w imprezie z okazji
związku Harry’ego i Nicole. Spotkali się z ekipą w klubie i razem czekali na
uczniów Hogwartu. Pomieszczenie jak zwykle było pełne gości. Szefunio do nich dołączył,
stwierdzając, że powód jest godny wzniesienia toastu. Na twarzy Gejszy pojawił
się szeroki uśmiech, kiedy spośród tłumu dostrzegła znajome osoby. Do widoku
Milki i Dextera oraz Blaise’a i Victorii zdążyli się przyzwyczaić, ale Kobra i
Nicole byli czymś całkowicie nowym.
— Widzę i oczom nie wierzę — zaśmiał się Szatan, gdy zauważył
ich złączone dłonie.
Gejsza i Żyleta spojrzeli na siebie z uśmiechami. Teraz na
własne oczy widzieli, że wszystko było prawdą, a nie czymś wymysłem. Blondynka
pierwsza się na nich rzuciła z kwikiem radości. Nicole pisnęła ze śmiechem na
ustach, gdy Gejsza aż oderwała ją od podłoża. Później jej wzrok powędrował na
Aarona stojącego obok Missy i od razu się nimi zajęła, aby zaspokoić swoją
ciekawość. Nim wszyscy się przywitali, minęło dobre dziesięć minut. Gejsza nie
mogła napatrzeć się na Ostrego i Nicole siedzących obok siebie, co wywoływało
śmiech Żylety.
— No co? — burknęła, a na jej ustach zadrgał uśmiech. —
Zobacz, jak fajnie razem wyglądają — szepnęła. — I aż promienieją.
Co jak co, ale była to najprawdziwsza prawda. Z ust nie
schodziły im uśmiechy i co chwilę spoglądali na siebie z błyskami w oczach.
Nicole popijała drinka, gdy nagle Gejsza zwróciła się do
niej z pytaniem:
— Kwiaty były?
Wypluła napój, a Kobra wypuścił z rąk kieliszek, który
łapał w locie. Żyleta ryknął śmiechem, uznając to za jednoznaczną odpowiedź.
— W co ty wierzysz? — zachichotała Wdowa, patrząc na
blondynkę.
— Sama się zastanawiam — odparła wesoło, a Nicole
otrząsnęła się z zadumy i zaczęła się śmiać.
— Uwierz mi, że gdyby wyje*ał z kwiatami, dostałby nimi po
łbie i odszedł z kwitkiem — wydusiła przez chichot, widząc rozbawienie u
Harry’ego.
— Ani okruchu romantyczności. Ani on, ani ona — stwierdziła
Milka, kręcąc głową.
— A czego ty od nich wymagasz, skoro ich randki to były
szlabany — palnął Dexter, co wszyscy przyjęli wybuchem śmiechu.
Kobra i Nicole spojrzeli na siebie z rozbawieniem. Było w
tym sporo racji, gdyż przed rozpoczęciem związku ani razu nie mieli typowej
randki. Wzruszyła ramionami. Jej w ogóle to nie przeszkadzało, a jemu tym
bardziej. Ważne było to, że dokładnie poznali drugą osobę i nie musieli udawać
przed sobą kogoś innego. Znali doskonale swoje wady i słabości, które
akceptowali. Wiedzieli też, czego spodziewać się po drugiej osobie. Nie byli
typową parą z filmów romantycznych, ale liczyło się dla nich to, że czuli się
szczęśliwi i kochani.
Nie zwracając uwagi na ubaw imprezowiczów, Nicole
przytuliła się do Ostrego ze śmiechem, nie mogąc nawet zaprzeczyć. Harry objął
ją ramieniem, a Szefunio patrzył na nich z uśmiechem. Było widać, że nie jest
to typowe zauroczenie.
— Jak nie było, jak była? — olśniło nagle Ślizgonkę. — A
kurs samoobrony?
— Jaki kurs? — zaciekawiła się Missy.
— Nie mówiłeś im? — zwróciła się do Harry’ego, a ten
pokręcił głową. — No to nie było tematu — wyszczerzyła się do reszty.
— Ej! Ja chcę wiedzieć!
Prychnęli zgodnie.
— My się nie pytamy, co wy tam z Aaronem robicie.
— Kobra!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, gdy Missy rzuciła w niego
papierkiem zwiniętym w kulkę, a Aaron wylał na siebie sok.
Zaczęli się rozchodzić, by trochę potańczyć bądź przywitać
się bezpośrednio z barem. Anja, Naomi i Tonks postanowiły dołączyć do
towarzystwa, choć były sporo spóźnione. Nikt jednak się tym nie przejął i
natychmiast wciągnęły je w rozmowę.
— Dziwnie się na nich patrzy, gdy ma się w pamięci, jak się
kłócili, obrażali i walczyli — rzekła Naomi do Syriusza, patrząc na Nicole
wtuloną w Kobrę.
— Widocznie tego potrzebowali — odparł z uśmiechem.
Onik i Monica co chwilę donosili im alkohol, bo było tyle
osób, że szybko się kończył. Nicole wracała z łazienki, gdy zaczepił ją jakiś
nietrzeźwy facet, który składał jej nieprzyzwoite propozycje. Skrzywiła się z
niesmakiem, dając mu do zrozumienia, żeby znalazł sobie inną, naiwną panienkę.
Nie miał zamiaru odpuścić i na oczach Harry’ego zaczął się do niej dobierać.
Mina chłopaka mówiła sama za siebie, ale nie wstał. Dla reszty było to dość dziwne,
gdyż nigdy nie pozwalał na coś takiego, a tym bardziej względem swojej
dziewczyny.
— Kobra… — zaczął Szatan, gotowy do wstania.
— Siedź — odparł krótko, nie spuszczając wzroku z Nicole.
— Ale… — dodał Yom.
— Mówię: siedźcie. Widzę.
JEB!
— Oł! — skrzywili się zgodnie mężczyźni, kiedy Nicole
walnęła faceta z kolana między nogi, a na dobitkę zamachnęła się i zdzieliła go
pięścią w twarz.
Z dumnie uniesioną głową minęła jęczącego mężczyznę
trzymającego się za najczulsze miejsce. Dopiero przy stoliku skrzywiła się,
potrząsając nadgarstkiem i sycząc:
— Ale twarda morda.
Harry pierwszy zaczął się śmiać, a ona z zadowoleniem
usiadła obok niego na kanapie.
— Gdzie ty się tego nauczyłaś? — zachichotała Viki.
— Heloł, mam chłopaka, który non stop się z kimś leje —
zaśmiała się.
— O to wam chodziło z tym kursem samoobrony — olśniło
Pansy.
Kobra zaczynał wątpić, czy wrócą do Hogwartu z samego rana
i o własnych siłach. Co chwilę wznoszono za nich toast. Jego przypuszczenie
było słuszne.
W dzień meczu Draco był niezwykle blady. Pod oczami
dostrzegli sińce, a tęczówki wydawały się nieprzytomne. Na śniadaniu zachowywał
się bardzo dziwnie. Wypuszczał wszystko z rąk, gdy niespodziewanie zaczynały mu
dygotać. Tłumaczył to stresem, ale Ostremu jakoś to nie pasowało. Dexter i
zdenerwowanie przed meczem?
Czekali na trybunach, by obejrzeć kolejny mecz, gdy
niespodziewanie przybiegła zdyszana Laura – ścigająca reprezentacji Hogwartu.
— Dexterowi coś się stało. Leży w Skrzydle.
Milka pierwsza pognała w stronę szkoły, a pozostali zaraz
za nią. W Skrzydle Szpitalnym znaleźli drużynę Hogwartu z niemrawymi minami.
Draco leżał na brzuchu z twarzą bez wyrazu, w każdej chwili gotów do
zawiśnięcia nad miską stojącą na ziemi. Pomfrey sterczała nad nim, oglądając
jakiś płyn we fiolce.
— To mi wygląda na nieprawidłowo wykonany Eliksir Miłosny.
— Cooo? — jęknął słabo Dexter.
— Tak, panie Malfoy. Zostajesz tutaj.
— Nieee… Mecz…
— Nie będzie żadnego meczu. Chyba że chcesz spaść z miotły,
gdy nagle łapie cię bezwład mięśni — rzekła stanowczo pielęgniarka.
Kobra i Blaise wymienili spojrzenia.
— Nie da się nic zrobić? — zapytał Jery.
— Za dwa dni wszystko będzie dobrze.
— Ale ja muszę teraz! — krzyknął Dexter z nagłą siłą.
— Teraz to musisz leżeć — zarządziła, a on poddał się, gdy niespodziewanie
pochylił się nad miską.
Drużyna była przygnębiona, gdyż bez kapitana i szukającego
nie mogli grać. Wychodziło na to, że muszą oddać mecz walkowerem. Wzrok Dracona
padł na Harry’ego. Rozszerzył oczy, widząc ostatnią nadzieję.
— Kobra mnie zastąpi!
— Co?! — wrzasnął Gryfon z przerażeniem. — Chyba cię
poje*ało!
— Ty jedyny znasz wszystkie taktyki.
— To nie jest zły pomysł — dodał Dominic. — Widziałeś sporo
treningów i znasz nasz poziom.
— Hogwart cię zlinczuje, jeśli dowie się, że nie pomogłeś
drużynie w potrzebie — zagroziła Ginny.
Wbili w niego błagalne spojrzenia.
— A co ci szkodzi? — Nicole stanęła po stronie kadry.
— Nawet jeśli nie damy rady, będziesz mógł stwierdzić, że
chociaż próbowałeś — dodał Pete, który był pałkarzem.
— Weźcie go na siłę i już — palnęła Nicole.
— Ej! — oburzył się, ale było już za późno.
Drużyna zaczęła go ciągnąć i pchać do drzwi, mimo jego
błagalnych protestów.
Chwilę później odziany był w szatę reprezentacji Hogwartu,
a Laura tłumaczyła pani Hooch, dlaczego mają zmianę zawodnika i kapitana.
Kobieta przekazała informację do konkretnych osób, a Harry z niepewną miną
czekał, aż wywołają ich na boisko.
— Na głupszy pomysł nie mogliście wpaść — stwierdził.
Dominic klepnął go w plecy. — Jak szkoła nie zacznie wypłacać mi szkodliwego,
to ją rozpie*dolę — mruknął do siebie, a zawodnicy zaśmiali się. — A te fanki
Dextera wraz z nią.
— Zapraszamy drużynę Hogwartu, w której doszło do pewnych
zmian! — krzyknął Seamus do megafonu. — Z powodu problemów zdrowotnych
szukający i jednocześnie kapitan nie mógł wziąć udziału w dzisiejszym meczu. —
Po boisku przeszedł szmer. — Drużyna jednak nie oddaje meczu walkowerem. Oto
jej skład!
Wszyscy wylecieli w wymienionej kolejności. Słysząc
zastępcę Dracona, Hogwartczycy zaczęli głośniej klaskać.
— Żeby drużyna Francji nie spoczęła na laurach, dodam, że
kapitan i szukający nie jest amatorem — rzekł Seamus, żeby Francuzi nie
pomyśleli, że Hogwart jest z tego powodu osłabiony.
Kobra pamiętał, jak należy się zachowywać jako kapitan,
dlatego uścisnął dłoń dowódcy Francji, patrząc na niego twardym wzrokiem. Ten
nie pozostał mu dłużnym. Zawodnicy wzbili się w powietrze, a sędzia rozpoczął mecz.
Ginny i jakiś potężny chłopak ruszyli tak szybko, że Harry ledwo to zobaczył.
Swoim dopingiem Hogwartczycy pobudzili w nim wolę walki i chęć do niej. Nie był
przekonany do tego, aby zastępować Dracona, ale teraz poczuł, że jest w swoim
żywiole. Brakowało mu tej adrenaliny.
Był pierwszym celem pałkarzy Francji, którzy zapewne pomyśleli,
że jako zastępca będzie słabszym ogniwem. Ostrzeżenia Seamusa nie wywołały
zamierzonego efektu, ale Kobra z pierwszą próbą ataków poradził sobie doskonale.
Miał instynkt do tego sportu, mimo długiej przerwy. Słyszał świsty tłuczków
niedaleko siebie, dlatego mógł się obronić w odpowiednim momencie. Choć od
dłuższego czasu nie trenował, nadal z łatwością panował nad miotłą.
Najwidoczniej miał to we krwi.
Widząc ciągłe ataki ze strony przeciwników, Nicole zaczęła obawiać
się, czy postąpiła słusznie, namawiając Kobrę do udziału w meczu. Znała zasady
tego sportu, wiedziała, że Harry go uwielbia i czego ma się spodziewać, ale
teraz zaczynała wątpić. No kurde! Był to w końcu jej chłopak i miała prawo się
o niego martwić!
Mecz trwał. Reprezentacja Francji była na prowadzeniu,
jednak nikt nie tracił nadziei na wygraną. Znali doskonale zastępcę kapitana i
szukającego, który niejednokrotnie poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa.
Kilka razy gonili za zniczem, który pojawiał się i znikał. Żaden z zawodników
się nie oszczędzał. Tłuczki świstały w każdą stronę, a kafel przelatywał z rąk
do rąk. Kobra był maksymalnie skupiony na grze, gdyż nie chciał zawieść
drużyny, szkoły i samego siebie. Nie chciał też narażać zdrowia Dracona, gdyż
pewnie Hogwart byłby na niego wściekły za opuszczenie zawodników w tak ważnym
momencie. Wyobrażał sobie gniew Milki, która teraz towarzyszyła Dexterowi.
Oczywiście, nie na niego, ale na dziewczynę, która chciała go omotać. Z
doświadczenia wiedział, że jest zazdrośnicą, więc na pewno nie miała zamiaru odpuścić.
Jego wzrok wbił się w małą piłeczkę latającą na środku
boiska. Ruszył w tamtą stronę, wpadając między zawodników walczących o kafla.
Zapikował ostro w dół, kiedy piłeczka postanowiła sobie z niego zakpić. Seamus
zaczął drzeć się do megafonu, dostrzegając, co się dzieje. Szukający Francji zareagował
zbyt wolno. W momencie gdy Kobra trzymał znicza, on był dopiero w połowie
drogi. Uczniowie Hogwartu zaryczeli z radości, a Dexter i Milka aż uśmiechnęli
się w Skrzydle Szpitalnym, gdy dotarły do nich te głosy. Nie musieli czekać na
informację, bo ten przekaz był jasny. Drużyna z wrzaskiem rzuciła się na Harry’ego,
gdy tylko wylądowali na ziemi. Dzięki niemu mieli zapewnione miejsce w finale.
Szkoła cieszyła się tak, jakby już wygrali turniej.
Harry leżał na ławce w szatni pełen słodkiego lenistwa.
Niespodziewany mecz go wymęczył, gdyż nie miał wcześniejszych treningów i nie
był zahartowany. Zamknął oczy, słysząc błogą ciszę, poza radiem grającym w tle,
gdy wszyscy wyszli. Nie zareagował na ciche skrzypienie drzwi, domyślając się,
że ktoś czegoś zapomniał. Aż mruknął z przyjemności, kiedy ktoś wbił palce w
jego plecy, masując obolałe miejsca.
— Anioł — wymamrotał, a Nicole zaśmiała się pod nosem i
pocałowała go tuż obok ucha.
Usiadła mu okrakiem na plecach, nie przestając go masować.
Uśmiechnął się szerzej, gdy poczuł jej dłonie na skórze.
— Niedobra — mruknął cicho. — To nie skończy się dobrze.
Roześmiała się głośniej. Odwrócił się na plecy tak, że
teraz siedziała na jego biodrach. Patrzyła na niego z miłym zainteresowaniem, a
on podniósł się do pozycji siedzącej.
— Mówiłem — stwierdził, gdy objęła go nogami w pasie.
Dobrała się do zamka od jego bluzy i zdjęła ją z niego.
Pochyliła się nad nim, sprawiając, że ich usta się spotkały. Poczuła, jak językiem
przejeżdża po jej dolnej wardze, jakby chciał prosić ją o pozwolenie. Uchyliła
usta, czubkiem języka zapraszając go do zabawy. Po jej ciele przeszły przyjemne
ciarki, gdy zaczął gładzić ją po kolanie, a później udzie. Mruknęła cicho, kiedy pocałował ją
w szyję.
— She walked outside,
among the men. Finding me, your last. Ten million miles, her way was close to
her inside. Can't you see, her life is broken? Turn back, believe, nothing is
over.*
Oboje dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli tego nie
przerwą, mogą się zapomnieć, ale nie potrafili się do tego zmusić. Nicole powtarzała
to sobie w myślach, jednocześnie ściągając z niego górne warstwy ubrań. Miała
świadomość, że jest na to za wcześnie, ale z drugiej strony chciała tego, bo wiedziała,
że to jest ten jedyny. Domyślała się, że jeszcze bardziej go prowokuje, ale nie
umiała przestać. Próbował się hamować, jednak marnie mu to wychodziło. Zdawał
sobie sprawę z tego, że Nicole działa pod wpływem impulsu, a tego nie chciał. Niepotrzebnie
to zaczynał i teraz miał problem postawieniem sobie granicy. Jęknęła cicho,
kiedy zmusił się do oderwania od niej. Miała zamglony wzrok, gdy na niego
spojrzała.
— Nie działaj przeciwko sobie — powiedział jej do ucha i
pocałował ją krótko. — Może teraz tego chcesz, ale później możesz tego żałować.
Nie patrzyła na niego. Wypowiedział jej myśli na głos. Aż
tak było to po niej widać? A może tak bardzo ją poznał, że rozumiał, co się
dzieje w jej umyśle? Podniósł się do pionu, sadzając ją jednocześnie na ławce.
Pocałował ją jeszcze w czubek głowy i zniknął w łazience, zostawiając ją z
własnymi myślami. Biła się ze sobą. Dostrzegł, że nie jest gotowa i mimo jej
insynuacji, powstrzymał ją przed czymś, czego mogła później żałować. Nie
wykorzystał jej. Uśmiechnęła się lekko do siebie.
Kiedy wyszedł z łazienki przebrany w zwykłe ubrania,
wstała, uwiesiła się na jego szyi, pocałowała krótko w usta i rzekła tylko:
— Kocham cię.
Oczy mu zabłysły, a na wargach pojawił się uśmiech.
Dexter nie pałał energią, gdyż nie odkryto, która
dziewczyna podała mu źle zrobiony specyfik. Milka była nie mniej wściekła, bo
nie wiedziała, na którą ma uważać. Kobra domyślił się, że sama będzie próbowała
się tego dowiedzieć. We trójkę myśleli nad tym problemem, gdy na parapecie obok
Harry’ego pojawił się kwiat czarnej róży. Alison przełknęła ślinę, kiedy
chłopak ją chwycił. Zmarszczył brwi.
— Nie ma daty.
— Jak to nie? — zdumiał się Dexter.
— Tylko wskazówka. I to jeszcze w formie pytania.
— Dziwne. Co to za pytanie?
— Sprawdziłeś, czy masz kogoś, kto cię zastąpi? — Wymienili między sobą spojrzenia. Byli skołowani. — I
weź ich zrozum — mruknął Kobra.
— Chyba trzeba pogłówkować — stwierdziła Milka.
— Dzisiaj to nie na moją głowę. Zacznę się martwić, gdy
wyślą datę.
Rozeszli się w dwie strony, gdyż Kobra był umówiony z
Nicole w Pokoju Życzeń. Kiedy tylko otworzył drzwi, usłyszał muzykę i jej
śpiew:
— … Oh Sinéad, for the
first time. Life is gonna turn around. I'm telling you you will like it, I
know…**
Uśmiechnął się do siebie. Nie wiedział, dlaczego się tego
wstydzi. Peszyła się, gdy miała śpiewać przy kimś. Tylko przed nim kilka razy
się otworzyła. Leżała wygodnie na kanapie, trenując swój głos z zamkniętymi
oczami. Podszedł cicho i usiadł przy jej stopach. Uchyliła powieki, milcząc.
— Śpiewaj — mruknął, kładąc jej nogi na swoich kolanach.
Zawahała się. — Albo użyję szantażu — dodał, przytrzymując ją za stopy.
Wiedział, że gilgotanie to dla niej istne tortury, dlatego
niemal od razu zaczęła śpiewać z rozbawieniem na twarzy. Dokończyła piosenkę i
wślizgnęła się na jego kolana. Patrzył na nią z uśmiechem, gdy nagle obraz mu
się rozjechał. Przetarł ręką oczy, ale to nic nie pomogło. Twarz dziewczyny
zamazywała się, rozjeżdżała i matowiała.
— Co jest? — spytała, widząc jego mętne tęczówki i dziwne
zachowanie.
Nie odpowiedział. Patrzyła w jego zielone oczy z coraz
większym niepokojem, gdy bledły coraz bardziej. Kolory zaczęły się ze sobą
mieszać, a kształty zmieniać. Twarzy Nicole już w ogóle nie rozróżniał spośród
różnych przedmiotów wokoło. Chwyciła go za dłonie, mówiąc do niego z coraz
większym strachem.
— Kobra?
Wszystko zlało się w czerń i już nie błyskały żadne
światła. Przełknął ślinę.
— Nic nie widzę.
*30 Seconds to Mars – Praying for a Riot
**Within Temptation – Sinead
Witam,
OdpowiedzUsuńimpreza jest mocno zakrapiana, ten kurs samoobrony się przydał, ciekawe kto podał Dexterowi ten eliksir no i Harry zagrał, ciekawe o co chodzi z ty pytaniem i o co chodzi z tym, że nic nie widzi....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
wspaniale, impreza mocno zakrapiana :) a ten kurs samoobrony się bardzo przydał, ale zastanawiam się kto podał Dexterowi ten eliksir...
OdpowiedzUsuńweny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza