24.07.2012

II. Rozdział 34 - Słabsze ogniwo

Syriusz i Remus również uczestniczyli w imprezie z okazji związku Harry’ego i Nicole. Spotkali się z ekipą w klubie i razem czekali na uczniów Hogwartu. Pomieszczenie jak zwykle było pełne gości. Szefunio do nich dołączył, stwierdzając, że powód jest godny wzniesienia toastu. Na twarzy Gejszy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy spośród tłumu dostrzegła znajome osoby. Do widoku Milki i Dextera oraz Blaise’a i Victorii zdążyli się przyzwyczaić, ale Kobra i Nicole byli czymś całkowicie nowym.
— Widzę i oczom nie wierzę — zaśmiał się Szatan, gdy zauważył ich złączone dłonie.
Gejsza i Żyleta spojrzeli na siebie z uśmiechami. Teraz na własne oczy widzieli, że wszystko było prawdą, a nie czymś wymysłem. Blondynka pierwsza się na nich rzuciła z kwikiem radości. Nicole pisnęła ze śmiechem na ustach, gdy Gejsza aż oderwała ją od podłoża. Później jej wzrok powędrował na Aarona stojącego obok Missy i od razu się nimi zajęła, aby zaspokoić swoją ciekawość. Nim wszyscy się przywitali, minęło dobre dziesięć minut. Gejsza nie mogła napatrzeć się na Ostrego i Nicole siedzących obok siebie, co wywoływało śmiech Żylety.
— No co? — burknęła, a na jej ustach zadrgał uśmiech. — Zobacz, jak fajnie razem wyglądają — szepnęła. — I aż promienieją.
Co jak co, ale była to najprawdziwsza prawda. Z ust nie schodziły im uśmiechy i co chwilę spoglądali na siebie z błyskami w oczach.
Nicole popijała drinka, gdy nagle Gejsza zwróciła się do niej z pytaniem:
— Kwiaty były?
Wypluła napój, a Kobra wypuścił z rąk kieliszek, który łapał w locie. Żyleta ryknął śmiechem, uznając to za jednoznaczną odpowiedź.
— W co ty wierzysz? — zachichotała Wdowa, patrząc na blondynkę.
— Sama się zastanawiam — odparła wesoło, a Nicole otrząsnęła się z zadumy i zaczęła się śmiać.
— Uwierz mi, że gdyby wyje*ał z kwiatami, dostałby nimi po łbie i odszedł z kwitkiem — wydusiła przez chichot, widząc rozbawienie u Harry’ego.
— Ani okruchu romantyczności. Ani on, ani ona — stwierdziła Milka, kręcąc głową.
— A czego ty od nich wymagasz, skoro ich randki to były szlabany — palnął Dexter, co wszyscy przyjęli wybuchem śmiechu.
Kobra i Nicole spojrzeli na siebie z rozbawieniem. Było w tym sporo racji, gdyż przed rozpoczęciem związku ani razu nie mieli typowej randki. Wzruszyła ramionami. Jej w ogóle to nie przeszkadzało, a jemu tym bardziej. Ważne było to, że dokładnie poznali drugą osobę i nie musieli udawać przed sobą kogoś innego. Znali doskonale swoje wady i słabości, które akceptowali. Wiedzieli też, czego spodziewać się po drugiej osobie. Nie byli typową parą z filmów romantycznych, ale liczyło się dla nich to, że czuli się szczęśliwi i kochani.
Nie zwracając uwagi na ubaw imprezowiczów, Nicole przytuliła się do Ostrego ze śmiechem, nie mogąc nawet zaprzeczyć. Harry objął ją ramieniem, a Szefunio patrzył na nich z uśmiechem. Było widać, że nie jest to typowe zauroczenie.
— Jak nie było, jak była? — olśniło nagle Ślizgonkę. — A kurs samoobrony?
— Jaki kurs? — zaciekawiła się Missy.
— Nie mówiłeś im? — zwróciła się do Harry’ego, a ten pokręcił głową. — No to nie było tematu — wyszczerzyła się do reszty.
— Ej! Ja chcę wiedzieć!
Prychnęli zgodnie.
— My się nie pytamy, co wy tam z Aaronem robicie.
— Kobra!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, gdy Missy rzuciła w niego papierkiem zwiniętym w kulkę, a Aaron wylał na siebie sok.
Zaczęli się rozchodzić, by trochę potańczyć bądź przywitać się bezpośrednio z barem. Anja, Naomi i Tonks postanowiły dołączyć do towarzystwa, choć były sporo spóźnione. Nikt jednak się tym nie przejął i natychmiast wciągnęły je w rozmowę.
— Dziwnie się na nich patrzy, gdy ma się w pamięci, jak się kłócili, obrażali i walczyli — rzekła Naomi do Syriusza, patrząc na Nicole wtuloną w Kobrę.
— Widocznie tego potrzebowali — odparł z uśmiechem.
Onik i Monica co chwilę donosili im alkohol, bo było tyle osób, że szybko się kończył. Nicole wracała z łazienki, gdy zaczepił ją jakiś nietrzeźwy facet, który składał jej nieprzyzwoite propozycje. Skrzywiła się z niesmakiem, dając mu do zrozumienia, żeby znalazł sobie inną, naiwną panienkę. Nie miał zamiaru odpuścić i na oczach Harry’ego zaczął się do niej dobierać. Mina chłopaka mówiła sama za siebie, ale nie wstał. Dla reszty było to dość dziwne, gdyż nigdy nie pozwalał na coś takiego, a tym bardziej względem swojej dziewczyny.
— Kobra… — zaczął Szatan, gotowy do wstania.
— Siedź — odparł krótko, nie spuszczając wzroku z Nicole.
— Ale… — dodał Yom.
— Mówię: siedźcie. Widzę.
JEB!
— Oł! — skrzywili się zgodnie mężczyźni, kiedy Nicole walnęła faceta z kolana między nogi, a na dobitkę zamachnęła się i zdzieliła go pięścią w twarz.
Z dumnie uniesioną głową minęła jęczącego mężczyznę trzymającego się za najczulsze miejsce. Dopiero przy stoliku skrzywiła się, potrząsając nadgarstkiem i sycząc:
— Ale twarda morda.
Harry pierwszy zaczął się śmiać, a ona z zadowoleniem usiadła obok niego na kanapie.
— Gdzie ty się tego nauczyłaś? — zachichotała Viki.
— Heloł, mam chłopaka, który non stop się z kimś leje — zaśmiała się.
— O to wam chodziło z tym kursem samoobrony — olśniło Pansy.
Kobra zaczynał wątpić, czy wrócą do Hogwartu z samego rana i o własnych siłach. Co chwilę wznoszono za nich toast. Jego przypuszczenie było słuszne.

W dzień meczu Draco był niezwykle blady. Pod oczami dostrzegli sińce, a tęczówki wydawały się nieprzytomne. Na śniadaniu zachowywał się bardzo dziwnie. Wypuszczał wszystko z rąk, gdy niespodziewanie zaczynały mu dygotać. Tłumaczył to stresem, ale Ostremu jakoś to nie pasowało. Dexter i zdenerwowanie przed meczem?
Czekali na trybunach, by obejrzeć kolejny mecz, gdy niespodziewanie przybiegła zdyszana Laura – ścigająca reprezentacji Hogwartu.
— Dexterowi coś się stało. Leży w Skrzydle.
Milka pierwsza pognała w stronę szkoły, a pozostali zaraz za nią. W Skrzydle Szpitalnym znaleźli drużynę Hogwartu z niemrawymi minami. Draco leżał na brzuchu z twarzą bez wyrazu, w każdej chwili gotów do zawiśnięcia nad miską stojącą na ziemi. Pomfrey sterczała nad nim, oglądając jakiś płyn we fiolce.
— To mi wygląda na nieprawidłowo wykonany Eliksir Miłosny.
— Cooo? — jęknął słabo Dexter.
— Tak, panie Malfoy. Zostajesz tutaj.
— Nieee… Mecz…
— Nie będzie żadnego meczu. Chyba że chcesz spaść z miotły, gdy nagle łapie cię bezwład mięśni — rzekła stanowczo pielęgniarka.
Kobra i Blaise wymienili spojrzenia.
— Nie da się nic zrobić? — zapytał Jery.
— Za dwa dni wszystko będzie dobrze.
— Ale ja muszę teraz! — krzyknął Dexter z nagłą siłą.
— Teraz to musisz leżeć — zarządziła, a on poddał się, gdy niespodziewanie pochylił się nad miską.
Drużyna była przygnębiona, gdyż bez kapitana i szukającego nie mogli grać. Wychodziło na to, że muszą oddać mecz walkowerem. Wzrok Dracona padł na Harry’ego. Rozszerzył oczy, widząc ostatnią nadzieję.
— Kobra mnie zastąpi!
— Co?! — wrzasnął Gryfon z przerażeniem. — Chyba cię poje*ało!
— Ty jedyny znasz wszystkie taktyki.
— To nie jest zły pomysł — dodał Dominic. — Widziałeś sporo treningów i znasz nasz poziom.
— Hogwart cię zlinczuje, jeśli dowie się, że nie pomogłeś drużynie w potrzebie — zagroziła Ginny.
Wbili w niego błagalne spojrzenia.
— A co ci szkodzi? — Nicole stanęła po stronie kadry.
— Nawet jeśli nie damy rady, będziesz mógł stwierdzić, że chociaż próbowałeś — dodał Pete, który był pałkarzem.
— Weźcie go na siłę i już — palnęła Nicole.
— Ej! — oburzył się, ale było już za późno.
Drużyna zaczęła go ciągnąć i pchać do drzwi, mimo jego błagalnych protestów.
Chwilę później odziany był w szatę reprezentacji Hogwartu, a Laura tłumaczyła pani Hooch, dlaczego mają zmianę zawodnika i kapitana. Kobieta przekazała informację do konkretnych osób, a Harry z niepewną miną czekał, aż wywołają ich na boisko.
— Na głupszy pomysł nie mogliście wpaść — stwierdził. Dominic klepnął go w plecy. — Jak szkoła nie zacznie wypłacać mi szkodliwego, to ją rozpie*dolę — mruknął do siebie, a zawodnicy zaśmiali się. — A te fanki Dextera wraz z nią.
— Zapraszamy drużynę Hogwartu, w której doszło do pewnych zmian! — krzyknął Seamus do megafonu. — Z powodu problemów zdrowotnych szukający i jednocześnie kapitan nie mógł wziąć udziału w dzisiejszym meczu. — Po boisku przeszedł szmer. — Drużyna jednak nie oddaje meczu walkowerem. Oto jej skład!
Wszyscy wylecieli w wymienionej kolejności. Słysząc zastępcę Dracona, Hogwartczycy zaczęli głośniej klaskać.
— Żeby drużyna Francji nie spoczęła na laurach, dodam, że kapitan i szukający nie jest amatorem — rzekł Seamus, żeby Francuzi nie pomyśleli, że Hogwart jest z tego powodu osłabiony.
Kobra pamiętał, jak należy się zachowywać jako kapitan, dlatego uścisnął dłoń dowódcy Francji, patrząc na niego twardym wzrokiem. Ten nie pozostał mu dłużnym. Zawodnicy wzbili się w powietrze, a sędzia rozpoczął mecz. Ginny i jakiś potężny chłopak ruszyli tak szybko, że Harry ledwo to zobaczył. Swoim dopingiem Hogwartczycy pobudzili w nim wolę walki i chęć do niej. Nie był przekonany do tego, aby zastępować Dracona, ale teraz poczuł, że jest w swoim żywiole. Brakowało mu tej adrenaliny.
Był pierwszym celem pałkarzy Francji, którzy zapewne pomyśleli, że jako zastępca będzie słabszym ogniwem. Ostrzeżenia Seamusa nie wywołały zamierzonego efektu, ale Kobra z pierwszą próbą ataków poradził sobie doskonale. Miał instynkt do tego sportu, mimo długiej przerwy. Słyszał świsty tłuczków niedaleko siebie, dlatego mógł się obronić w odpowiednim momencie. Choć od dłuższego czasu nie trenował, nadal z łatwością panował nad miotłą. Najwidoczniej miał to we krwi.
Widząc ciągłe ataki ze strony przeciwników, Nicole zaczęła obawiać się, czy postąpiła słusznie, namawiając Kobrę do udziału w meczu. Znała zasady tego sportu, wiedziała, że Harry go uwielbia i czego ma się spodziewać, ale teraz zaczynała wątpić. No kurde! Był to w końcu jej chłopak i miała prawo się o niego martwić!
Mecz trwał. Reprezentacja Francji była na prowadzeniu, jednak nikt nie tracił nadziei na wygraną. Znali doskonale zastępcę kapitana i szukającego, który niejednokrotnie poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Kilka razy gonili za zniczem, który pojawiał się i znikał. Żaden z zawodników się nie oszczędzał. Tłuczki świstały w każdą stronę, a kafel przelatywał z rąk do rąk. Kobra był maksymalnie skupiony na grze, gdyż nie chciał zawieść drużyny, szkoły i samego siebie. Nie chciał też narażać zdrowia Dracona, gdyż pewnie Hogwart byłby na niego wściekły za opuszczenie zawodników w tak ważnym momencie. Wyobrażał sobie gniew Milki, która teraz towarzyszyła Dexterowi. Oczywiście, nie na niego, ale na dziewczynę, która chciała go omotać. Z doświadczenia wiedział, że jest zazdrośnicą, więc na pewno nie miała zamiaru odpuścić.
Jego wzrok wbił się w małą piłeczkę latającą na środku boiska. Ruszył w tamtą stronę, wpadając między zawodników walczących o kafla. Zapikował ostro w dół, kiedy piłeczka postanowiła sobie z niego zakpić. Seamus zaczął drzeć się do megafonu, dostrzegając, co się dzieje. Szukający Francji zareagował zbyt wolno. W momencie gdy Kobra trzymał znicza, on był dopiero w połowie drogi. Uczniowie Hogwartu zaryczeli z radości, a Dexter i Milka aż uśmiechnęli się w Skrzydle Szpitalnym, gdy dotarły do nich te głosy. Nie musieli czekać na informację, bo ten przekaz był jasny. Drużyna z wrzaskiem rzuciła się na Harry’ego, gdy tylko wylądowali na ziemi. Dzięki niemu mieli zapewnione miejsce w finale. Szkoła cieszyła się tak, jakby już wygrali turniej.

Harry leżał na ławce w szatni pełen słodkiego lenistwa. Niespodziewany mecz go wymęczył, gdyż nie miał wcześniejszych treningów i nie był zahartowany. Zamknął oczy, słysząc błogą ciszę, poza radiem grającym w tle, gdy wszyscy wyszli. Nie zareagował na ciche skrzypienie drzwi, domyślając się, że ktoś czegoś zapomniał. Aż mruknął z przyjemności, kiedy ktoś wbił palce w jego plecy, masując obolałe miejsca.
— Anioł — wymamrotał, a Nicole zaśmiała się pod nosem i pocałowała go tuż obok ucha.
Usiadła mu okrakiem na plecach, nie przestając go masować. Uśmiechnął się szerzej, gdy poczuł jej dłonie na skórze.
— Niedobra — mruknął cicho. — To nie skończy się dobrze.
Roześmiała się głośniej. Odwrócił się na plecy tak, że teraz siedziała na jego biodrach. Patrzyła na niego z miłym zainteresowaniem, a on podniósł się do pozycji siedzącej.
— Mówiłem — stwierdził, gdy objęła go nogami w pasie.
Dobrała się do zamka od jego bluzy i zdjęła ją z niego. Pochyliła się nad nim, sprawiając, że ich usta się spotkały. Poczuła, jak językiem przejeżdża po jej dolnej wardze, jakby chciał prosić ją o pozwolenie. Uchyliła usta, czubkiem języka zapraszając go do zabawy. Po jej ciele przeszły przyjemne ciarki, gdy zaczął gładzić ją po kolanie, a później udzie. Mruknęła cicho, kiedy pocałował ją w szyję.
— She walked outside, among the men. Finding me, your last. Ten million miles, her way was close to her inside. Can't you see, her life is broken? Turn back, believe, nothing is over.*
Oboje dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli tego nie przerwą, mogą się zapomnieć, ale nie potrafili się do tego zmusić. Nicole powtarzała to sobie w myślach, jednocześnie ściągając z niego górne warstwy ubrań. Miała świadomość, że jest na to za wcześnie, ale z drugiej strony chciała tego, bo wiedziała, że to jest ten jedyny. Domyślała się, że jeszcze bardziej go prowokuje, ale nie umiała przestać. Próbował się hamować, jednak marnie mu to wychodziło. Zdawał sobie sprawę z tego, że Nicole działa pod wpływem impulsu, a tego nie chciał. Niepotrzebnie to zaczynał i teraz miał problem postawieniem sobie granicy. Jęknęła cicho, kiedy zmusił się do oderwania od niej. Miała zamglony wzrok, gdy na niego spojrzała.
— Nie działaj przeciwko sobie — powiedział jej do ucha i pocałował ją krótko. — Może teraz tego chcesz, ale później możesz tego żałować.
Nie patrzyła na niego. Wypowiedział jej myśli na głos. Aż tak było to po niej widać? A może tak bardzo ją poznał, że rozumiał, co się dzieje w jej umyśle? Podniósł się do pionu, sadzając ją jednocześnie na ławce. Pocałował ją jeszcze w czubek głowy i zniknął w łazience, zostawiając ją z własnymi myślami. Biła się ze sobą. Dostrzegł, że nie jest gotowa i mimo jej insynuacji, powstrzymał ją przed czymś, czego mogła później żałować. Nie wykorzystał jej. Uśmiechnęła się lekko do siebie.
Kiedy wyszedł z łazienki przebrany w zwykłe ubrania, wstała, uwiesiła się na jego szyi, pocałowała krótko w usta i rzekła tylko:
— Kocham  cię.
Oczy mu zabłysły, a na wargach pojawił się uśmiech.

Dexter nie pałał energią, gdyż nie odkryto, która dziewczyna podała mu źle zrobiony specyfik. Milka była nie mniej wściekła, bo nie wiedziała, na którą ma uważać. Kobra domyślił się, że sama będzie próbowała się tego dowiedzieć. We trójkę myśleli nad tym problemem, gdy na parapecie obok Harry’ego pojawił się kwiat czarnej róży. Alison przełknęła ślinę, kiedy chłopak ją chwycił. Zmarszczył brwi.
— Nie ma daty.
— Jak to nie? — zdumiał się Dexter.
— Tylko wskazówka. I to jeszcze w formie pytania.
— Dziwne. Co to za pytanie?
— Sprawdziłeś, czy masz kogoś, kto cię zastąpi? — Wymienili między sobą spojrzenia. Byli skołowani. — I weź ich zrozum — mruknął Kobra.
— Chyba trzeba pogłówkować — stwierdziła Milka.
— Dzisiaj to nie na moją głowę. Zacznę się martwić, gdy wyślą datę.
Rozeszli się w dwie strony, gdyż Kobra był umówiony z Nicole w Pokoju Życzeń. Kiedy tylko otworzył drzwi, usłyszał muzykę i jej śpiew:
— … Oh Sinéad, for the first time. Life is gonna turn around. I'm telling you you will like it, I know…**
Uśmiechnął się do siebie. Nie wiedział, dlaczego się tego wstydzi. Peszyła się, gdy miała śpiewać przy kimś. Tylko przed nim kilka razy się otworzyła. Leżała wygodnie na kanapie, trenując swój głos z zamkniętymi oczami. Podszedł cicho i usiadł przy jej stopach. Uchyliła powieki, milcząc.
— Śpiewaj — mruknął, kładąc jej nogi na swoich kolanach. Zawahała się. — Albo użyję szantażu — dodał, przytrzymując ją za stopy.
Wiedział, że gilgotanie to dla niej istne tortury, dlatego niemal od razu zaczęła śpiewać z rozbawieniem na twarzy. Dokończyła piosenkę i wślizgnęła się na jego kolana. Patrzył na nią z uśmiechem, gdy nagle obraz mu się rozjechał. Przetarł ręką oczy, ale to nic nie pomogło. Twarz dziewczyny zamazywała się, rozjeżdżała i matowiała.
— Co jest? — spytała, widząc jego mętne tęczówki i dziwne zachowanie.
Nie odpowiedział. Patrzyła w jego zielone oczy z coraz większym niepokojem, gdy bledły coraz bardziej. Kolory zaczęły się ze sobą mieszać, a kształty zmieniać. Twarzy Nicole już w ogóle nie rozróżniał spośród różnych przedmiotów wokoło. Chwyciła go za dłonie, mówiąc do niego z coraz większym strachem.
— Kobra?
Wszystko zlało się w czerń i już nie błyskały żadne światła. Przełknął ślinę.
— Nic nie widzę.

*30 Seconds to Mars – Praying for a Riot
**Within Temptation – Sinead

2 komentarze:

  1. Witam,
    impreza jest mocno zakrapiana, ten kurs samoobrony się przydał, ciekawe kto podał Dexterowi ten eliksir no i Harry zagrał, ciekawe o co chodzi z ty pytaniem i o co chodzi z tym, że nic nie widzi....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniale, impreza mocno zakrapiana :) a ten kurs samoobrony się bardzo przydał, ale zastanawiam się kto podał Dexterowi ten eliksir...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń